Podczas uroczystości, która odbyła się w Pałacu Prezydenckim, Andrzej Duda uhonorował odznaczeniami Virtus et Fraternitas dziewięć osób z Czech, Rumunii, ze Słowacji, z Ukrainy i Węgier, za heroiczną postawę w niesieniu pomocy Polakom będącym ofiarami systemów totalitarnych XX w.
Odznaczenia Virtus et Fraternitas zostały przyznane decyzją prezydenta Andrzeja Dudy "za heroiczną postawę w niesieniu pomocy Polakom, będącym ofiarami systemów totalitarnych XX wieku, za wybitną odwagę w obronie ludzkiej godności i człowieczeństwa".
W tym roku wśród dziewięciu osób, którym przyznano medale Virtus et Fraternitas, osiem osób uhonorowano pośmiertnie. Uhonorowani to: Petro Bazeluk i Maria Bazeluk z Ukrainy, którzy podczas wojny ukrywali Polaków z Huty Stepańskiej - Mieczysława Słojewskiego i jego syna Edwarda - przed rzezią dokonywaną przez Ukraińską Powstańczą Armię, rumuńska arystokratka i filantropka Ecaterina Olimpia Caradja, która w 1939 r. zorganizowała pomoc dla dzieci polskich uchodźców, a także burmistrz węgierskiego Ostrzyhomia Jeno Etter, który ułatwiał Polakom z miejscowego obozu internowania ucieczkę na Zachód i na Bliski Wschód, gdzie wstępowali oni do Polskich Sił Zbrojnych.
Prezydent uhonorował medalem również, obecnego na uroczystości, Petro Hrudzewycza ze wsi Dytiatyn na Ukrainie, który w 1986 r. sprzeciwił się sowieckim funkcjonariuszom żądającym od niego, by usunął krzyż z mogiły prawie 100 żołnierzy Wojska Polskiego poległych w walce z bolszewikami w 1920 r.; Jana i Annę Jelinek z Czech, którzy na Wołyniu w czasie wojny pomagali Żydom zagrożonym niemiecką eksterminacją, a także Polakom, którzy byli ofiarami napaści ukraińskich nacjonalistów. Medale Virtus et Fraternitas otrzymali także Jozef Lach i Zofia Lachova ze Słowacji, którzy jesienią 1939 r. pomagali polskim uchodźcom.
Prezydent w przemówieniu podkreślił, że jest to dla niego moment wzruszenia, moment ważny, kiedy można choćby w ten skromny i symboliczny sposób podziękować tym, którzy umieli pokazać cnotę i braterstwo w najtrudniejszych czasach.
"Kiedy świat ludzi tutaj żyjących, w przestrzeni tej części Europy, zetknął się z dwoma straszliwymi totalitaryzmami - niemieckim nazistowskim i sowieckim stalinowskim, a także z wrogimi człowiekowi ideologiami, mimo wszystkich obaw, mimo czasem przecież racjonalności, która podpowiadała, by schować się i najlepiej nie wykonywać żadnych gestów, bo tak będzie najbezpieczniej, byli tacy, którzy umieli wyciągnąć rękę do drugiego człowieka" - podkreślił prezydent.
"Kiedy świat ludzi tutaj żyjących, w przestrzeni tej części Europy, zetknął się z dwoma straszliwymi totalitaryzmami - niemieckim nazistowskim i sowieckim stalinowskim, a także z wrogimi człowiekowi ideologiami, mimo wszystkich obaw, mimo czasem przecież racjonalności, która podpowiadała, by schować się i najlepiej nie wykonywać żadnych gestów, bo tak będzie najbezpieczniej, byli tacy, którzy umieli wyciągnąć rękę do drugiego człowieka" - podkreślił prezydent.
Jak mówił, "umieli pomóc, niezależnie od narodowości, czasem niezależnie od własnych sympatii, dostrzegali po prostu człowieczeństwo, jako wartość samą w sobie, miłość bliźniego jako to naczelne przykazanie, które człowiek przyzwoity ma w sobie, że trzeba ją okazać, trzeba potrzebującemu tę pomoc dać".
"Ten wielki splendor tamtego bohaterstwa i miłosierdzia okazanego drugiemu człowiekowi, pamięci o bohaterach, o wartościach jest dzisiaj z całą pewnością udziałem całych państwa rodzin" - podkreślił prezydent, zwracając się do odznaczonych.
"Ten wielki splendor tamtego bohaterstwa i miłosierdzia okazanego drugiemu człowiekowi, pamięci o bohaterach, o wartościach jest dzisiaj z całą pewnością udziałem całych państwa rodzin" - podkreślił prezydent, zwracając się do odznaczonych.
Jak mówił, "tak to na szczęście jest, że okazywane dobro, piękna, bohaterska postawa, postawa wielkiego człowieczeństwa staje się splendorem i spływa jak światło udzielając tej niezwykłej, bohaterskiej, można powiedzieć poświaty również i kolejnym pokoleniom, czyniąc rodzinę wyjątkową. Za to z całego serca jeszcze raz dziękuję" - podkreślił Andrzej Duda.
"Składam głębokie wyrazy szacunku i wdzięczności w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej i dziękuję za przybycie do Pałacu Prezydenckiego na tę niezwykle ważną dla nas Polaków uroczystość i dla polskiego społeczeństwa" - dodał prezydent.
Petro Hrudzewycz ze wsi Dytiatyn na Ukrainie odebrał medal za to, że w 1986 r. sprzeciwił się sowieckim funkcjonariuszom żądającym od niego, by usunął krzyż z mogiły prawie 100 żołnierzy Wojska Polskiego poległych w walce z bolszewikami w 1920 r.
"W 1986 roku pracowałem jako kierowca w kołchozie i dostałem rozkaz ścięcia i wyrzucenia krzyża. Odmówiłem zdecydowanie, ponieważ kierowałem się nie tyko wartościami chrześcijańskimi, zgodnie z którymi zostałem wychowany, lecz także pamięcią o poległych synach, mężach i bohaterach, którzy oddali życie na tej ziemi. Chociaż moja rodzina i ja doświadczyliśmy wielkich prześladowań, nie sądzę, żebym uczynił coś szczególnego, bo na moim miejscu wszyscy zrobiliby tak samo ze względu na pamięć i poszanowanie poświęcenia polskich żołnierzy" - przekazał Hrudzewycz, którego słowa odczytano podczas ceremonii.
Głos zabrała także Krystyna Szymańska - krewna Mieczysława Słojewskiego i jego 7-letniego syna Edwarda z Huty Stepańskiej, których podczas rzezi wołyńskiej w 1943 r. przed banderowcami uratowało ukraińskie małżeństwo Petra i Marii Bazeluków. "Petro nie zawiódł ich, okazał się uczciwym, dobrym człowiekiem i zarazem autentycznym bohaterem" - mówiła Szymańska, przypominając, że UPA karała śmiercią tych Ukraińców, którzy ratowali swoich polskich sąsiadów.
"Petro ukrywał i żywił mojego dziadka Mieczysława z wujkiem Edwardem aż do nadejścia frontu i Armii Czerwonej w styczniu 1944 roku" - dodała krewna ocalonych.
Piotr Gliński przypomniał, że "XX wiek naznaczony był tragedią dwóch wojen światowych, wiek dwóch totalitaryzmów niemieckiego i sowieckiego". "Ten wiek XX odchodzi w przeszłość, ale ślady i blizny pozostają, niektóre nigdy być może niezabliźnione, rozjątrzone na zawsze. Coraz mniej wśród nas osób, które mogą zaświadczyć o cierpieniu, jakie w minionym stuleciu stało się udziałem milionów obywateli, także obywateli polskich, obywateli środkowej Europy" - podkreślił.
Wicepremier, minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotr Gliński przypomniał, że "XX wiek naznaczony był tragedią dwóch wojen światowych, wiek dwóch totalitaryzmów niemieckiego i sowieckiego". "Ten wiek XX odchodzi w przeszłość, ale ślady i blizny pozostają, niektóre nigdy być może niezabliźnione, rozjątrzone na zawsze. Coraz mniej wśród nas osób, które mogą zaświadczyć o cierpieniu, jakie w minionym stuleciu stało się udziałem milionów obywateli, także obywateli polskich, obywateli środkowej Europy" - podkreślił.
"Jednocześnie z niepokojem obserwujemy tendencje, zmierzające do pisania historii na nowo, do wybielania sprawców, przerzucania odpowiedzialności za ich zbrodnie na ofiary. Martwi nas także niewiedza o okrutnej historii XX w., jaką można zaobserwować w wielu miejscach na świecie. Niestety, także tam, gdzie to zło się zrodziło i było najbardziej intensywne w Niemczech i Rosji" - powiedział.
Dodał, że nie można zapominać o krzywdach, jakie państwo polskie i jego obywatele doświadczyli w XX wieku. Jego zdaniem "pełne wybaczenie i pojednanie jest możliwe i konieczne", ale, jak wyjaśnił "jest możliwe tylko wtedy, kiedy znamy ludzi, którym powinniśmy przebaczyć, gdy zna się sprawców". Wicepremier powiedział, że "równocześnie w mroku wojen, ludobójstwa, czystek etnicznych działali ludzie, którzy potrafili przeciwstawić się wszechobecnemu złu i pogardzie oraz stanąć w obronie ludzkiego życia, godności, wolności, stanąć w obronie podstawowych wartości, dzięki którym potrafimy żyć na tej ziemi".
"To są historie heroizmu, ratowania życia kosztem narażania życia i swojej rodziny, to historie przychylności i zrozumienia, pomocy kurierom, osobom uchodzącym z kraju, to historie współczucia i solidarności, pomocy i wsparcia dla setek osób dorosłych i dzieci, żołnierzy przedostających się na Zachód, to w końcu historie obrony wartości, nieugięta postawa wobec dewastacji miejsc pamięci" - wymieniał.
"Podejmując ryzyko pomocy obywatelom polskim wcielali w życie moralny imperatyw miłości bliźniego. Postawa i uczynki pomagających stanowią wciąż żywy przykład wartości, którymi powinniśmy kierować się w naszym życiu" - ocenił.
"To są historie heroizmu, ratowania życia kosztem narażania życia i swojej rodziny, to historie przychylności i zrozumienia, pomocy kurierom, osobom uchodzącym z kraju, to historie współczucia i solidarności, pomocy i wsparcia dla setek osób dorosłych i dzieci, żołnierzy przedostających się na Zachód, to w końcu historie obrony wartości, nieugięta postawa wobec dewastacji miejsc pamięci" - wymieniał.
Medal Virtus et Fraternitas jest wyróżnieniem dla osób zasłużonych w niesieniu pomocy osobom narodowości polskiej lub obywatelom polskim innych narodowości, będących ofiarami zbrodni. Zgodnie z przepisami, chodzi o popełnione w okresie od 8 listopada 1917 r. do 31 lipca 1990 r. zbrodnie sowieckie, zbrodnie niemieckie, zbrodnie z pobudek nacjonalistycznych lub inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości oraz zbrodnie wojenne. Odznaczenie mogą także otrzymać osoby, które podejmują działania dla upamiętnienia tych, którzy nieśli pomoc i ocalenie. Po raz pierwszy medale wręczono w czerwcu 2019 r. (PAP)
Autor: Olga Łozińska
oloz/ nno/ sdd/ ero/ dki/