Portal aukcyjny allegro żąda przeprosin za zmodyfikowanie swego logo wpisaniem w niego znaku nazistowskiej SS. Pozwani mówią, że chodziło o sprzeciw wobec obecności faszystowskich symboli na aukcjach portalu.
W środę Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces o ochronę dóbr osobistych firmy będącej właścicielem portalu. Po wysłuchaniu świadków sprawę odroczono do 12 września.
Chodzi o akcję zorganizowaną w 2010 r. podczas Dnia Walki z Rasizmem m.in. przez pozwaną fundację "Zielone Światło". Pikieta w Warszawie dotyczyła walki z handlem materiałami faszystowskimi na portalu aukcyjnym allegro. Elementem akcji był rysunek z napisem: "Nazistowskim gadżetom mówimy nie. Stop Allegro". Przedstawiał on logo portalu allegro.pl, gdzie zamiast literek "ll" widniał symbol SS. Zmodyfikowane logo było też na rozdawanych wtedy pocztówkach.
Strona powodowa żąda przeprosin w "Gazecie Wyborczej" od fundacji i autora przeróbki Jerzego Masłowskiego z grupy artystycznej "Zawleczka" oraz zniszczenia pozostałych materiałów ze zmodyfikowanym logo firmy. Sąd tytułem tzw. zabezpieczenia powództwa, na wniosek portalu, już wcześniej zakazał pozwanym rozpowszechniania materiałów ze zmodyfikowanym znakiem towarowym.
Chodzi o akcję zorganizowaną w 2010 r. podczas Dnia Walki z Rasizmem m.in. przez pozwaną fundację "Zielone Światło". Pikieta w Warszawie dotyczyła walki z handlem materiałami faszystowskimi na portalu aukcyjnym allegro.
Pozwani wnoszą o oddalenie pozwu. Argumentują, że nie chodziło o usuwanie pamiątek z okresu II wojny światowej, gdyż mogą mieć one wartość historyczną i mogą być dostępne dla kolekcjonerów. "Kuriozalne jednak jest produkowanie i sprzedawanie pod przykrywką kolekcjonerstwa wytworów neonazistowskiej propagandy" - wskazywano.
W środę świadek Wiktor Marszałek ze stowarzyszenia Nigdy Więcej, zwalczającego m.in. rasizm, zeznał, że powodem akcji "Nigdy więcej nazizmu na allegro" było pojawianie się na aukcjach symboli faszystowskich. Zgłosił on serwisowi kilka z nich do usunięcia; część usunięto, ale wobec innych stwierdzono brak podstaw prawnych do tego. "Żaden z tych przedmiotów nie miał wartości historycznej; były to rzeczy produkowane współcześnie" - podkreślił świadek.
Drugi świadek Tomasz Łapa, b. pracownik allegro, powiedział, że działanie pozwanych można traktować jako antyreklamę. Dodał, że serwis jest marką "odpowiedzialną społecznie" i prowadzi m.in. działalność charytatywną. Pytany przez adwokata pozwanych, czy odpowiedzialna marka może dopuszczać do sprzedaży na swych aukcjach esesmańskie gadżety, świadek odparł, że nie widzi tu sprzeczności. Podkreślił, że pracownicy allegro nie wystawiają żadnych przedmiotów.
Elementem akcji był rysunek z napisem: "Nazistowskim gadżetom mówimy nie. Stop Allegro". Przedstawiał on logo portalu allegro.pl, gdzie zamiast literek "ll" widniał symbol SS. Zmodyfikowane logo było też na rozdawanych wtedy pocztówkach.
Strona pozwana złożyła do akt prywatną opinię prof. Wojciecha Sadurskiego. Adwokat pozwanych mec. Andrzej Tomaszek wniósł, by zeznawał on jako świadek co do "akceptowanych form protestu konsumenckiego i przeciw określonej ideologii w innych państwach". Strona powodowa była temu przeciwna, bo sąd "ma rozstrzygać na podstawie polskiego prawa". Sąd oddalił wniosek o wezwanie Sadurskiego. W swej opinii napisał on, że przerobienie logo nie przekracza granic wolności słowa.
Reprezentująca stronę powodową radca Joanna Basińska zapewnia, że w procesie nie chodzi o blokowanie krytyki. "Nie naruszamy wolności słowa, ale przerobienie naszego logo może sugerować, że popieramy ideologię nazistowską i stanowi to naruszenie naszych dóbr" - mówiła. Dodała, że portal reaguje na naruszenia prawa w związku z aukcjami i jest zaangażowany w ograniczenie problemu obrotu neonazistowskimi precjozami.
W ub.r. przewodniczący rady Fundacji "Zielone Światło" Wojciech Cegielski zeznał, że chodziło o "pokazanie sprzeciwu wobec przenikania symboliki neonazistowskiej do popkultury i protest przeciw możliwości nabywania tego typu emblematów na portalu". Podkreślał, że przed zorganizowaniem pikiety między fundacją a portalem trwała wymiana korespondencji - według fundacji nie przyniosła ona efektu. "Bezpośrednio po akcji i wywołanej dyskusji liczba tego typu aukcji na portalu zmniejszyła się" - dodał.
Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych pozwany musi wykazać, że jego czyn nie był bezprawny, gdyż działał w interesie publicznym.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ malk/ woj/