Obrona Lwowa we wrześniu 1939 r. nie została złamana; Niemcy i Rosjanie nie zdobyli miasta w walce. Lwów poddał się, gdy stało się jasne, że wojna jest przegrana - przypominają historycy dr Damian Markowski i dr Piotr Olechowski z Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN.
Polska Agencja Prasowa: Pracownicy Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN rozpoczęli we Lwowie - po ponad dwóch latach starań polskich władz w związku z ukraińskim moratorium - poszukiwania mogił obrońców tego miasta z września 1939 r. Proszę przypomnieć jak przebiegała obrona Lwowa na początku II wojny światowej?
Damian Markowski: Warto zacząć od tego, że polska strona nie przypuszczała, że Lwów tak szybko znajdzie się na pierwszej linii walk, i że znajdzie się wśród tych miast, które nie tylko będą musiały walczyć w swojej obronie, ale wręcz zostaną całkowicie oblężone przez najeźdźców.
Damian Markowski: Warto zacząć od tego, że polska strona nie przypuszczała, że Lwów tak szybko znajdzie się na pierwszej linii walk, i że znajdzie się wśród tych miast, które nie tylko będą musiały walczyć w swojej obronie, ale wręcz zostaną całkowicie oblężone przez najeźdźców.
W polskich planach Lwów nie był brany pod uwagę jako miejsce oporu, ponieważ liczono na to, że front tam po prostu nie dojdzie, że Lwów będzie znajdował się na dalekim zapleczu, gdzie będzie przebiegała organizacja i mobilizacja nowych jednostek wysyłanych na front niemiecki. Liczono na to, że miasto również stanie się takim punktem przesyłowym tego sprzętu zachodniego, który zakupiony i transportowany przez Rumunię, przez port w Konstancji, miał iść na front polski.
PAP: Tego rodzaju rolę Lwowa, jeszcze w latach 30. przed wybuchem wojny, Wojsko Polskie uwzględniło w dwóch planach operacyjnych "Wschód" i "Zachód"...
Damian Markowski: Tak, to były strategiczne plany obrony. Plan "Wschód" był planem wojny ze Związkiem Sowieckim, natomiast plan "Zachód" planem obrony przed nazistowskimi Niemcami. W planie "Wschód" Lwów odgrywał bardzo ważną rolę jako jedno z największych miast, które znajdowałoby się niemal na bezpośrednim zapleczu frontu, ponieważ zdawano sobie sprawę, że w bitwie granicznej Armii Czerwonej nie uda się zatrzymać.
Co ciekawe, w planie "Zachód" Lwów miał znaczenie co najmniej drugorzędne, co zresztą wpłynęło na przebieg jego obrony. Miasta bowiem broniły głównie jednostki improwizowane, tak zwane drugorzutowe, ponieważ jednostki pierwszorzutowe walczyły na dalekich przedpolach miasta w Lasach Janowskich.
Piotr Olechowski: Tymczasem pierwsze bomby spadły na Lwów już 1 września. Niemieckie Luftwaffe zbombardowało wówczas nie tylko główny dworzec kolejowy, ale także słynną fabrykę wyrobów alkoholowych Baczewskiego. Lwowskie społeczeństwo - co znamy z ówczesnych relacji - ubolewało nad tym faktem...
A tak zupełnie poważnie, to obrona Lwowa z września 1939 roku w polskiej historiografii i badaniach naukowców pozostaje w cieniu obrony miasta z listopada 1918 roku. Wydarzenia te są o wiele lepiej znane, a także o wiele bardziej - ze względu choćby na legendę Orląt Lwowskich - upowszechnione niż te z września 1939 roku.
Ciekawa jednak pozostaje pewna symbolika tych walk. Otóż zarówno bój o Lwów w 1918 roku, jak i ten 21 lat później, trwał 22 dni. Przed ponad 100 laty obrona Lwowa trwała od 1 listopada do 22 listopada, natomiast w 1939 roku, licząc od bombardowania, od 1 września do 22 września.
PAP: Co do obrony Lwowa w 1939 roku, to najczęściej przyjmuje się daty od 12 do 22 września. Dlaczego?
Damian Markowski: To kwestia bezpośredniego kontaktu i walk obrońców Lwowa z wojskami III Rzeszy Niemieckiej. Otóż 12 września niemiecka kolumna pościgowa - określana w dokumentach jako "niemiecki rajd na Lwów" i dowodzona przez jednego z najwierniejszych Hitlerowi dowódców Wehrmachtu, późniejszego marszałka Ferdynanda Schörnera - dociera do przedmieść Lwowa. Trwają wówczas zacięte walki już bezpośrednio na ulicach miasta, w tym na ulicy Gródeckiej - kluczowej arterii Lwowa.
Co ciekawe, pierwsze walki o Lwów zostają rozstrzygnięte na korzyść polskich żołnierzy. Głównie dlatego, że przyszedł im z pomocą kontratak Policji Państwowej, co jednak pokazuje, że obrona Lwowa do tego stopnia nie była jeszcze dobrze zorganizowana, że trzeba było sięgnąć po pododdział policyjny. To ten kontratak przesądził o tym, że Niemcom 12 września 1939 roku nie udało się wedrzeć głębiej, do serca miasta.
PAP: Wracając do obecnych prac polskiego IPN we Lwowie; dotyczą one takich miejsc jak Hołosko i Zboiska - we wrześniu 1939 roku były to dwie miejscowości, które dzisiaj leżą w granicach miasta. Co wiadomo o tych miejscach?
Damian Markowski: Jeżeli chodzi o Hołosko, to znajdowała się tam największa w ówczesnej południowo-wschodniej Polsce składnica uzbrojenia. To z niej starano się podczas oblężenia Lwowa, a miała ona osobną załogę niż samo miasto, dostarczyć jak najwięcej uzbrojenia. I w walce o Hołosko zginęli nie tylko żołnierze obrony Lwowa, ale również żołnierze Armii "Małopolska" dowodzonej przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego - późniejszego Naczelnego Wodza na emigracji.
Armia ta usiłowała przedostać się do miasta przebijając się z zachodu przez niemieckie oddziały w Lasach Janowskich. Walki te były do tego stopnia zacięte, że później wśród niemieckich weteranów krążyła nawet określenie Lasów Janowskich jako "lasu śmierci". W Hołosku znajduje się obecnie jedna z większych mogił żołnierzy Wojska Polskiego na terenie Ukrainy.
PAP: Prace IPN w na terenie Hołoska planowane są na przyszły rok, obecne zaś maja miejsce na terenie dawnego cmentarza na Zboiskach.
Damian Markowski: W Zboiskach, dawnej wsi położonej na północnych przedpolach Lwowa, ciężkie walki toczyła w dniach 16 i 17 września 1939 roku słynna 10. Brygada Kawalerii Stanisława Maczka - wówczas pułkownika dyplomowanego, później zaś generała.
PAP: Czyli w Zboiskach może znajdować się mogiła "maczkowców" z września 1939 roku?
Damian Markowski: Wskazują na to źródła historyczne. Oczywiście zobaczymy co uda się w najbliższych dniach ustalić specjalistom Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN, którego pracami kieruje prof. Krzysztof Szwagrzyk. Niemniej jednak wszystkie źródła wskazują, że można tam liczyć na odkrycie mogiły.
PAP: Co do 10. Brygady Kawalerii - była to pierwsza tak nowoczesna jak na tamte czasy jednostka pancerno-motorowa Wojska Polskiego. Powszechnie uważa się, że brygada nie przegrała żadnej bitwy w czasie wojny obronnej Polski 1939 roku?
Damian Markowski: Warto to doprecyzować, ponieważ tych bitew stoczonych przez żołnierzy Stanisława Maczka po prostu nie sposób było wygrać. Może lepszym sformułowaniem byłoby to, że brygada nie dała się rozbić w przeciwieństwie do całej armii Wojska Polskiego II Rzeczypospolitej. 10. Brygada Kawalerii była bowiem w ciągłych walkach i po tych niespełna trzech tygodniach niezwykle krwawych walk odwrotowych wielokrotnie stawiła czoło nawet kilkunastokrotnie silniejszym oddziałom niemieckim. I co ważne, zachowała swoją spoistość, chociaż oczywiście poniosła bardzo duże straty aż do przekroczenia granicy rumuńskiej.
PAP: Co w ocenie historyków zadecydowało o przebiegu obrony Lwowa w 1939 roku?
Damian Markowski: Wszystko to, co działo się podczas pierwszych dwóch dni. Ten okres po 12 września zadecydował bowiem o późniejszym przebiegu walk. Lwów położony jest na wzgórzach, które wówczas - ze względu na tempo niemieckich działań - zostały obsadzone przez Wehrmacht i za pomocą artylerii Niemcy nieustannie ostrzeliwali polskie jednostki uniemożliwiając im skuteczne działania.
Piotr Olechowski: Co ciekawe, po agresji Sowietów po 17 września Niemcy zaproponowali obrońcom Lwowa - dokładnie gen. Władysławowi Langnerowi - poddanie miasta. Niemieccy parlamentariusze przekonywali Polaków, że jeżeli skapitulują, to wówczas Lwów - mimo wszystko - pozostanie w Europie, a nie - gdyby miasto zajęli Sowieci - w Azji. No i jak wiemy Lwów ostatecznie poddano Armii Czerwonej, co zdeterminowało charakter późniejszych wydarzeń.
Piotr Olechowski: Co ciekawe, po agresji Sowietów po 17 września Niemcy zaproponowali obrońcom Lwowa - dokładnie gen. Władysławowi Langnerowi - poddanie miasta. Niemieccy parlamentariusze przekonywali Polaków, że jeżeli skapitulują, to wówczas Lwów - mimo wszystko - pozostanie w Europie, a nie - gdyby miasto zajęli Sowieci - w Azji. No i jak wiemy Lwów ostatecznie poddano Armii Czerwonej, co zdeterminowało charakter późniejszych wydarzeń.
PAP: Oblężony Lwów był wówczas symbolem całej Polski - miastem, które dokładnie w tym samym czasie zostało oblężone przez dwóch agresorów - III Rzeszę Niemiecką i Związek Sowiecki. Lwów, jak i całe państwo polskie, zmagał się z dwoma przeciwnikami...
Damian Markowski: Dokładnie tak i można dodać, że 20 września pierścień wokół Lwowa był już całkowicie zamknięty. Od zachodu i od południa zamykały go oddziały Wehrmachtu, natomiast od wschodu i częściowo od północy oddziały Armii Czerwonej. Atak na Lwów nie jest pomiędzy nimi skoordynowany, najeźdźcy próbują zająć miasto niezależnie od siebie. Doszło nawet do potyczki pomiędzy oddziałami Wehrmachtu i Armii Czerwonej.
Co do niemieckiej propozycji kapitulacji Lwowa to padła ona pod groźbą przeprowadzenia przez Wehrmacht generalnego szturmu miasta, natomiast nawet jeżeli Niemcom udałoby się wówczas zająć Lwów, to i tak musieliby później dotrzymać postanowień politycznych, znanych nam z paktu Ribbentrop-Mołotow. Wojska wrogich Polsce państw zostałyby rozgraniczone, a Wehrmacht, który nie przewidywał, że tak daleko zajdzie w pościgu za Wojskiem Polskim, wycofałby się daleko na zachód.
PAP: Czy podczas obrony Lwowa doszło do wydarzeń, walk, które szczególnie zasługują na przypomnienie?
Damian Markowski: Warto przypomnieć o postawie lwowskich harcerek, które pełniły niezwykle ofiarną służbę czy to w szpitalach polowych czy też jako łączniczki, znajdując się często na linii bojowej pod niemieckim ostrzałem artylerii lub ogniem niemieckich strzelców wyborowych.
Również harcerze dzielnie bronili miasta; doszło nawet do pewnej samowolki, gdy jeden z lwowskich oddziałów harcerskich dokonał samodzielnego wypadu przebijając się do Armii "Małopolska". I harcerze przynieśli wówczas polskim żołnierzom trzy słynne "Urugwaje", czyli karabiny przecipancerne. Jeden z oficerów WP wspominał, że pewnego razu przyszedł nawet do niego dowódca jednego z tych pododdziałów harcerskich z prośbą o przydział amunicji przeciwpancernej, bo okazało się, że przed ich linią bojową kręci się w kółko trafiony już przez harcerzy niemiecki czołg i potrzebują więcej pocisków, żeby go dobić.
PAP: Jak walki o Lwów przyjęła ludność cywilna - wielonarodowa i wielokulturowa - głównie polska, ukraińska i żydowska?
Damian Markowski: To ciekawe, że ze wspomnień ówczesnych lwowian i to zarówno polskiej narodowości, jak i innych narodowości, przebija zdziwienie nad przejściem do porządku dziennego nad tym, jak szybko wojna dotarła do miasta. O ile jeszcze 31 sierpnia 1939 roku Lwów żył jeszcze pełną piersią, życiem pokojowym, ludzie chodzili do kin, teatrów i restauracji, o tyle dzień później - wraz ze spadnięciem pierwszych bomb - wszystko się zmieniło.
