Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat powstanie Muzeum Dzieci Polskich - Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi - powiedział w sobotę PAP Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak na spotkaniu z ocalałymi z niemieckiego obozu dla dzieci w Litzmannstadt, jak nazwano włączoną do III Rzeszy Łódź.
Spotkanie z ocalałymi byłymi więźniami niemieckiego obozu koncentracyjnego dla polskich dzieci na terenie Litzmannstadt Ghetto odbyło się w sobotę po południu. Przybyło na nie kilkanaścioro byłych więźniarek i więźniów, którzy od 1942 do 1945 roku przeżywali piekło obozu koncentracyjnego dla dzieci.
Jedną z ocalałych jest pochodząca z Poznania Alodia Witaszek-Napierała, która obecnie mieszka w Bydgoszczy. Niemcy uwięzili ją w obozie na Przemysłowej 9 września 1943 roku. Miała wtedy pięć i pół roku. "Pamiętam, że weszliśmy w dużą bramę, było dużo dzieci, szliśmy ze stacji kolejowej do obozu" - opowiadała PAP. "Zostałam uwięziona z moją młodszą siostrą i właściwie cały czas zajmowałam się jej pielęgnowaniem, trzymaniem jej za rękę, kiedy spałyśmy razem na jednej pryczy" - wspominała pani Alodia.
"W obozie byłam krótko ze względu na to, że byłam +rasowa+, miałam aryjski wygląd, poszłam dalej do Gaukinderheimu, czyli obozu germanizacyjnego dla najmłodszych, a potem do Lebensbornu" - mówiła. Lebensborn był organizacją, w założeniach charytatywną, której szefował Reichsführerr SS Heinrich Himmler, a która w sieci swoich ośrodków miała stworzyć odpowiednie warunki do "odnowienia krwi niemieckiej" i "hodowli nordyckiej rasy nadludzi".
"Zostałam adoptowana przez rodzinę niemiecką i byłam do końca 1947 roku w Niemczech. Dalej przeżywałam powrót do Polski, gdzie byłam +niemiecką świnią+, bo wtedy nie znałam ani słowa po polsku, czyli moja historia nie kończy się na obozie, do którego trafiłam w 1943 roku" - podkreśliła Alodia Witaszek-Napierała.
"Współpracuję z organizacją działającą na terenie Niemiec, Belgii i Holandii. Jestem świadkiem II wojny światowej i głoszę prawdę a nawet poprawiam trochę, bo obóz przy Przemysłowej nazywano +małym Oświęcimiem+, a Oświęcimia w czasie II wojny światowej nie było, jeśli już to +małe Auschwitz+" - tłumaczyła PAP pani Alodia.
"Życie w niemieckim obozie to: apele, niedożywienie, choroby, praca ponad siły. Dziękuję Bogu i starszym braciom obozowym za dokarmianie, mycie i – co najważniejsze – odliczanie na apelach. Nieodliczony – ginął" – napisał w liście do uczestników spotkania Marek Zakrzewski, ocalały, który do obozu trafił w wieku 2 lat i 3 miesięcy. Spędził tam 17 miesięcy.
Tragiczne losy najmłodszych więźniów III Rzeszy są wciąż mało znane, tak jak i historia niemieckiego obozu dla dzieci, który funkcjonował w Litzmannstadt w latach 1942-1945.
"Jesteśmy winni pamięć dzieciom - ofiarom niemieckiego totalitaryzmu podczas II wojny światowej, a szczególnie obozu na Przemysłowej w Łodzi" - podkreślił historyk z Uniwersytetu Łódzkiego prof. Przemysław Waingertner. "To nie jest jeszcze tak powszechna wiedza, jak wiedza o obozach koncentracyjnych dla dorosłych. Jest jeszcze wiele wątków, które akurat w przypadku obozu dla dzieci w Łodzi, które należałoby zbadać" - zaznaczył. "Są dyskusje na temat liczebności przetrzymywanych tam dzieci, czy liczebności ofiar śmiertelnych" - mówił naukowiec.
