Według wyliczeń straty ludzkie i związane z nimi straty gospodarcze stanowią większość wszystkich strat Polski w II wojnie światowej - podkreślają w rozmowie z PAP prof. Konrad Wnęk i prof. Paweł Baranowski, jedni z autorów raportu o stratach wojennych Polski, który ma zostać zaprezentowany w czwartek w Warszawie.
Redaktor naukowy raportu prof. Konrad Wnęk (Uniwersytet Jagielloński) powiedział w środę PAP, że raport ukaże się w trzech tomach. Pierwszy z nich obejmie naukowe opracowanie problematyki strat wojennych Polski - zarówno ludnościowych, jak i materialnych, drugi natomiast dokumentację fotograficzną okupacji i II wojny światowej w Polsce, w tym także materiały dotyczące ekshumacji ofiar dokonywanych bezpośrednio po wojnie. Trzeci tom będzie to wykaz miejscowości w granicach współczesnej Polski, w których dochodziło do masowych mordów i zbrodni na ludności popełnianych przez władze niemieckie.
Prof. Wnęk poinformował, że w liczącym ponad 500 stron pierwszym tomie raportu znalazło się 9 rozdziałów, przedstawiających wyliczenia dotyczące polskich strat wojennych w obszarach demografii, ekonomicznej wyceny strat ludzkich, oraz strat materialnych - zarówno w zakresie zniszczeń majątków prywatnych, jak i publicznych oraz strat wojskowych. Kolejne obszary poświęcone zostały stratom w zakresie dóbr kultury i sztuki, a także różnego rodzaju finansów, aktywów bankowych i papierów wartościowych, w tym także depozytów pieniężnych, złota czy kosztowności zgromadzonych przez Polaków i państwo polskie. Osobne rozdziały dotyczą strat skarbu państwa oraz ogólnych strat w rozwoju PKB Polski, a także współczesnej wartości wyliczonych strat.
W pracy znalazło się także m.in. słowo wstępne autorstwa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, polityczno-historyczny wstęp autorstwa lidera zespołu parlamentarnego, który w ubiegłej kadencji opracowywał raport, posła PiS Arkadiusza Mularczyka, a także przeznaczony przede wszystkim dla czytelników zagranicznych ogólny rys historyczny niemieckiej okupacji.
Prof. Wnęk poinformował, że przedstawiona w raporcie wartość straty przeliczona została w stosunku do współczesnych dolarów amerykańskich (według kursu z końca 2021 roku).
Badacz - jako autor rozdziału dotyczącego strat demograficznych - został również zapytany, w jaki sposób w raporcie wyliczono straty ludnościowe Polski. Wyjaśnił, że podstawową metodą tego rodzaju wyliczeń jest bilans demograficzny - porównanie danych z dwóch analogicznych źródeł powstałych w różnych momentach (np. dwóch cyklicznie przeprowadzonych spisów ludności), natomiast zastosowanie tej metody w przypadku II wojny światowej stwarza wiele problemów. W takim zestawieniu - zaznaczył - bardzo trudne jest wyliczenie salda migracji ze względu na masowe przesiedlenia ludności na ziemiach polskich w trakcie i po wojnie, a także na zasadniczą zmianę granic kraju.
"W zasadzie połowa terytorium kraju na wschodzie odpadła. Kolejna rzecz to spisy - pierwszy powojenny spis został przeprowadzony w 1946 roku, ale był to spis sumaryczny, a wtedy jeszcze na zachodzie pozostało wielu Niemców, którzy jeszcze nie opuścili naszego kraju i nie zostali przesiedleni do Niemiec, a z kolei polska ludność też nie zakończyła jeszcze przesiedleń ze wschodu. Żeby jeszcze utrudnić sprawę, to w Związku Radzieckim nie przeprowadzono spisu po wojnie, a dopiero w roku 1959. Tu był szereg problemów" - mówił Wnęk.
Jak wskazał, w swoich badaniu korzystał z materiałów zebranych przez funkcjonujące w latach 1945-1947 Biuro Odszkodowań Wojennych w postaci ankiet z poszczególnych gmin. "Dla ziem dawnych (znajdujących się w granicach Polski zarówno przed, jak i po wojnie - PAP) wykorzystałem ankiety BOW. Te dane nie obejmowały zachodu, ani przede wszystkim wschodu. Ze wschodem był zawsze największy problem; w świadomości historycznej przyjęła się liczba 6 mln ofiar, ale ona została tak naprawdę przyjęta dość arbitralnie" - tłumaczył. Jak dodał, odpowiednie metody statystyczne pozwoliły na doszacowanie braków danych. Wnęk wskazał również na dane dostarczone przez spis ludności przeprowadzony przez Niemców w 1943 r., który pozwolił na wyliczenie strat w stosunku do roku 1939.
Naukowiec zwrócił również uwagę na kwestię tzw. strat potencjalnych - jak mówił, w wyniku polityki władz niemieckich w trakcie wojny urodziło się nawet ponad milion dzieci mniej, niż w normalnych warunkach.
Ekonomista z Uniwersytetu Łódzkiego prof. Paweł Baranowski, wspólnie z prof. Janem Jackiem Sztaudyngerem (ekonomistą z UŁ) odpowiedzialny był natomiast za stworzenie wyliczeń gospodarczych strat Polski wynikających ze strat ludnościowych. Jak powiedział PAP, w pracy badacze kierowali się przewidywanymi wynagrodzeniami osób, które zginęły w trakcie wojny.
