Za najważniejsze uważam powstanie tego muzeum – powiedziała PAP Maria Anna Potocka, dyrektor Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK, które w tym roku świętuje 10-lecie istnienia. Potocka przyznała także, że myśli o „twórczej emeryturze”.
Początki muzeum sięgają 2004 roku, kiedy gmina Kraków wykupiła teren dawnej fabryki Schindlera. Rewitalizacja dwanych terenów poprzemysłowych na cele kulturalne i wprowadzenie sztuki w przestrzeń industrialną to europejski trend. Prace budowalne ruszyły w połowie 2009 r., po dwóch latach nastąpiło otwarcie placówki. Koszt inwestycji to ponad 70 mln zł, w tym połowa to środki unijne. Na dyrektora władze miasta mianowały krytyka, kurator sztuki, doktora nauk humanistycznych Marię Annę Potocką. Jak dotąd muzeum zwiedziło ponad milion osób.
PAP: Od początku pełni pani funkcję dyrektora MOCAK-u. Co pani uważa za największy sukces tej ostatniej dekady?
Maria Anna Potocka: Starałam się o powstanie takiego muzeum w Krakowie od 1983 roku. I za najważniejsze uważam jego powstanie i jego lokalizację na terenie dawnej fabryki Schindlera.
PAP: Czy jest coś, czego pani jako dyrektor żałuje?
M.A.P.: Początkowa koncepcja lokalizacji obejmowała również budynek biurowy Schindlera. Niestety przekazano go Muzeum Krakowa. Brakuje mi tej przestrzeni, ale sąsiedztwo jest w porządku.
PAP: Na pewno bywały trudniejsze momenty – czy myślała pani kiedykolwiek o tym, aby porzucić kierowanie tą instytucją?
M.A.P.: Nigdy nie myślałam o porzuceniu. Natomiast oczywiście rozważam odejście. Mam jeszcze dwa zadania do skończenia, czyli Kossakówkę i Muzeum Historii Sztuki, a potem twórcza emerytura. Rozważam doradztwo kolekcyjne, poza tym będę przepisywać i przygotowywać do druku dziennik, który prowadzę od 1988 roku, opisywać archiwum fotograficzne, pisać drugi tom autobiografii i przygotowywać do druku zbiór opowiadań pod tytułem "Gwałt". I wiele innych rzeczy. A przy tym podróżować w miejsca, które kocham oraz te, których nie znam. I – co będzie najtrudniejsze – pływać jachcikami, co uwielbiam, bo jestem wodnym człowiekiem.
PAP: Jakie najpoważniejsze wyzwania stoją przed takimi placówkami jak MOCAK?
M.A.P.: Przekonanie społeczeństwa, że bez sztuki nie można żyć, i że ze sztuką wszystko jest mądrzejsze, głębsze, bardziej fascynujące.
PAP: Które z najbliższych planów MOCAK-u są najważniejsze i najpilniejsze do realizacji?
M.A.P.: Kończymy "Fajerwerk Kolekcji", czyli cykl kilkunastu wystaw problemowych na bazie naszych zbiorów. Fantastyczne, mądre, wszechstronne, wzbogacające każdego.
PAP: Jak pani sobie wyobraża MOCAK za kolejne 10 lat?
M.A.P.: To ma już sobie wyobrażać ktoś inny…
PAP: Zdaje się, że w muzeum pracuje stosunkowo młoda kadra. Wykształcenie, doświadczenie, kompetencje miękkie? Na co pani zwraca uwagę, dobierając współpracowników?
M.A.P.: Praca ze sztuką wymaga dość szczególnych predyspozycji. Po pierwsze instynktu humanistycznego – nie mylić z wykształceniem. Poza tym wewnętrznej potrzeby bycia twórczym. Konieczna jest umiejętność pisania i zdolność czytania znaczeń wizualnych. Przy tym wszystkim trzeba mieć cierpliwość do administracji i języka prawnego.
PAP: Co, oprócz współczesnego czasu – zwłaszcza ostatnich dwóch dziesięcioleci – tworzenia decyduje o doborze artystów prezentujących swoje prace w MOCAK-u i o doborze tematów wystaw?
M.A.P.: Piękna obecność znaczenia i aktualność idei.
PAP: Mówi się, że sztukę współczesną nie każdy jest w stanie zrozumieć, albo że nie jest ona dla każdego.
M.A.P.: Sztuka jest dla każdego. Nie rozumiem tylko, dlaczego upierać się przy rozumieniu… Nie rozumiemy mnóstwa rzeczy i to nam nie przeszkadza. Sztukę się podgląda, szuka się w niej rzeczy bliskich, szuka się zaskoczeń, innego postrzegania świata. W trafianiu na to zawsze w MOCAK-u pomagamy, umieszczając obok prac odpowiednie wyjaśnienia.
Rozmawiała Beata Kołodziej (PAP)
bko/ lena/