Pojawiła się psychoza wojenna i psychoza nalotów Luftwaffe. Wszędzie widziano dywersantów, którzy rzekomo mieli dawać znaki niemieckim lotnikom z dachów domów, gdzie mają bombardować. To oczywiście w zdecydowanej większości przypadków nie miało miejsca. Psychoza wojenna jednak pojawiła się, życie wyglądało jak w oblężonej twierdzy, tym bardziej, że Niemcy mogli dokładnie kierować ogień swojej artylerii przeciwko lwowskiej obronie, ale także ludności cywilnej.
PAP: Historycy przypominają, że wówczas w szeregach Wojska Polskiego było także wielu żołnierzy ukraińskiej narodowości, którzy byli obywatelami II Rzeczypospolitej. Z drugiej strony w latach 30. mamy do czynienia z silnym zaznaczeniem się ukraińskiego nacjonalizmu. Czy wówczas ten problem wystąpił we Lwowie?
Damian Markowski: Owszem, ale nie w samym Lwowie i nie wtedy, kiedy trwała bitwa w Lasach Janowskich. Tam, gdzie oddziały Wojska Polskiego stanowiły niemal do końca jakąś realną siłę bojową to tam - siłą rzeczy - nie były skuteczne bojówki ukraińskich nacjonalistów, które próbowały atakować żołnierzy Wojska Polskiego. Natomiast ukraiński nacjonalizm znacznie bardziej zaznaczył się na głębokiej galicyjskiej prowincji, gdzie rzeczywiście bojówki OUN, również zresztą bojówki komunistyczne wręcz prowadziły polowania na mniejsze oddziały Wojska Polskiego, Policji Państwowej czy nawet na kolumny ludności cywilnej.
PAP: A co można powiedzieć o zachowaniu społeczności żydowskiej?
Damian Markowski: Trudno tutaj wydać jednoznaczną ocenę ponieważ społeczność żydowska II Rzeczypospolitej była znacząco niejednorodna. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z pełną asymilacją części tej społeczności, która ofiarnie walczyła o niepodległą Polskę, z drugiej strony zaś była pewna grupa, pielęgnująca swoją żydowskość, która - również ze względu na różnego rodzaju antysemickie wydarzenia w II Rzeczypospolitej - zdecydowała się pozostać na uboczu. Poza tym mieliśmy też do czynienia z postawą Żydów wręcz wrogą państwu polskiemu, także po części - jak sądzę - spowodowaną takimi decyzjami polskich władz jak tzw. getta ławkowe na uczelniach, a ogólnie brakiem spójnej polityki przedwojennej Polski, brakiem jakiejś konkretnej oferty, wobec tej części społeczeństwa.
Damian Markowski: Pamiętajmy, że obrona Lwowa nie została złamana. Lwów nie został zdobyty w walce. Miasto poddało się, gdy stało się jasne, że wojna jest po prostu przegrana. Komenda Obrony Lwowa zdecydowanie zdawała sobie z tego sprawę, chociaż jeszcze ok. 90-100 km od miasta trwały walki o Tomaszów Lubelski. Jednak było już jasne, że w tej sytuacji dalszy zbrojny opór jest pozbawiony sensu, ponieważ przysporzy on tylko ofiar wśród ludności cywilnej i wśród żołnierzy. Kapitulację podpisano przed Armią Czerwoną i miasto zajęli Sowieci.
Piotr Olechowski: W przypadku Lwowa warto przypomnieć, że jego wiceprezydentem był Wiktor Chajes, który pozostawił po sobie pamiętnik z charakterystycznym w tej sprawie tytułem "Pamiętnik Polaka wyznania mojżeszowego". Myślę, że ten tytuł znakomicie oddaje jego stosunek do państwa polskiego, które cenił.
PAP: Lwów ostatecznie zajęli Sowieci. Oblężone przez dwóch agresorów miasto skapitulowało.
Damian Markowski: Pamiętajmy, że obrona Lwowa nie została złamana. Lwów nie został zdobyty w walce. Miasto poddało się, gdy stało się jasne, że wojna jest po prostu przegrana. Komenda Obrony Lwowa zdecydowanie zdawała sobie z tego sprawę, chociaż jeszcze ok. 90-100 km od miasta trwały walki o Tomaszów Lubelski. Jednak było już jasne, że w tej sytuacji dalszy zbrojny opór jest pozbawiony sensu, ponieważ przysporzy on tylko ofiar wśród ludności cywilnej i wśród żołnierzy. Kapitulację podpisano przed Armią Czerwoną i miasto zajęli Sowieci.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ aszw/