Mniej więcej do końca XX stulecia historycy mieli jeśli nie monopol, to pozycję dominującą na rynku opowieści historycznej. To oni decydowali, co z przeszłości zostanie zapamiętane. W dobie internetu i mediów społecznościowych każdy zaś może tworzyć własne wersje historii i umieszczać je w matriksie – mówi PAP prof. Jan Pomorski, historyk z UMCS, przed rozpoczynającym się 18 września w Lublinie jubileuszowym XX Powszechnym Zjazdem Historyków Polskich.
Polska Agencja Prasowa: Czego środowisko historyczne oczekuje po XX Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich?
Prof. Jan Pomorski: Przede wszystkim poważnej debaty nad aktualną kondycją polskiej historiografii i wyzwaniami, przed jakimi dziś stoją nauki historyczne. Nowy format Zjazdu – wszystkie referaty zostały zawieszone na stronie http://xxpzhp.umcs.lublin.pl/ wcześniej, a na samym zjeździe nie będzie ich odczytywania, lecz 10-minutowa prezentacja samych tez – stwarza idealny klimat do takiej środowiskowej dyskusji nad węzłowymi zagadnieniami. Mniej przyczynków, więcej fundamentalnych pytań – to hasło jakie nam przyświecało, gdy jako komitet organizacyjny zamawialiśmy referaty.
PAP: Podczas Zjazdu wygłosi pan referat „Potęga historii”. Jaki wpływ historia rozumiana także jako przekaz tożsamościowo-kulturowy wywiera na społeczeństwo?
Prof. Jan Pomorski: Potęga historii objawia się na różne sposoby. Przeszłość może być tylko biernym reliktem (a czasem nawet relikwią historyczną), ale może też być czynna w teraźniejszości, stawać się siłą sprawczą, jeśli homo historicus – człowiek jako dziejo-twórca ją w tej roli obsadzi. Historia może zniewalać i wyzwalać. Ma w sobie energię nie mniejszą niż ta, która powstaje przy rozszczepieniu atomu! Problem w tym, jak i do czego zechcemy jej używać.
PAP: Na ile polityka historyczna państwa wzmacnia zainteresowanie historią?
Prof. Jan Pomorski: Polityka historyczna może być kierowana na zewnątrz i do wewnątrz. Ta zewnętrzna jest elementem polskiej racji stanu i musi się konfrontować z politykami historycznymi naszych sąsiadów chociażby. To, co się dzieje w Rosji, ostatnio wokół paktu Ribbentrop-Mołotow, jasno pokazuje, że hasło Fukuyamy o końcu historii jest utopią. Boję się natomiast używania/nadużywania historii do wewnątrz: w państwowej polityce pamięci czy w ramach praktyk polityzacji i mitologizacji historii. Nie chodzi nawet o skojarzenia z epoką słusznie minioną, ale o zatrzymywanie się na poziomie historycznego disco polo i kreowanie reprezentacji przeszłości, które z nią samą nie wiele mają wspólnego. Wtedy rodzi się przesyt historią i reakcja obronna w postaci ucieczki od historii, z krzywdą dla edukacji historycznej oczywiście.
PAP: Skąd wynika potrzeba „środowiskowej autorefleksji nad kondycją polskiej historiografii i wyzwaniami, przed jakimi dziś historycy stają” i na czym ma ona polegać?
Prof. Jan Pomorski: Jubileusze mają to do siebie – a spotykamy się na Zjeździe XX – że skłaniają do refleksji. Dodatkowo, wszyscy mamy świadomość ogromnych zmian w otoczeniu nauki historycznej, jakie zaszły za życia jednego pokolenia. Digitalizacja źródeł i otwarty do nich dostęp, internet, społeczeństwo sieciowe i powszechna kultura multimedialna, pojawienie się e-historii i public history to nie jedyne wyzwania, przed jakimi dziś stanęła Akademia. Nasi studenci to e-generacja, która oczekuje zmiany w sposobach nauczania i uczenia o historii. Musimy jako zbiorowość przemyśleć te wyzwania, wspólnie szukać najlepszej odpowiedzi i wymienić się dobrymi praktykami. Co więcej, historia jako dyscyplina naukowa musi się zmierzyć z nowymi regułami „gry w naukę”, jakie wprowadziła tzw. Ustawa 2.0. Ciągle pozostaje aktualne poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, jakiej historii Polacy dzisiaj potrzebują...
PAP: Jakie wyzwania stoją przed badaczami przeszłości w dobie rewolucji technologicznej?
Prof. Jan Pomorski: Mniej więcej do końca XX stulecia historycy mieli jeśli nie monopol, to pozycję dominującą na rynku opowieści historycznej. To oni decydowali, co z przeszłości zostanie zapamiętane. W dobie internetu i mediów społecznościowych każdy może tworzyć własne wersje historii i umieszczać je w matriksie. Pojawia się zatem problem wiarygodności z jednej strony, a z drugiej umiejętności komunikowania się z nową publicznością, dla której tekst pisany jest przeżytkiem takim samym, jak tablica i kreda w szkole... Musimy opanować nowe technologie, by móc tworzyć wiarygodne, oparte na wynikach badań historycznych, multimedialne opowieści historyczne, a do tego studia historyczne słabo przygotowują (może poza historią na UMCS – powiem nieskromnie) lub w ogóle! Rzecz jasna same „gadżety” nie wystarczą, muszą być zawsze wsparte merytoryką, metodologią historii audiowizualnej (a ta znacznie różni się od klasycznej metodologii historii) i metodyką nauczania e-historii. Dobrym przykładem takiego połączenia może być pierwsza w Polsce historyczna aplikacja mobilna „Szlakami Polski Niepodległej 1914–1922”, która powstała w Instytucie Historii UMCS pod moim kierunkiem. Jest ona darmowo dostępna na wszystkie urządzenia mobilne.
PAP: Na ile rewolucja technologiczna jest szansą, a na ile zagrożeniem dla historii?
Prof. Jan Pomorski: Jak już powiedziałem, historia, a tym bardziej e-historia, ma w sobie ukrytą potężną energię. Jeśli okaże się, że nowe technologie zostaną wykorzystane, by produkować umysły historycznie zniewolone, np. nacjonalizmem albo tzw. myśleniem spiskowym, to będzie dramat, rzecz jasna. Tym większa jest odpowiedzialność nas, historyków, za publiczne wskazywanie nadużyć w tej materii.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /