Kwestia Katynia i Polaków jako ofiar systemu sowieckiego ma swój specyficzny charakter, który wykracza poza wewnętrzne sprawy ZSRS. Polacy reprezentowali naród posiadający własne państwo. To inny przypadek niż historia prześladowań „narodów ukaranych” z republik sowieckich czy sąsiednich krajów, które zagrożone przez stalinowską agresję w czasie II wojny opowiedziały się po stronie III Rzeszy. Przypadek Polski jest dla Kremla tym bardziej irytujący, że jej postawa i skala poniesionych ofiar przeczy oficjalnej narracji o przebiegu II wojny – mówi PAP dr hab. Henryk Głębocki, historyk z UJ oraz IPN.
Polska Agencja Prasowa: Jedna z niewielu niezależnych od władz gazet rosyjskich, „Nowaja Gazieta”, stwierdziła, że „wydarzenia ostatnich miesięcy pokazują nową jakość w kwestii negowania zbrodni katyńskiej”.
Dr hab. Henryk Głębocki: Myślę, że ostatnie wydarzenia, szczególnie nagłośnione niedawno wystąpienie Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo- Historycznego, osławionego podobnymi inicjatywami, są jedynie wyrazem tendencji, których źródeł należy dopatrywać się w polityce Władimira Putina, co najmniej od czasu jego drugiej kadencji prezydenckiej.
Podczas niedawnej konferencji Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego postulowano kolejne, bo nie pierwsze już, działania zafałszowujące prawdę o zbrodni katyńskiej i likwidujące wiedzę o niej z przestrzeni publicznej poprzez usunięcie tablic upamiętniających ten mord. Poinformowano też o planach badań archeologicznych na terenie kompleksu cmentarza w Miednoje, gdzie w latach 1941–1942 miały się znajdować szpitale wojskowe i miejsca pochówków sowieckich żołnierzy. Można to odczytać jako zapowiedź próby zmiany charakteru cmentarza w Miednoje. Przypomnijmy, że w Katyniu właśnie z inicjatywy tego Towarzystwa dokonano przebudowy rosyjskiej części Zespołu Memorialnego, gdzie pochowano rosyjskie ofiary represji stalinowskich. W 2018 r. otwarto tam wystawę „Rosja. Polska. Wiek XX”, przygotowaną przez Rosyjskie Towarzystwo Wojskowo-Historyczne, a na ekspozycji na pierwszym planie pokazano wątek „polskich obozów koncentracyjnych dla jeńców-czerwonoarmistów w latach 1919–1922” – tj. z wojny 1920 r.
Dr hab. Henryk Głębocki: Podczas niedawnej konferencji Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego postulowano kolejne, bo nie pierwsze już, działania zafałszowujące prawdę o zbrodni katyńskiej i usuwające wiedzę o niej z przestrzeni publicznej poprzez usunięcie tablic upamiętniających ten mord. Poinformowano też o planach badań archeologicznych na terenie kompleksu cmentarza w Miednoje, gdzie w latach 1941–1942 miały się znajdować szpitale wojskowe i miejsca pochówków sowieckich żołnierzy. Można to odczytać jako zapowiedź próby zmiany charakteru cmentarza w Miednoje.
PAP: Czym jest Rosyjskie Towarzystwo Wojskowo-Historyczne, jedno z głównych narzędzi obecnej fazy kremlowskiej polityki historycznej?
Dr hab. Henryk Głębocki: W Rosji funkcjonuje wiele tego rodzaju towarzystw historycznych. Rozwinęły się one szczególnie w okresie rządów Putina. Istotną rolę odgrywają w nich ludzie o ambicjach naukowych lub pseudonaukowych, którzy wywodzą się ze środowisk wojskowych, służb specjalnych, z resortów siłowych, mający ambicje posiadania nie tylko stopni oficerów, lecz i tytułów naukowych. Wydają własne czasopisma określane jako „naukowe”, jak np. byli oficerowie KGB.
Towarzystwa takie odgrywają ważną rolę w propagowaniu oficjalnej, kremlowskiej wizji przeszłości, broniąc ZSRS i jego służb specjalnych, w stylu obecnych władz organizując prawdziwe „operacje specjalne wobec historii”, jak ta ostatnia z tablicami katyńskimi, ale czasami i wobec historyków zajmujących się, zwłaszcza na prowincji, niewygodnymi tematami.
PAP: Czy rzeczywiście jest to „nowa jakość”, a może wyłącznie częściowy powrót do dawnej sowieckiej narracji budowanej od kwietnia 1943 r., gdy pojawił się niemiecki komunikat o Katyniu?
Dr hab. Henryk Głębocki: Wydaje się, że sprawy, o których rozmawiamy, wpisują się przynajmniej w trzy zasadnicze płaszczyzny polityczne. Po pierwsze, to często pomijamy wymiar wewnętrzny działań Kremla. Tego rodzaju posunięcia polityczne „porządkują” i ukierunkowują pamięć społeczeństwa rosyjskiego zgodnie z zapotrzebowaniem władz na historyczną legitymizację, co jest ważne w obliczu narastającego w Rosji kryzysu politycznego i ekonomicznego.
Na horyzoncie pojawia się wszak pytanie o sprawę sukcesji i utrzymania zbudowanego przez Putina systemu władzy opartego na kadrach tzw. ekipy czekistów. Obawę przed scenariuszem buntu społecznego wzmacniają obserwowane wystąpienia na Białorusi, o nerwowości sytuacji świadczy niedawno głośny przypadek demonstracyjnego wręcz otrucia lidera opozycji Aleksieja Nawalnego.
Dr hab. Henryk Głębocki: Na horyzoncie pojawia się wszak pytanie o sprawę sukcesji i utrzymania zbudowanego przez Putina systemu władzy opartego na kadrach tzw. ekipy czekistów. Obawę przed scenariuszem buntu społecznego wzmacniają obserwowane wystąpienia na Białorusi, o nerwowości sytuacji świadczy niedawno głośny przypadek demonstracyjnego wręcz otrucia lidera opozycji Aleksieja Nawalnego.
Do prób zacierania pamięci o Katyniu czy innych zbrodniach wykorzystuje się takie organizacje jak wspomniane Towarzystwo Wojskowo-Historyczne, – jako tzw. inicjatywę społeczną, od czego oficjalnie Kreml, jak ostatnio, może się zdystansować. Później takie projekty wystarczy tylko wesprzeć przez administrację. Łączy się to z szeregiem publikacji, programów, komentarzy w internecie suflujących nową wykładnię przeszłości, w wersji ostrej – całkowicie negującą sowiecką odpowiedzialność za zbrodnię katyńską, a w wersji łagodniejszej – zasiewającą wątpliwość w źródłowe ustalenia kilku pokoleń historyków.
Wszystko to jest jednak elementem szerszego procesu zacierania pamięci o zbrodniach sowieckich oraz ich śladów przez władze będące sukcesorami politycznymi ZSRS, a nieraz wychowankami wciąż odtwarzającej się tzw. korporacji czekistów.
Kwestia Katynia i Polaków jako ofiar systemu sowieckiego ma jednak też swój specyficzny charakter, który wykracza poza wewnętrzne sprawy ZSRS. Polacy reprezentowali naród posiadający własne państwo, członka koalicji antyhitlerowskiej. To jednak inny przypadek niż historia prześladowań „narodów ukaranych” z republik sowieckich czy sąsiednich krajów, które zagrożone przez stalinowską agresję opowiedziały się w czasie II wojny światowej po stronie III Rzeszy. Nie da się Polaków, mimo tylu propagandowych usiłowań, zredukować do kolejnego wydania „faszystów”, którzy „słusznie” cierpieli za swoje zbrodnie.
Dr hab. Henryk Głębocki: Kwestia Katynia i Polaków jako ofiar systemu sowieckiego ma jednak też swój specyficzny charakter, który wykracza poza wewnętrzne sprawy ZSRS. Polacy reprezentowali naród posiadający własne państwo, członka koalicji antyhitlerowskiej. To jednak inny przypadek niż historia prześladowań „narodów ukaranych” z republik sowieckich czy sąsiednich krajów, które zagrożone przez stalinowską agresję opowiedziały się w czasie II wojny światowej po stronie III Rzeszy.
Przypadek Polski jest dla Kremla tym bardziej irytujący, że jej postawa i skala poniesionych ofiar przeczy oficjalnej narracji o przebiegu II wojny światowej, o zwycięstwie nad faszyzmem, na którego micie zbudowano współczesną ideologię neoimperialną, mającą połączyć mieszkańców Rosji i przywrócić jej pozycję międzynarodową. Symbolicznym wyrazem tego polskiego doświadczenia jest właśnie sprawa Katynia i pamięć o nim, choćby przez obecność kompleksów cmentarzy naszych oficerów pochowanych w miejscach dokonania mordu. Wszak „dowodem istnienia potwora są jego ofiary”…
PAP: W jaki sposób Kreml rozgrywa sprawę zbrodni katyńskiej na arenie międzynarodowej?
Dr hab. Henryk Głębocki: Sprawę Katynia, symbolizującą los Polski w II wojnie, należy rzeczywiście rozpatrywać również w kontekście globalnym. Wydźwięk tego mordu, jak żadnego innego wydarzenia, dekonstruuje politykę jałtańską, do której tak bardzo chciałby wrócić obecny gospodarz Kremla. Wszak prawda o Katyniu i jego ofiarach została w 1945 r. złożona na ołtarzu polityki koncertu wielkich mocarstw, bo wiedza o ludobójczej istocie sowieckiego komunizmu najmocniej uderzała w podstawy tego sojuszu. Zauważmy, że zbrodnia ta została przypomniana przez Amerykanów dopiero w apogeum zimnej wojny.
Dzisiaj Kreml, jak świadczą wysyłane w świat sygnały i deklaracje, usiłuje wrócić do „jałtańskiego” sposobu uprawiania polityki globalnej ponad głowami suwerennych narodów. Zredukowanie polskiego wkładu w II wojnę światową, oddania połowy Europy w stalinowską niewolę, co symbolizuje także sprawa katyńska, ma więc na celu ukrycie prawdziwego scenariusza tego konfliktu. Prawda o nim różni się bardzo od wersji opowiadanej w trakcie kolejnych rocznic zwycięstwa na placu Czerwonym, z udziałem gości reprezentujących dawnych uczestników koalicji antyhitlerowskiej, gdzie m.in. mówiono o roli niemieckich antyfaszystów walczących z tzw. nazistami, a pomijano rolę Polski. Nie sposób zatem nie zauważyć próby wykorzystania tej zbieżności w opowieści o II wojnie.
Dr hab. Henryk Głębocki: Dzisiaj Kreml, jak świadczą wysyłane w świat sygnały i deklaracje, usiłuje wrócić do „jałtańskiego” sposobu uprawiania polityki globalnej ponad głowami suwerennych narodów. Zredukowanie polskiego wkładu w II wojnę światową, oddania połowy Europy w stalinowską niewolę, co symbolizuje także sprawa katyńska, ma więc na celu ukrycie prawdziwego scenariusza tego konfliktu. Prawda o nim różni się bardzo od wersji opowiadanej w trakcie kolejnych rocznic zwycięstwa na placu Czerwonym.
Kraje zachodniej Europy zbudowały wszak swoją pamięć o II wojnie na akcentowaniu wspólnego zwycięstwa nad nazizmem. Kreml wykorzystuje taki przekaz i wzmacnia go kosztem Polski, której przypadek demistyfikuje narrację o sojuszu mocarstw w imię wolności we wspólnej walce z faszyzmem i narodowym socjalizmem oraz jego poplecznikami, do których rzędu usiłuje się też strącić Polskę.
Najczęściej umyka nam jednak trzecia płaszczyzna tych wydarzeń, także globalna – walka o wpływy w obliczu sporu o kształt tożsamości kulturowej Zachodu. Kremlowska polityka informacyjna i propaganda historyczna usiłuje podsycać obserwowany współcześnie zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie czy w Ameryce konflikt dotyczący tożsamości i wartości, słusznie nazwany wojną kulturową. W trwającym sporze historia XX wieku staje się zakładnikiem, przedstawiana jako prosty wybór między sumą wszelkiego zła. tj. nazizmem/faszyzmem, a demokracją i wolnością, dla których rzekomo działali komuniści. Tak jak w epoce wojny domowej w Hiszpanii i narastającego zagrożenia totalitarnego lat trzydziestych. Taki podział odpowiada Moskwie, bo rozgrzesza ją ze zbrodni Stalina, dzisiaj otwarcie przedstawianych jako konieczna i warta zapłacenia cena za przygotowanie się do wojny z nazizmem. Ta interpretacja ukrywa prawdziwą genezę II wojny światowej, która rozpoczęła się od porozumienia dwóch agresorów solidarnie dążących do zburzenia ówczesnego porządku geopolitycznego i imperialnej ekspansji w imię ludobójczych ideologii. Przypadek Polski, którego Katyń jest jaskrawym symbolem, dekonstruuje ten właśnie przedstawiany przez Moskwę obraz wojny, który spotyka się ze zrozumieniem licznych odbiorców na Zachodzie.
PAP: Mimo że kremlowska wizja historii jest oparta na fałszu, można zauważyć, że w wielu krajach jest ona przyjmowana w sposób bezkrytyczny. Skąd bierze się fascynacja wielu środowisk przekazem Kremla?
Prof. Henryk Głębocki: Dla środowisk znajdujących się po prawej stronie sceny politycznej putinowska Moskwa wyrasta na ostatnią zaporę przed niszczącymi cywilizację Zachodu zjawiskami kontrkulturowymi, które ich niepokoją, tak jak Rosja Mikołaja I traktowana w XIX wieku przez monarchistów jako konserwatywna siła broniąca tradycyjnego porządku i powstrzymująca rewolucję. Nie widzą, na jakim zafałszowaniu, również przeszłości, jest oparty putinowski konserwatyzm rodem z laboratoriów Łubianki.
Z kolei lewa strona, choć za to samo właśnie krytykuje Putina, to w trwającej wojnie kulturowej odwołuje się do podobnej narracji historycznej o II wojnie jak ta kremlowska. Opowieść o rzekomym polskim współsprawstwie wybuchu II wojny i „kolaboracji z III Rzeszą” znakomicie wzmacnia argumenty tych krytyków Polski, którzy we współczesnych Polakach chcieliby raczej widzieć sympatyków Mussoliniego niż spadkobierców Armii Krajowej i sojuszników koalicji antyhitlerowskiej.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /