W różnych miastach Estonii odbyły się w piątek uroczystości upamiętniające zawieszenie broni w prowadzonej w latach 1918–1920 wojnie niepodległościowej, w wyniku której powstrzymano ofensywę Armii Czerwonej.
W całej Estonii po 100 sekundach ciszy zabiły kościelne dzwony, rozbrzmiały sygnały pociągów oraz syreny na promach.
Oficjalne uroczystości rozpoczęły się w graniczącej z Rosją Narwie, gdzie w listopadzie 1918 roku miało miejsce pierwsze uderzenie bolszewickie. Prezydent Estonii Kersti Kaljulaid złożyła wieniec upamiętniając tych, którzy zginęli w walkach.
Prezydent podkreśliła, że „Narwa była zawsze domem dla wielu narodów, tak jak wielonarodowe było wojsko ludowe Estonii”. Przypomniała, że „obok Estończyków walczyli i umierali (…) m.in. Rosjanie, Niemcy, Żydzi, Szwedzi”.
Minister obrony Estonii Juri Luik przemawiał pod pomnikiem zwycięstwa w Tallinie, przyznając, że wojna była „ostateczną szkołą przeżycia w historii republiki” oraz „wysiłkiem, który dowiódł całemu światu, że niepodległość Estonii była nie tylko podmuchem wiatru po I wojnie światowej, ale nową rzeczywistością (…)”.
Wojna trwała ponad 400 dni. W jej trakcie po stronie estońskiej życie straciło kilka tysięcy osób. Podpisany 2 lutego 1920 roku traktat w Tartu doprowadził do międzynarodowego uznania niepodległości Estonii. Postanowienia traktatu wciąż są przedmiotem napięć dyplomatycznych między Estonią i Rosją, m.in. dlatego, że na jego mocy terytorium proklamowanej w 1918 roku republiki było większe w stosunku do obecnego o około 5 procent.
Przemysław Molik (PAP)
pmo/ ndz/ ap/