Istnieje dość powszechne przekonanie, że Niemcy rozliczyli się ze zbrodni swoich przodków, że wnuki zapytały dziadków, co robili podczas II wojny światowej, a oni przyznali się do winy nie tylko uczestniczenia w okrucieństwach narodowego socjalizmu, ale i do winy zaniechania, odwracania głowy od krzywd wyrządzanych Żydom i podbitym narodom.
Samuel Salzborn, politolog, profesor Uniwersytetu w Giessen, zajmujący się naukowo politycznym ekstremizmem, a od 2020 r. pełniący funkcję pełnomocnika miasta Berlin do spraw zwalczania antysemityzmu, widzi tę sprawę inaczej. Stawia wręcz tezę, że Niemcy doskonale wiedząc, czym był Holokaust, nie tylko nie posypali głowy popiołem, lecz wyparli ze zbiorowej świadomości fakt zbrodni dokonanych przez nazistów.
Swój wywód autor wyprowadza z tezy Aleida Assmanna i Ute Frevert, którzy twierdzą, że konfrontacja z historią niemieckiego społeczeństwa oscyluje między dwoma biegunami: „zanikiem pamięci” i „obsesją pamięci”. Ten pierwszy przejawia się choćby faktem, jaką dyskusję wywołało poruszenie sprawy odszkodowań dla robotników przymusowych pracujących dla III Rzeszy czy budowa Pomnika Pomordowanych Żydów Europy w Berlinie. Drugi biegun też jest stosunkowo łatwo dostrzec, gdyż objawia się niemal obsesyjnym upamiętnianiem niemieckiej historii przed i po narodowym socjalizmie, z pominięciem tego niewygodnego okresu, a także kreowanie siebie na ofiary Hitlera.
„Podczas gdy jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku partie polityczne, a potem również opozycja pozaparlamentarna toczyły zażarty spór dotyczący kwestii odpowiedzialności za zbrodnie, to niewypowiedziane założenie, że większość Niemców – zwłaszcza wysiedleńcy z zajętych wcześniej terenów Polski, Czechosłowacji i innych państw Europy Wschodniej – było biernymi ofiarami wojny, stanowiło niemal stały konsens w dziejach RFN” – pisze autor książki.
Salzborn zauważa także, że w RFN, NRD i Austrii ten proces przebiegał nieco inaczej. Zachodni Niemcy mimo wszystko poczuwali się do pewnej odpowiedzialności, co powodowało, że porządek polityczny państwa oparli na zasadach antytotalitarnych. W przeciwieństwie do NRD – kraju, który zrzucił z siebie odpowiedzialność za faszyzm, stawiając się po stronie zwycięzców wojny, zażartych wrogów nazizmu. Z kolei Austriacy uznali za stosowne, by przedstawiać siebie jako pierwsze ofiary Hitlera, który dokonał anschlussu ich państwa 12 marca 1938 r.
Autor eseju analizuje szczegółowo, jak wyglądało kształtowanie powojennej świadomości w tych krajach, opierając się na wynikach badań opinii publicznej, a także na prześledzeniu dzieł sztuki popularnej poświęconej II wojnie światowej. „Kultura codzienna wczesnych lat państwa zachodnioniemieckiego stała w dużej mierze pod znakiem heimatfilmu. Często z pozoru nie zawierał on bezpośrednich odniesień do III Rzeszy, ale z jednej strony przywodził na myśl emocjonalną, nacjonalistyczną romantykę +małych ojczyzn+ okresu nazizmu, z drugiej zaś ze względu na dominujące motywy stanowił połączenie sielanki – w której temat mordu Niemców na Żydach się nie pojawiał (a więc nie istniał w świadomości widza) – z gloryfikacją cierpienia ofiar i służył jako narzędzie zbiorowej identyfikacji” – twierdzi Salzborn.
Przywołuje także późniejsze filmy i seriale, które choć może w nieco inny sposób, to miały przyczynić się do zapomnienia o winie Niemców czy kreować ich na ofiary wojny: „Nowy rozdział litowania się Niemców nad sobą otwiera film +Most+. Opowiada historię siedmiu młodocianych żołnierzy uczestniczących w bitwie obronnej pod koniec wojny, jawiących się zarazem jako sprawcy i jako ofiary. Toczą oni beznadziejną walkę z armią amerykańską; sześciu z nich ginie, a siódmy uświadamia sobie bezsens śmierci […] Bohater staje się metaforą członków narodu niemieckiego, którzy przecież o niczym nie wiedzieli, bezsensownie umierali i na koniec opłakiwali samych siebie, celebrując mit własnej niewinności za pomocą symbolu białej flagi”.
Kolejne tezy wysuwane przez autora dotyczą m.in. analizy dyskursu środowiska tzw. wypędzonych i także prowadzą go do wniosku, że prawda o masowej zagładzie dokonanej przez Niemców nigdy nie stała się częścią świadomości społecznej. Widać to choćby na przykładzie skrajnie prawicowej partii, która wygrała wybory do Bundestagu. „Mamy więc do czynienia z ni mniej, ni więcej z egzystencjalnym kłamstwem wpisanym w rzeczywistość powojennych Niemiec – przekonaniem o rzeczywistym rozliczeniu z własną przeszłością. Polega ono na tym, że wąska, wykształcona, lewicowo-liberalna elita uznaje za zjawisko masowe coś, co wprawdzie rzeczywiście istnieje w dyskursie intelektualnym, ale w przestrzeni ogólnospołecznej jest obecne w formie szczątkowej i – co więcej – współcześnie wywołuje sprzeciw silniejszy niż kiedykolwiek – stwierdza autor „Zbiorowej niewinności”.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP