Szpiedzy z okresu II Rzeczypospolitej, II wojny światowej, ale też agenci działający w epoce PRL – to bohaterowie książki Sławomira Kopra „Polscy szpiedzy 2”.
Autor opisuje w niej ludzi, którzy dla rodzinnego kraju oddali wszystko, łącznie z życiem, jak też powszechnie uznawanych za zdrajców. W książce nie zabrakło tzw. nielegałów, czyli oficerów działających pod przykryciem i wykorzystujących cudze tożsamości, ale także agentów służących pod własnym nazwiskiem.
„Nie bez powodu szpiegostwo uważane jest za trzeci z najstarszych zawodów świata (po prostytucji i stręczycielstwie). Zapewne istniało już epoce jaskiniowej, gdy jedna horda naszych odległych przodków wykradła innej hordzie tajemnicę rozniecania ognia. Być może już wówczas nie ograniczano się wyłącznie do szpiegostwa gospodarczego i +agentów+ wykorzystywano także do zbierania informacji, które mogły być użyteczne podczas walk o tereny łowieckie czy lepsze siedziby. Nie ma bowiem co ukrywać, że szpiegostwo jest równie stare jak ludzkość” – pisze Sławomir Koper.
Autor zwraca uwagę na fakt, że z upływem wieków zmieniał się publiczny wizerunek szpiega. Niegdyś uważano ich działalność za bardzo przydatną, ale mało honorową, a czasami wręcz wstydliwą. Zdemaskowani szpiedzy byli po prostu wieszani lub wbijani na pal, raczej nie stosowano wobec nich bardziej honorowych metod uśmiercania, jak ścięcie czy pluton egzekucyjny.
„Nawet Napoleon Bonaparte, który bardzo wysoko cenił swoich agentów, nie nagradzał ich na równi ze swoimi oficerami. Zwykł bowiem mawiać, że ordery ma dla żołnierzy, a dla szpiegów tylko złoto. To jednak uległo zmianie i już w XX stuleciu szpiegów zaczęto uznawać za elitę sił specjalnych. Przyczyniły się do tego liczne publikacje książkowe, a później także filmy i seriale telewizyjne, których bohaterami byli właśnie szpiedzy” – pisze Koper.
Jego książka jest luźną kontynuacja publikacji „Polscy szpiedzy”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona. Koper przedstawia bardzo różne aspekty „szpiegowskiej roboty” oraz mocno zróżnicowane postacie bohaterów. Porusza m.in. temat szpiegów w kościele, Watykanie. „Wprawdzie jeszcze Józef Stalin uważał, że Watykan nie ma znaczenia politycznego, gdyż nie dysponuje realną siłą militarną, ale już jego następcy mieli na ten temat odmienne zdanie” – pisze Koper.
Wybór Karola Wojtyły na tron papieski zintensyfikował działania szpiegowskie za Spiżową Bramą, bo wraz w wyborem nowego papieża zwiększył się udział polskich księży w strukturach Państwa Kościelnego. SB zaczęła osiągać na tym polu sukcesy – liczba zrejestrowanych duchownych będących współpracownikami tajnych służb była imponująca.
Z wywiadem współpracowali nawet wysocy dostojnicy kościelni – m.in. późniejszy biskup, sufragan gnieźnieński Jerzy Dąbrowski. To właśnie on, jako „Ignacy”, dostarczał materiały z II Sobory Watykańskiego.
Najgłośniejszym jednak przypadkiem inwigilacji środowisk watykańskich była sprawa ojca Konrada Hejmo. Gdy w czerwcu 2005 r. IPN ujawnił fakt jego współpracy z SB, przez kraj przetoczyła się fala oburzenia. Ojciec Hejmo nie był bowiem zwykłym, szeregowym duchownym. To współzałożyciel miesięcznika „W drodze", duszpasterz akademicki, wicedyrektor Delegatury Biura Prasowego Episkopatu Polski w Rzymie, redaktor naczelny pisma „Kronika Rzymska”, dyrektor Ośrodka dla Pielgrzymów Polskich Corda Cordi w Rzymie. Związki ojca Hejmy z tajnymi służbami sięgały połowy lat siedemdziesiątych, kiedy zaczął regularnie spotykać się z funkcjonariuszami bezpieki. Zakonnik okazał się wyjątkowym gadułą, który uwielbiał dużo mówić o ludziach ze swojego otoczenia.
Autor opisuje też losy „najgroźniejszego uciekiniera” Jerzego Sumińskiego, którego dezercja była dotkliwym ciosem dla służb PRL. Przejście tego wyjątkowo dobrze poinformowanego oficera kontrwywiadu na stronę CIA oznaczało paraliż działań polskiego wywiadu w połowie państw Zachodu. Pod koniec lat siedemdziesiątych Sumiński zajmował się ochroną agentów wywiadu przed inwigilacją ze strony przeciwnika. Jego kariera rozwijała się dynamicznie do 5 czerwca 1981 r. Tego dnia kapitan wsiadł do swojego Fiata 126p i zniknął.
Dezercja Sumińskiego w największym stopniu obciążała gen. Czesława Kiszczaka, który jako szef WSW odpowiadał za „ochronę kontrwywiadowczą” wywiadu. W późniejszych wspomnieniach Kiszczak przyznał, że dezercja Sumińskiego przyniosła większe straty niż ucieczka Ryszarda Kuklińskiego. W normalnym systemie generał podałby się do dymisji lub został zwolniony dyscyplinarnie. Tymczasem w PRL Czesława Kiszczaka awansowano, w końcu lipca 1981 r. został ministrem spraw wewnętrznych.
Agata Zbieg
Źródło: MHP