Pamięć zostaje, historia przyznaje rację Antygonie nie Kreonowi – mówi Katarzyna Kobylarczyk, od środy – laureatka Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki, autorka książki „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany” o historii Hiszpanii ostatnich 100 lat.
PAP: Książka „Strup” jest częścią dyptyku o Hiszpanii?
Katarzyna Kobylarczyk: Nie jest. „Strup” to jakby rewers mojej wcześniejszej książki „Pył z landrynek” o hiszpańskich fiestach, o hiszpańskiej radości, o tej allegrii, którą Hiszpanie mają tak mocno w swoim charakterze zakorzenioną, o ich sposobach świętowania. Ale już w „Pyle z landrynek” można dostrzec cień, bo hiszpańska radość miewa odniesienia do śmierci, ociera się o nią. Hiszpanie świętują podejmując ryzyko, czasem wyzywając śmierć, zapraszając ją między ludzi. Pisząc radosną książkę miałam poczucie, że śmierć i mrok gdzieś tam się kryją.
PAP: Skąd temat ekshumacji?
Katarzyna Kobylarczyk: Chciałam napisać zwyczajny, gazetowy reportaż o ekshumacji ciał ofiar hiszpańskiej wojny domowej w Milagros, niedaleko Burgos. Okazało się, że moja wiedza i oczekiwania nijak mają się do tego, co się tam odbywa, że tak naprawdę bardzo mało rozumiem. Otworzył mi się obraz pustego hiszpańskiego pejzażu wypełnionego niepochowanymi lub źle pochowanymi kośćmi. Poczułam, że nie powinnam tak szybko o tym pisać, muszę się dowiedzieć więcej.
PAP: Czy w Hiszpanii działa jakaś instytucja państwowa w rodzaju polskiego IPN, która kieruje ekshumacjami? Bada szczątki? Zajmuje się godnym ich pogrzebaniem?
Katarzyna Kobylarczyk: W Hiszpanii nie ma instytucji państwowych, takich jak IPN. To było dość szokujące dla mnie, że państwo w żaden sposób nie zajmuje się tym tematem, wydaje się, że umywa ręce. Ekshumacjami w Hiszpanii zajęły się osoby prywatne, ludzie, którzy szukali swoich bliskich. To oni zaczęli się zrzeszać, tworzyć stowarzyszenia pamięci historycznej i organizować ekshumacje. Zaangażował się w nie antropolog sądowy Francisco Etxeberriaesco, człowiek z olbrzymim doświadczeniem, specjalizujący się w ofiarach śmierci gwałtownej. Pracuje na wykopaliskach wszystkich epok – od paleolitu po współczesność. On wprowadził do hiszpańskich ekshumacji profesjonalne zasady. Wcześniej, pod koniec lat 70. zdarzało się, że rodziny wydobywały ciała na własną rękę, samodzielnie, łopatami. Był to wówczas akt wielkiej odwagi. Po roku 2000 w wielu miejscach Hiszpanii ekshumacje są prowadzone są profesjonalnie, chociaż zajmują się nimi organizacje pozarządowe. Po hiszpańskiej wojnie domowej w kraju pozostały setki tysięcy szczątków, które nie doczekały się godnego pochówku.
PAP: Czy te stowarzyszenia poszukiwaczy ofiar odzwierciedlają podziały z czasów wojny domowej? Czy nadal szczątki republikanów i frankistów traktowane są inaczej?
Katarzyna Kobylarczyk: Stowarzyszenia, o których piszę, zrzeszają ludzi, którzy szukają ciał ofiar represji nacjonalistycznych. Przyczyna jest bardzo prosta – ofiary po stronie nacjonalistów zostały pogrzebane i uczczone podczas dyktatury. Generał Franco ustanowił wręcz kult tych, którzy „polegli za Boga i Hiszpanię”. Budowano im mauzolea, stawiano pomniki, na każdym kościele czy ratuszu była tablica z ich nazwiskami. O ofiarach drugiej strony konfliktu milczano przez całe dekady. Szczególne milczenie otoczyło tych, którzy nie polegli z bronią w ręku na polu bitwy, ale zostali rozstrzelani bez procesu i wyroku za powiązania z ruchem ludowym czy sympatyzowanie z republiką. To właśnie ich ciała do dziś leżą w zbiorowych, anonimowych grobach rozsianych po całej Hiszpanii, to ich wciąż szukają rodziny.
PAP: Czy polityka historyczna, stosowana jako narzędzie umacniania władzy, okazała się skuteczna?
Katarzyna Kobylarczyk: Wydaje się, że nie – i to pomimo, że w Hiszpanii reżim utrzymywał się bardzo długo, Franco umarł w 1975 roku. On bardzo silnie eksploatował propagandowo „swoich” poległych, nie zawsze zgodnie z wolą ich bliskich. Zdarzało się, że ciała zabierano do honorowej Doliny Poległych wbrew woli najbliższej rodziny. Ta polityka historyczna niewątpliwie działała w służbie propagandy. Dla mnie pewną nadzieję daje fakt, że po tylu latach zagłuszania pamięć przetrwała. To bardzo pocieszające – niezależnie, jak władza ustawi narrację, jak obmyśli sobie swoją propagandowy komunikat, to pamięć, ta zakazana, i tak gdzieś się tli i wybucha, nawet jeżeli nie w pierwszym pokoleniu. Wnuki pamiętają.
PAP: Czyli, nawiązując do starożytnego dramatu o konflikcie polityki historycznej i prawa człowieka do uczczenia swoich zmarłych, historia przyznaje rację Antygonie, nie Kreonowi?
Katarzyna Kobylarczyk: Trop Antygony jest w Hiszpanii bardzo odczuwalny. Po wojnie państwo próbowało odgórnie ustalić jedną wersję pamięci, historię napisaną przez zwycięzców. Zaprzęgnięto do tego cały aparat władzy, tak jak zrobił Kreon. I co? Po dekadach okazało się, że jednak gdzieś pod ziemią kiełkują źdźbła pamięci drugiej strony, pamięć prywatna zostaje, nie da się tego zdusić.
PAP: Autor „Antygony” nie dotyka kwestii, który z braci bohaterki miał rację, który zasługiwał na pomnik, a który na pozostawienie w polu na pożarcie psom. Antygona jest siostrą jednego i drugiego.
Katarzyna Kobylarczyk: Długie tygodnie czytając o wojnie domowej w Hiszpanii, o walkach, o ideologiach, szukałam instynktownie podziału na złych i dobrych bohaterów. To oczywiście niemożliwe. W poszukiwaniu pozytywnych bohaterów zabrnęłam w ślepy zaułek. I zrozumiałam, że to w ogóle nie jest moim zadaniem. Reporter powinien być po stronie ofiar.
rozmawiała: Agata Szwedowicz(PAP)
Książka "Strup. Hiszpania rozdrapuje rany" ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. (PAP)
aszw/ pat/