Powstanie w getcie warszawskim skazane było na klęskę, ale wybuchło po to, żeby świat wreszcie usłyszał głos Żydów – mówi PAP historyk publikujący felietony na stronie Muzeum Getta Warszawskiego dr Paweł Wieczorek. W niedzielę przypada 77. rocznica zrywu.
Do września 1939 ludność żydowska stanowiła jedną trzecią mieszkańców Warszawy. Getto warszawskie zostało utworzone przez niemieckie władze okupacyjne 2 października 1940 r., zamknięte i odizolowane od reszty miasta 16 listopada 1940 r.
"370 tys. Żydów zostało zamkniętych na obszarze ok. 3 km kw. W szczytowym okresie, w kwietniu 1942 roku, +dzielnicę żydowską+ zamieszkiwało aż 460 tys. ludzi (transporty z pobliskich gett oraz z Niemiec). Na ulicach panował tłok, domy mieszkalne (ok. 27 tys.) były przeludnione. W jednym pomieszczeniu przebywało od 6 do 10 lokatorów" - mówił PAP Wieczorek.
Ocenił, że "najtragiczniejszy był los dzieci". "W styczniu 1942 w getcie było ok. 80 tys. dzieci w wieku do 14. roku życia, w październiku liczba ta zmniejszyła się do zaledwie 7 tys. Przeżyły +nielegalnie+: w ukryciu" - dodał.
Przypomniał, że "ze względu na warunki higieniczne, zatłoczenie, choroby, dziennie śmierć w getcie ponosiło ok. 80 osób, a rodziło się ok. 6-7 dzieci".
Felietonista MGW wskazał, że Żydom zamkniętym w getcie doskwierały nie tylko choroby i głód, ale także strach i niepewność jutra. "Nie wiedzieli, czego się spodziewać. Oczywiście w tym pierwszym okresie, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu przyzwyczajali się do warunków i zaczynali traktować tę sytuację jako pewną normalność, ale czerwiec 1941 roku i wieści, które płynęły ze Wschodu (władze hitlerowskie plany wyniszczenia europejskich Żydów zaczęły realizować wraz z wkroczeniem wojsk niemieckich na tereny ZSRR w połowie 1941 r. - przyp. PAP), a później tzw. +Wielka Akcja+ wywołały potężny lęk" - wyjaśnił historyk. "Ludność, która trwała w +zamkniętej dzielnicy+ zaczyna myśleć co będzie jutro, ile jeszcze to potrwa, czy jesteśmy w stanie wytrzymać, a jeżeli tak, to w jakich warunkach i gdzie" - dodał.
Podkreślił, że mieszkańcy getta czynili wszystko, by w dobie niepewnego jutra żyć i przeżyć. "Było to bardzo kosztowne. Panowało wielkie bezrobocie. Nieliczni, którzy pracowali w szopach (niemieckie warsztaty produkcyjne na terenie getta - przyp. PAP) oraz nielegalnie zatrudnieni rzemieślnicy zarabiali zbyt mało, by móc się utrzymać i byli skazani na wegetację. By zdobyć jakiekolwiek środki na życie, mieszkańcy getta wyprzedawali swój majątek – biżuterię, dzieła sztuki, futra oraz domowe przedmioty – praktycznie za bezcen" - zaznaczył.
Wieczorek pytany, czy istniało życie kulturalne w getcie, odpowiedział, że "zdecydowanie tak". Jak mówił, "władze niemieckie oficjalnie zezwalały na funkcjonowanie np. teatrów". "Pod koniec 1941 legalnie działało ich pięć: Eldorado, Teatr na Pięterku, Teatr Nowy Azazel, Teatr Femina, Nowy Teatr Kameralny oraz Melody Palace. Ponadto w getcie działała Żydowska Orkiestra Symfoniczna pod batutą Szymona Pullmana. W Synagodze przy Tłomackiem organizowane były koncerty religijne. Funkcjonowały kawiarnie artystyczne i kabarety. Na scenach występowali znani artyści, jak Władysław Szpilman, Wiera Gran, Marysia Ajzensztadt. Pod osłoną dobroczynności organizowano odczyty, spotkania autorskie oraz wystawy plastyków" - wymieniał.
Dodał, że nieoficjalne życie kulturalne toczyło się wokół mniejszych i większych kawiarenek artystycznych. "Genialną rolę odgrywały tutaj tzw. komitety domowe. To był taki trzon czy kręgosłup mieszkańców np. danej kamienicy. Byli oni gotowi do tego, żeby się zorganizować, zbierać środki, które pozwalały utrzymać się ich pobratymcom, z drugiej strony dla złagodzenia rozpaczy, pobudzenia nadziei i woli do życia, urządzali występy artystów zawodowych, jak i patronowały działalności zespołów amatorskich" - mówił.
Jedną z przyczyn wybuchu powstania w getcie warszawskim była "Wielka Akcja" likwidacyjna getta warszawskiego, która odbywała się od lipca do września 1942 roku. "Na skutek tego śmierć poniosło od 250 do 300 tys. Żydów w Warszawie. Przetrwało około 60 tys., spośród nich około połowa, może 35 tys. to byli tzw. legalni, czyli ci, którzy za zgodą władz niemieckich mogli przebywać w szopach i wykonywać tam niewolniczą pracę. Pozostali zaś około 25 do 30 tys. to były osoby, które trwały w ukryciu. Oni właśnie stanowili tę grupę, która stworzyła opozycję. Ludzi świadomych, że nie czeka ich inna przyszłość jak śmierć" - tłumaczył historyk.
W tamtym czasie w getcie powstały pierwsze zbrojne ruchy oporu: Żydowska Organizacja Bojowa (dowódca: Mordechaj Anielewicz) oraz Żydowski Związek Wojskowy (Paweł Frenkel).
Wieczorek przekazał, że do tamtejszego ruchu oporu mniej więcej w połowie stycznia 1943 r. dotarły sygnały, że władze niemieckie przygotowują drugą akcję likwidacyjną, wtedy też zaczęli się oni przygotowywać do powstania. "Pierwszy zryw powstańczy miał miejsce w dniach od 18 do 21 stycznia 1943 r. Niemcy nie spodziewali się, że Żydzi w ogóle są w stanie stawiać opór, a co dopiero doprowadzić, by kilku czy kilkunastu Niemców, ludzi z wojsk etnicznych poniosło śmierć, a tak się stało. Opóźniło to likwidację getta i dało Żydom czas na budowę zdolności bojowej" - zwrócił uwagę. Przypomniał, że "potrzeba było kolejnych trzech miesięcy, żeby 19 kwietnia 1943 r. doszło do wybuchu powstania".
Ocenił, że "nie było szansy na to, żeby ci, którzy wystąpili przeciw władzy hitlerowskiej mieli jakiekolwiek szanse na odniesienia sukcesu". "Do walki przystąpiło ok. 1,5 tys. żydowskich bojowców. Po przeciwnej stronie do walki stanęło ponad 2 tys. żołnierzy SS i Wehrmachtu oraz oddziały etniczne (Ukraińcy, Litwini, Łotysze). Niemcy dysponowali nowoczesnymi karabinami, miotaczami ognia, działami, wozami pancernymi i czołgami. Oddziały żydowskie posiadały niewielką ilość broni palnej – głównie pistolety, granaty własnej konstrukcji oraz koktajle Mołotowa" - podkreślił.
Jak mówił, "powstanie jako takie skazane było na klęskę". "Dlaczego wobec tego podjęto te działania? Po to, żeby świat wreszcie usłyszał głos Żydów warszawskich czy Żydów w ogóle na temat tego, jaką politykę prowadzą hitlerowskie Niemcy" - powiedział Wieczorek.
"I pod tym względem uznaję, że to była ta zwycięska karta powstania, bo jeżeli chodzi o życiowe, materialne konsekwencje to wiadomo, jakie one były - getto zrównano z ziemią" - dodał.
Podał, że według wyliczeń Juergena Stroopa "podczas walk zginęło lub zostało zamordowanych kilkanaście tysięcy Żydów". "Pozostałych przy życiu deportowano: 7 tys. do obozu zagłady w Treblince, kilka tysięcy do obozu koncentracyjnego w Majdanku, pozostałych zaś – ok. 30 tys. – do obozów pracy SS w Poniatowej i Trawnikach. W gruzach przetrwali nieliczni Żydzi, tzw. warszawscy Robinsonowie" - dodał. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ wj/