"Jest wiele metod wyceny ekonomicznej śmierci ludzkiej. Hipotetycznie moglibyśmy przyjąć na przykład koszty wykształcenia, wyżywienia i utrzymania tych osób - to są koszty ekonomiczne, które Polska i polskie rodziny poniosły. My takiego podejścia nie stosowaliśmy. Naszym zdaniem jest ono niesłuszne, przynajmniej w przypadku życia ludzkiego - dlatego, że to życie powinno być ekonomicznie wyceniane nie kosztem, ale efektem, który dana osoba mogłaby przynieść dla polskiej gospodarki. Dlatego przyjęliśmy podejście oparte o utracony PKB" - podkreślił Baranowski.
Jak tłumaczył, wyliczenie polegało na ocenieniu PKB, które dana osoba hipotetycznie by wytworzyła. "Weźmy na przykład hipotetycznego dwunastolatka, który zginął w trakcie II wojny światowej. Patrzyliśmy, jaki ten dwunastolatek wytworzyłby PKB, gdyby przeżył. Bezpośrednim wkładem osoby w PKB jest jej wynagrodzenie - tak to jest liczone w rachunku PKB. Tego dwunastolatka przeprowadziliśmy przez całe jego dalsze życie, przez scenariusz przeciętnego mężczyzny czy przeciętnej kobiety. Dwunastolatek jak wiadomo nie pracuje, więc nie ma żadnego wkładu w PKB, ale później, gdy będzie starszy, zacznie pracę zawodową. Wyliczaliśmy więc wynagrodzenia z prawdopodobieństwem tego, że dożyje danego wieku i tego, że zostanie zatrudniony, a następnie naliczaliśmy wynagrodzenia, jakie ta osoba miałaby mając 18, 20, 30 itd. lat" - wyjaśnił badacz.
Profesor dodał, że wyliczenia te uwzględniają podział na grupy wiekowe i płeć, a także na trzy klasy społeczne - stanowiących w modelu wykorzystanym do wyliczeń 55 proc. społeczeństwa robotników, a także pracowników umysłowych oraz pracowników rolnych; uwzględniono także normalną śmiertelność w danych grupach wiekowych oraz odsetek osób aktywnych zawodowych. Baranowski zauważył również, że średnie wynagrodzenie wyraźnie zmieniało się w zależności od wieku pracownika - na przykład nastoletni robotnicy zarabiali ok 40 proc. dochodów czterdziestolatka; te dane również zostały uwzględnione w wyliczeniach.
"My stworzyliśmy taki rachunek: jaka byłaby kwota wynagrodzeń, które byłyby wypracowane przez ofiary, uwzględniając, że część z nich nie dożywa z przyczyn naturalnych, a część nie tworzy PKB - bo jest bezrobotna albo nie chce, czy nie może pracować" - podsumował. "Ważnym aspektem było również to, że uwzględniliśmy, iż realne wynagrodzenia - po uwzględnieniu inflacji - rosną. Tak się dzieje na skutek postępu technicznego, rozwoju metod produkcji czy organizacji pracy. W tej chwili w gospodarkach na średnim poziomie rozwoju obserwujemy przeciętny wzrost wynagrodzeń realnych od 2 do 3 proc. przeciętnie w długim okresie; my liczyliśmy tylko 1 proc. przeciętnego wzrostu wynagrodzeń - czyli te szacunki były ostrożne" - dodał ekonomista.
Baranowski zaznaczył, że przygotowane szacunki w żadnym stopniu nie były oparte o dane powojenne. "Unikaliśmy takiego hipotetyzowania, co by było gdyby nie było wojny - jakie byłyby wynagrodzenia i tak dalej. Wszystkie wynagrodzenia, które braliśmy, to są dane z lat trzydziestych" - dodał.
Badacz podkreślił również, że wszystkie wyliczenia oparte zostały na przedwojennych danych - np. statystykach GUS z 1938 r. dotyczących średnich wynagrodzeń oraz innych danych pochodzących ze statystyki publicznej z lat trzydziestych. "Wszystkie te scenariusze - zarówno przeżywalność, jak i aktywność ekonomiczna oraz struktura wynagrodzeń - to wszystko były szacunki przedwojenne" - zaznaczył.
Dopytywany przez PAP profesor powiedział, że według wyliczeń raportu straty ludzkie i związane z nimi straty gospodarcze stanowią większość wszystkich strat Polski w II wojnie światowej.
Raport był przygotowany przez funkcjonujący w poprzedniej kadencji parlamentu - od września 2017 r. - Parlamentarny Zespół ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II wojny światowej. Zespół, którym kierował poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, przygotowywał raport dotyczący strat Polski poniesionych w wyniku II wojny światowej i wysokości odszkodowania dla Polski od Niemiec. Jak poinformował w rozmowie z PAP, nad raportem pracowało ok. 30 naukowców - historyków, ekonomistów, rzeczoznawców majątkowych - oraz 10 recenzentów.
Dalsze prace nad raportem mają być prowadzone przez powołany w Instytucie Strat Wojennych im. Jana Karskiego powołanym pod koniec 2021 r.(PAP)
autor: Mikołaj Małecki
mml/ par/