W spotkaniu wziął udział m.in. Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak, jeden z inicjatorów utworzenia Muzeum Dzieci Polskich – Ofiar Totalitaryzmu. "Przepraszam, że przez 75 lat musieliście czekać na miejsce, które upamiętniałoby pamięć o waszym cierpieniu" - powiedział do ocalałych.
"Złowieszczy był pomysł w jakimś chorym umyśle Niemca, aby stworzyć takie miejsce. Aby stworzyć obóz koncentracyjny dla dzieci" - zaznaczył w rozmowie z PAP Pawlak. "Złe i tragiczne było również 75 lat bez upamiętnienia dzieci z ulicy Przemysłowej" - argumentował. "Ci ocaleni będący na dzisiejszym spotkaniu, są żywym świadectwem upodlenia przez Niemców najmłodszych Polaków, świadectwem wyjątkowego okrucieństwa oraz +ostatnimi dowodami procesowymi+ niemieckiego bestialstwa w obozie dla dzieci" - przypomniał.
Rzecznik wspomniał o roli ówczesnego metropolity łódzkiego, a teraz krakowskiego, arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, który w 2015 roku zaczął mówić o potrzebie powstania muzeum upamiętniającego ofiary niemieckiego obozu dla najmłodszych Łodzi. "Za pomoc w przeforsowaniu idei utrwalenia pamięci dzieci - więźniów obozu przy Przemysłowej w Łodzi zawsze również dziękuje m.in. prezydentowi Andrzejowi Dudzie, wicepremierowi Piotrowi Glińskiemu i dyrektorowi powstającego muzeum" - przypominał Pawlak. "Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat powstanie Muzeum Dzieci Polskich - Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi" - mówił.
"To był prawdopodobnie jedyny w Europie obóz koncentracyjny dla dzieci. Niemcy więzili tam m.in. córki i synów polskich bohaterów" - zaznaczył pełniący dyrektora powstającego muzeum Ireneusz Maj.
Utworzony w połowie 1942 r. obóz przy ul. Przemysłowej znajdował się wewnątrz Litmannstadt Ghetto, gdzie przed wywozem do niemieckich obozów śmierci okupanci w nieludzkich warunkach przetrzymywali Żydów. Obóz przeznaczony był dla dzieci i młodzieży polskiej od 6 do 16 roku życia, ale w praktyce więźniami były także młodsze, nawet kilkumiesięczne dzieci.
Nieletni więźniowie trafiali do obozu m.in. za drobne kradzieże, handel, jazdę tramwajami bez biletu, żebranie. Umieszczano w nim także dzieci pochodzące z rodzin, które odmówiły podpisania volkslisty; dzieci osób zesłanych do obozów lub więzień, a także młodzież podejrzaną o uczestnictwo w ruchu oporu.
Dzieci przetrzymywane były w prymitywnych warunkach, pracowały przy remontach i budowie baraków oraz wykonywały prace na potrzeby obozu i wojska, robiąc m.in. kosze wiklinowe na amunicję i szyjąc chlebaki.
Dokładna liczba dzieci, które przeszły przez obóz, a także liczba ofiar nie jest znana. Różne szacunki mówią o 3-4 tysiącach uwięzionych i kilkuset zmarłych. Gdy 19 stycznia 1945 r. zakończyła się niemiecka okupacja w Łodzi, w obozie przebywało ponad 800 małoletnich więźniów.
Po zakończeniu II wojny światowej pamięć o niemieckim obozie pracy dla polskich dzieci na terenie Litzmannstadt Ghetto zaczęła słabnąć, a niemal wszelkie pozostałości po nim uległy zniszczeniu. Z początkiem lat 60. ub. wieku, wraz z budową osiedla mieszkaniowego, zatarto jego granice. Przetrwał jedynie budynek dawnej komendy obozu.
W maju 1971 r. w obecnym Parku im. Szarych Szeregów odsłonięto pomnik "Pękniętego Serca". Ośmiometrowa rzeźba przypomina pęknięte serce, do którego przytula się chłopczyk. W sercu widoczna jest pusta przestrzeń mająca kształt dziecka.(PAP)
Autor: Hubert Bekrycht
hub/ jann/