„Wilno zawsze pozostawało w cieniu Lwowa. Powszechnie uważano, że nie było tak barwne, a przede wszystkim równie wesołe jak Lwów. Całkiem niesłusznie, co postaramy się wykazać w tej książce. W Wilnie nie brakowało bowiem oryginalnych zjawisk, dramatycznych wydarzeń, a także specyficznego, kresowego poczucia humoru” – czytamy.
Duet autorski Koper-Stańczyk po raz kolejny napisał „biografię” kresowego miasta – jesienią ubiegłego roku wydali bowiem „Ostatnie lata polskiego Lwowa”. „Obaj wielokrotnie byliśmy w Wilnie i za każdym razem odczuwaliśmy coś nieuchwytnego i trudnego do wyrażenia słowami. Przypominało to nostalgię za Lwowem, ale w przypadku Wilna miała ona nieco inny smak. Paradoksem jest to, że chociaż relacje Polaków z Ukraińcami były znacznie bardziej dramatyczne niż z Litwinami, to we Lwowie nadal można odnaleźć wiele reliktów polskości, podczas gdy w Wilnie uległy one zatarciu” – piszą autorzy.
Jak dowiadujemy się z książki, Józef Piłsudski miał trzy słabości – Wilno, córki oraz papierosy – a żadnej z nich nie wyrzekł się do końca życia. „Najbardziej skomplikowane uczucia łączyły go jednak z miastem nad Wilią, które obdarzał ogromnym sentymentem pomimo ciężkich przeżyć, jakie go tam spotkały. Nienawidził rosyjskiego gimnazjum, w którym pobierał nauki i czuł się upokorzony zakazem mówienia po polsku. W tym mieście został też aresztowany i skazany na zesłanie” – pisze Tomasz Stańczyk.
Było to miasto jego młodości. Sam zresztą mówił: „Wszystko piękno w mej duszy było przez Wilno pieszczone. Tu pierwsze słowa miłości, tu pierwsze słowa mądrości, tu wszystko, czym dziecko i młodzieniec żył w pieszczocie z murami i w pieszczocie z pagórkami. Jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie!”.
U schyłku I wojny i w pierwszych latach niepodległości Polski stosunki polsko-litewskie były raczej niełatwe. Józef Piłsudski planował połączenie Polski i Litwy w federację, ewentualnie stworzenie państwa polsko-litewsko-białoruskiego ze stolicą w Wilnie. „Nie chciał, by miasto nad Wilią stało się kością niezgody pomiędzy dwoma narodami, które przez kilka wieków dzieliły te same losy. Jednak Litwini stanowczo odrzucali każdą polską propozycję, żądając zrzeczenia się Wilna jako warunku rozpoczęcia rozmów. Miało ono bowiem stać się stolicą ich kraju i w ogóle nie brali oni pod uwagę innego rozwiązania” – czytamy.
Postacią kontrowersyjną dla mieszkańców Wilna jest Lucjan Żeligowski. „Chyba każdy Litwin słyszał o podstępnym generale Želigovskisie, który zdobywając Wilno, wbił nóż w serce jego przodkom. Serca Litwinów krwawiły aż do października 1939 roku, gdy do miasta wkroczyły wojska litewskie. Nie mówi się jednak, że stało się to z łaski Stalina, a Litwa drogo za to zapłaciła. Natomiast w Polsce Żeligowski jest mało pamiętany, chociaż właśnie dzięki niemu Wilno należało do II Rzeczypospolitej” – pisze Tomasz Stańczyk.
„Skomplikowane dzieje naszego kraju sprawiły, że dwie z czterech najważniejszych nekropolii narodowych pozostają poza granicami Polski. Cmentarz Łyczakowski znajduje się w granicach ukraińskiego Lwowa, natomiast wileńska Rossa przeszła pod administrację litewską. Obie nekropolie są miejscem ostatniego spoczynku setek zasłużonych Polaków, bez których właściwie nie można sobie wyobrazić naszej kultury czy historii. Na cmentarzach tych można znaleźć wyjątkowe zabytki sztuki rzeźbiarskiej, gdyż przy pracy nad pomnikami nagrobnymi zatrudniano najlepszych fachowców” – czytamy.
W ocenie autorów, odwiedzenie cmentarza na Rossie jest obowiązkiem każdego przybywającego do Wilna Polaka. „Nekropolia ta zdecydowanie odróżnia się od stołecznych Starych Powązek, cmentarza Rakowickiego czy Łyczakowskiego, które w porównaniu z Rossą wydają się wzorem ładu i porządku. Natomiast znaczna część Rossy to pola grobowe wyznaczone przed laty wśród wysokich pagórków według niezrozumiałej metody” – zauważają.
Wilno było również określane jako Jerozolima Północy. „Nie bez powodu Wilno uchodziło za najważniejsze miasto europejskich Izraelitów. Nad Wilią znajdował się silny ośrodek kultury żydowskiej, a po latach uczniowie miejscowych szkół mieli przyczynić się +do odrodzenia języka Biblii w Izraelu+. Wileńscy Żydzi wywierali też duży wpływ na literaturę jidysz i to właśnie wileński dialekt został uznany za literacką odmianę tego języka” – wskazuje Sławomir Koper.
W dwudziestoleciu międzywojennym „Kurier Wileński” na swoich łamach zauważał: „Wilno jest jednym z ważniejszych centrów żydowskiego ruchu literacko-naukowego nie tylko Rzeczpospolitej i nie tylko Europy. Niestety, najmniej wiedzą o tym sami wilnianie, ściślej, znaczna ich, nieżydowska większość. Żyjemy tu i pracujemy, nie wiedząc (poza nielicznymi wyjątkami), że obok płynie szeroką i wartką rzeką bujne życie umysłowe wielkiej części obywateli tego miasta”.
Historia Wilna to także historia półświatka. „To była największa organizacja przestępcza pierwszych dekad XX stulecia na ziemiach polskich. Bandyci spod znaku Bruderferajn całkowicie zdominowali wileński półświatek, a w chwilach największego rozkwitu ich grupa liczyła ponad tysiąc osób. Nie mogli się z nią uporać ani carscy urzędnicy, ani niemieccy okupanci, ani Litwini. Dopiero polska policja położyła kres jej działalności, nie byłoby to jednak możliwe bez współpracy z innymi przestępcami” – opisuje Sławomir Koper.
Tomasz Stańczyk opisuje także pomniki, które wywołały wśród mieszkańców Wilna emocje. Pomniki Michaiła Murawjowa oraz Katarzyny II postawione w Wilnie za czasów caratu zbulwersowały i rozdrażniły Polaków. W niepodległej już Polsce ogromne emocje wywoływały projekty pomnika Mickiewicza. „Nad pomnikiem Mickiewicza w Wilnie w czasach II Rzeczypospolitej zawisło jakieś fatum – nie powstał on do 1939 roku, choć wykonano trzy jego projekty” – ocenia autor.
Wilno wiąże się również z działalnością Uniwersytetu Stefana Batorego. „Jednym z ulubionych miejsc obu Autorów w Wilnie jest uniwersytecki dziedziniec Piotra Skargi. To cudowne miejsce, do którego zawsze powracają podczas swoich wizyt w mieście nad Wilią. Plac otoczony arkadowymi budynkami z XVII i XVIII stulecia zachował wiele z atmosfery dawnych epok. Tutaj naprawdę można się poczuć jak w czasach II Rzeczypospolitej, chociaż polskie napisy zastąpiono łacińskimi lub litewskimi” – piszą Sławomir Koper i Tomasz Stańczyk. Batory jest uważany za założyciela uczelni, ponieważ zreformował on istniejące w Wilnie kolegium jezuickie, tworząc uniwersytet, który zrównano w prawach z Akademią Krakowską, a jego pierwszym rektorem został Piotr Skarga.
Wilno zawsze uważano za miasto pięknych barokowych kościołów i urokliwych cmentarzy. „Architektura znakomicie harmonizowała tutaj z przyrodą, więc czarowi Wilna z łatwością ulegali ludzie, którzy się w nim osiedlali. Należeli do nich Jan Bułhak i Ferdynand Ruszczyc, którzy zakochawszy się w grodzie nad Wilią, związali się z nim na długo. Nie tylko zresztą oni, bo jego „dziwnej, tajemnej sile pociągającej i niezniszczalnemu pięknu” ulegli także Juliusz Kłos, Stanisław Lorentz i Jerzy Remer” – pisze Tomasz Stańczyk.
Wybuch II wojny światowej przyniósł koniec historii polskiego Wilna. W lutym 1945 roku komunikat o rezultatach konferencji mocarstw w Jałcie przyniósł kres wszelkim marzeniom o polskim Wilnie. Potwierdzona wówczas została tzw. linia Curzona jako wschodnia granica Polski – oznaczało to, że Wilno pozostanie sowieckie.
Wśród Wilnian, którzy opuścili rodzinne miasto, byli m.in. znani po wojnie twórcy i artyści, wśród nich: malarze Andrzej Wróblewski i Andrzej Strumiłło, reżyser Ryszard Ber, aktorzy Kazimierz Brusikiewicz i Emil Karewicz, a także pisarze Tadeusz Konwicki i Zygmunt Żakiewicz, piosenkarz Andrzej Dąbrowski oraz publicystka Józefa Hennelowa.
Wilno opuściło około 80 proc. polskich mieszkańców miasta. „Dane są bardzo rozbieżne, nigdy nie ustalono prawdziwej liczby +repatriowanych+. Najniższe szacunki mówią o 90 tysiącach, niektóre powiększają tę liczbę do 107 tysięcy” – czytamy.
Książka „Ostatnie lata polskiego Wilna” Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka ukazała się nakładem wydawnictwa Fronda.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/