Przyznanie 30 lat temu przewodniczącemu NSZZ „Solidarność” Lechowi Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla było dla przywódców PRL przykrą, bolesną porażką. Podczas gdy Polacy radowali się z tego prestiżowego wyróżnienia, świętowali sukces lidera zdelegalizowanego związku i całej „Solidarności”, rządzący gorączkowo myśleli, jak zminimalizować negatywne dla nich skutki.
Władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej podejmowały działania (zarówno oficjalne za pośrednictwem Ministerstwa Spraw Zagranicznych i polskich dyplomatów, jak też niejawne, tajne – prowadzone przez Służbę Bezpieczeństwa) w celu niedopuszczenia do przyznania Nobla Wałęsie. Trudno określić, na ile okazały się one skuteczne. Choć przewodniczący „Solidarności” wydawał się być głównym faworytem do tego wyróżnienia już w 1982 r., to przyznano je dwóm innym osobom – szwedzkiej dyplomatce Alvie Myrdal oraz meksykańskiemu politykowi i dyplomacie Alfonsowi Garcia Roblesowi za aktywność w dziedzinie rozbrojenia nuklearnego. Sam zainteresowany i działacze podziemnej opozycji (głównie solidarnościowej) byli rozczarowani, tymczasem w gabinetach rządzących Polską Ludową – jak się można domyślać – strzelały korki od szampana.
W ramach działań SB w Biurze Studiów (elitarnej jednostce MSW utworzonej w stanie wojennym do walki z opozycją, zwłaszcza „Solidarnością”) spreparowano dokumenty na temat rzekomej współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w czasie jego działalności w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża i przywództwa w związku, czyli w latach 1978–1981. Następnie (przy pomocy wywiadu) przekazano je do Ambasady Norwegii w Polsce oraz przesłano do członków komitetu noblowskiego.
W ramach działań SB w Biurze Studiów (elitarnej jednostce MSW utworzonej w stanie wojennym do walki z opozycją, zwłaszcza „Solidarnością”) spreparowano dokumenty na temat rzekomej współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w czasie jego działalności w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża i przywództwa w związku, czyli w latach 1978–1981. Następnie (przy pomocy wywiadu) przekazano je do Ambasady Norwegii w Polsce oraz przesłano do członków komitetu noblowskiego.
Ponadto, upowszechniono na Zachodzie zmontowany zapis tzw. „rozmowy braci”, czyli Lecha Wałęsy i jego brata Stanisława podczas internowania przewodniczącego „Solidarności” w Arłamowie w 1982 r. Z kolei kilka dni przed oficjalnym ogłoszeniem werdyktu Norweskiego Komitetu Noblowskiego (ale już po informacji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, że Wałęsa będzie laureatem) wyemitowano w Telewizji Polskiej program zatytułowany „Pieniądze”, w którym zaprezentowano starannie dobrane fragmenty tej rozmowy.
Nieco wcześniej MSZ, w związku z informacjami agencyjnymi o ponownym wysunięciu osoby przewodniczącego „Solidarności” do pokojowej nagrody Nobla (po raz pierwszy został on zgłoszony rok wcześniej), zalecił polskim dyplomatom w Oslo złożenie „wizyty na wysokim szczeblu” i przedstawienie stanowiska władz PRL w tej kwestii. Mieli oni starać się wpłynąć na norweskie władze, a za ich pośrednictwem na osoby decydujące o nagrodzie.
Dyplomatom zalecono akcentowanie postępującej w Polsce „normalizacji sytuacji” oraz toczącego się rzekomo „szerokiego dialogu społeczno-politycznego i gospodarczego między różnymi patriotycznymi siłami”. Mieli oni także przestrzegać, że ponowne wysunięcie kandydatury Wałęsy może być w tej sytuacji „odczytane tylko jako chęć utrudnienia procesów stabilizacyjnych”. Z kolei ewentualne przyznanie mu nagrody miało zostać potraktowane jako „polityczny akt poparcia dla sił ekstremalnych w Polsce”. Nasi dyplomaci wykorzystywali też w celu utrącenia kandydatury Lecha Wałęsy kanały nieoficjalne. Na przykład polski ambasador w Norwegii Karol Nowakowski przeprowadził rozmowę z jednym z dziennikarzy gazety „Dagbladet”, który miał mu przyrzec wykorzystanie kontaktów prywatnych, aby oddalić kandydaturę Wałęsy.
Wszystkie te działania nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów i 5 października 1983 r. komitet noblowski ogłosił, że (po raz pierwszy i jak na razie jedyny) przyznał Pokojową Nagrodę Nobla Polakowi – przewodniczącemu, zdelegalizowanej niemal równo rok wcześniej przez peerelowskie władze, „Solidarności”. Uzasadniając to wyróżnienie stwierdzono m.in., że prowadzone przez Lecha Wałęsę „starania o zapewnienie robotnikom prawa do zakładania własnych organizacji są ważnym wkładem do kampanii na rzecz uniwersalnych praw ludzkich”. A ponadto, jak podkreślano, jego działania charakteryzowało przekonanie, że „wszystkie problemy należy rozwiązywać bez odwoływania się do przemocy”.
