Na Litwie zakończył się w niedzielę 19. Festiwal Filmu Polskiego. W ciągu dziesięciu dni w pięciu miastach kraju zaprezentowano 13 najnowszych polskich produkcji oraz retrospektywę filmów Kazimierza Kutza.
Organizator Festiwalu, Instytut Polski w Wilnie, szacuje, że polskie produkcje obejrzała rekordowa liczba widzów – około 7 tys. „Szacujemy, że pobiliśmy ubiegłoroczny rekord ponad 6,5 tys. widzów” - mówi PAP dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie Marcin Łapczyńki. Wskazuje, że „na niektóre filmy, na przykład na trzy pokazy obrazu „Piłsudski” Michała Rosa, były wysprzedane wszystkie bilety z dużym wyprzedzeniem”.
W tegorocznym programie Festiwalu znalazła się „prawdziwa śmietanka, czyli najnowsze, najlepsze, starannie wybrane, wyselekcjonowane filmy, które zdobywają uznanie i nagrody na światowych festiwalach filmowych, w Cannes, Berlinie, na Sundance Film Festival, czy też na zakończonym niedawno w Gdyni Festiwalu Polskiego Filmu Fabularnego” - podkreśla dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie. W programie znalazł się m.in. film Jacka Borcucha „Słodki koniec dnia“, najnowsze dzieło Agnieszki Holland „Obywatel Jones“, film „Jeszcze dzień życia“ Raula de la Fuente i Damiana Nenowa, „Wilkołak“ Adriana Panka, „Ciemno, prawie noc“ Borysa Lankosza, komedia romantyczna „Całe szczęście“ Tomasza Koneckiego.
Festiwal Filmu Polskiego jest największym projektem Instytutu Polskiego w Wilnie realizowanym w ciągu roku. „Ten projekt ma największy budżet, wymaga największego nakładu pracy, ale też przynosi największą liczbę odbiorców i jest najbardziej widoczny” - zwraca uwagę Łapczyński.
„W ciągu 19 lat pokazaliśmy kilkadziesiąt, jeżeli nie kilkaset filmów i rzeczywiście nasz Festiwal wykreował zainteresowanie polskim filmem na Litwie” - mówi Łapczyński. „Pamiętam początki tego przedsięwzięcia, gdy dla młodych ludzi należało tłumaczyć, czym jest polskie kino i zachęcać do obejrzenia go” - mówi w rozmowie z PAP krytyczka filmowa Żivile Pipinyte.
Dzisiaj polskie produkcje są popularne na Litwie. Pokazują je nie tylko Festiwal Filmu Polskiego, ale też praktyczne wszystkie inne festiwale filmowe odbywające się w tym kraju. „Dla mnie osobiście polskie kino pozwala lepiej zrozumieć otaczającą mnie rzeczywistość” – mówi Pipinyte. W jej ocenie „w litewskich filmach brakuje wysiłku dokonywania analizy procesów zachodzących w ciągu ostatnich 30 lat”. „W polskim filmie ten temat zajmuje znaczące miejsce i wypełnia naszą lukę, gdyż mamy bardzo zbliżoną sytuację społeczną i polityczną” - uważa krytyczka.
Zarówno Pipinyte, jak też Łapczyński wskazują, że prezentacja polskich filmów na Litwie jest najbardziej przystępną i najciekawszą formą popularyzacji tu polskiej kultury. „Litwa jest małym krajem, ma niecałe trzy miliony mieszkańców, ale nie ma praktycznie miesiąca, żeby nie odbywało się tu jakieś wydarzenie związane z filmem” - mówi Łapczyński. Zaznacza, że to pokazuje, iż „mieszkańcy Litwy bardzo się interesują filmem, a poprzez prezentowanie polskiego kina udaje nam się przybliżyć polską kulturę i Polskę”.
„Jestem bardzo zadowolony z wyniku, jaki udało się osiągnąć” - mówi dyrektor Marcin Łapczyński. Podkreśla, że dzięki wsparciu głównego partnera Orlen Lietuva i Stop Cafe Festiwal stał się obecny w pięciu miastach Litwy.W ciągu ostatnich czterech lat widownia wzrosła dwukrotnie. Informacje o Festiwalu zajmuje też znaczące miejsce w litewskich mediach.
Z Wilna Aleksandra Akińczo (PAP)
aki/ jar/