"Reaganowska złośliwość firmowana z Oslo”
Nagroda ta miała oczywiście konkretny polityczny wymiar. Była ogromnym wsparciem dla podziemnej „Solidarności”, a jednocześnie ciosem dla rządzących krajem komunistów. Było oczywiste, że Wałęsa przestanie być „osobą prywatną”, a ponadto on sam i kierowany przez niego związek stanie się ponownie nie sprawą lokalną, ale wręcz ogólnoświatową. Doskonale zdawały sobie z tego sprawę władze PRL, które przyjęły to prestiżowe wyróżnienie z ogromną niechęcią, wręcz agresją. Najpierw kilka godzin zwlekały z podaniem informacji o wyróżnieniu dla Lecha Wałęsy, a Polacy dowiadywali się o nim z popularnych wówczas rozgłośni zachodnich (np. Radia Wolna Europa czy Głosu Ameryki). W końcu pod koniec „Dziennika Telewizyjnego” (głównej audycji propagandowej TVP w tym czasie), w tonie lekceważącym poinformowano telewidzów o laureacie Pokojowej Nagrody Nobla.
Nagroda ta miała oczywiście konkretny polityczny wymiar. Była ogromnym wsparciem dla podziemnej „Solidarności”, a jednocześnie ciosem dla rządzących krajem komunistów. Było oczywiste, że Wałęsa przestanie być „osobą prywatną”, a ponadto on sam i kierowany przez niego związek stanie się ponownie nie sprawą lokalną, ale wręcz ogólnoświatową. Doskonale zdawały sobie z tego sprawę władze PRL, które przyjęły to prestiżowe wyróżnienie z ogromną niechęcią, wręcz agresją.
Oficjalne stanowisko władz zaprezentował rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban. Stwierdził on, że ma to być rzekomo „zapłata dla ludzi, którzy działają na szkodę kraju”, a także „kolejna reaganowska złośliwość, tym razem firmowana z Oslo”. Z kolei „Trybuna Ludu”, organ rządzącej niepodzielnie krajem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej komentowała: „Jury Pokojowej Nagrody Nobla postanowiło i w tym roku określić się jako narzędzie w konfrontacyjnej grze – tym razem przeciwko Polsce, przeciwko socjalizmowi”. W podobnym tonie utrzymane były też inne komentarze w kontrolowanej przez komunistów prasie. Próbowano po raz kolejny grać na resentymentach niemieckich, podkreślając, że kandydaturę Wałęsy wysunął Bundestag. Pomijano przy tym, że zachodnioniemiecki parlament był tylko jedną z wielu (obok np. Międzynarodowej Organizacji Pracy) instytucji i organizacji zgłaszających do pokojowej nagrody Nobla przewodniczącego „Solidarności”. Przypominano również, że w przeszłości zdarzały się pomyłki przy wyborze laureatów, co z kolei miało sugerować, iż tak samo jest też tym razem.
Władze PRL nie ograniczyły się jednak do słów, poszły za nimi konkretne czyny. Przede wszystkim 11 października 1983 r. ekipa Wojciecha Jaruzelskiego wysłała do rządu Norwegii oficjalny protest przeciwko uhonorowaniu Wałęsy. Warto w tym miejscu przypomnieć, że był to dopiero drugi taki przypadek w historii – wcześniej na taki krok zdecydował się jedynie przywódca III Rzeszy Adolf Hitler, gdy w 1935 r. Pokojową Nagrodę Nobla otrzymał więziony w obozie koncentracyjnym niemiecki pisarz i pacyfista Carl von Ossietzky.
Zapis na słowo "Norwegia"
Za winnych zaistniałej sytuacji uznano władze Norwegii – nie przyjmując do wiadomości, że mogą one nie mieć wpływu na działalność prywatnej instytucji, a także Stany Zjednoczone i Republikę Federalną Niemiec, jako państwa czynnie wspierające kandydaturę Lecha Wałęsy. Wobec tych trzech krajów zdecydowano się na szereg działań odwetowych. Wiodącą rolę odgrywał w tym przypadku polski MSZ, współpracujący z MSW i wspierany przez kontrolowane przez władze media i inne instytucje.
Przykładowo Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk, czyli cenzura, wprowadził czasowy zapis na słowa: „Norwegia”, „norweski. Towarzyszyło temu usztywnienie polityki wizowej czy „krytycyzm w prasie” wobec tego kraju. Jednak główne retorsje zostały skoncentrowane nie na Norwegii, ale na Stany Zjednoczone. Postanowiono ograniczyć działalność placówek amerykańskich w naszym kraju – w tym np. wznowić blokadę biblioteki amerykańskiej w Warszawie, a ponadto wprowadzić okresową blokadę konsulatów w Krakowie i Poznaniu. Innym krokiem było nasilenie propagandy wymierzonej w USA i prezydenta Ronalda Reagana, dotyczącej naruszania przez nie praw człowieka. Podobna akcja propagandowa była prowadzona przeciwko RFN.
Również te działania komunistów zakończyły się fiaskiem. Ich jedynym znaczącym sukcesem było to, że Lech Wałęsa (w obawie, że władze PRL nie wpuszczą go z powrotem do kraju) nie zdecydował się na wyjazd do Oslo w celu osobistego odbioru wyróżnienia. Był to m.in. efekt pogłosek rozpuszczanych przez Służbę Bezpieczeństwa i jej agenturę. Ostatecznie więc, 10 grudnia 1983 r., Pokojową Nagrodę Nobla odebrała zamiast laureata jego żona Danuta. Nie trzeba chyba dodawać, że Polacy w kraju nie mogli ani obejrzeć w telewizji, ani też wysłuchać w radiu relacji z tego ważnego wydarzenia transmitowanego przez media w całym wolnym świecie.
Grzegorz Majchrzak
***
Autor jest pracownikiem Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej. W ubiegłym roku opublikował (wraz z Tomaszem Kozłowskim) tom dokumentów „Kryptonim 333. Internowanie Lecha Wałęsy w raportach funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu”.
Źródło: Muzeum Historii Polski