W najbliższy piątek minie 41. rocznica pacyfikacji katowickiej kopalni Wujek, gdzie 16 grudnia 1981 r. zomowcy strzelali do protestujących górników. Zginęło dziewięciu z nich, a kilkudziesięciu zostało rannych. Była to największa tragedia stanu wojennego.
Główne rocznicowe obchody, w których wezmą udział rodziny zabitych górników, uczestnicy historycznego strajku, związkowcy i przedstawiciele władz rozpoczną się wczesnym popołudniem tradycyjną mszą w pobliskim kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Później uczestnicy uroczystości przejdą pod Krzyż-Pomnik przy kopalni, gdzie zostanie odczytany Apel Poległych. Uroczystość zakończy składanie wieńców przez rodziny poległych górników oraz oficjalne delegacje.
Przed południem w holu Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego im. prof. K. Gibińskiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach jak co roku odbędzie się uroczystość złożenia kwiatów pod tablicą upamiętniającą lekarzy, pielęgniarki i innych pracowników ochrony zdrowia, organizujących pomoc górnikom rannym w Wujku.
Pamięć poległych uczczą także uczniowie kilkudziesięciu szkół z woj. śląskiego, którzy przed południem wezmą udział w Biegu Dziewięciu Górników. Weźmie w nim udział ponad 850 osób – uczniów z 86 szkół Śląska i Zagłębia. O godz. 11 na trzy minuty w Katowicach zabrzmią syreny alarmowe, by upamiętnić ofiary krwawej pacyfikacji.
Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r. Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzeja Pełki, Jan Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu.
Dyrektor działającego przy Wujku Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności Robert Ciupa podkreśla, że rocznicowe obchody to wydarzenie, które buduje tożsamość tego miejsca, miasta i całego regionu. „Zbieramy się co roku, by uczcić pamięć dziewięciu górników – tych, którzy walczyli o wolność i uczcić pamięć tych, dzięki którym dzisiaj jesteśmy wolni i możemy żyć w wolnym kraju” - powiedział dyrektor, który zaznaczył, że ważne jest też przekazywanie pamięci o wydarzeniach w Wujku kolejnym pokoleniom.
"Będą z nami jak co roku rodziny zabitych górników. To one w tym miejscu są najważniejsze i to razem z nimi chcemy oddać hołd poległym górnikom" - podkreślił dyrektor.
Strajk w kopalni Wujek wybuchł 14 grudnia 1981 r. Dzień wcześniej górnicy gotowi byli przerwać pracę w obronie przewodniczącego zakładowej komisji NSZZ „Solidarność” Jana Ludwiczaka. Dotarła do nich bowiem wieść o tym, że w nocy z 12 na 13 grudnia Milicja Obywatelska zabrała Ludwiczaka z domu, wyłamując przy tym drzwi i bijąc górników, którzy przyszli mu na ratunek.
Ostatecznie decyzję o rozpoczęciu strajku podejmowały kolejne zmiany 14 grudnia. Dyrekcji kopalni oraz przedstawicielom wojska przedstawiono postulaty: uwolnić Ludwiczaka oraz innych internowanych, odwołać stan wojenny i przestrzegać porozumień zawartych przez stronę rządową w sierpniu i wrześniu 1980 r. Na przywódcę strajku wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej "S" w zakładzie. „Niemym świadkiem historii była wtedy głównie łaźnia łańcuszkowa, w której górnicy wspólnie podejmowali decyzje, tam też ks. Henryk Bolczyk odprawiał dla nich msze św.” - przypominają przedstawiciele Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności.
W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało kilkadziesiąt zakładów. 15 grudnia do strajkujących w Wujku zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre z nich, m.in. kopalnię Manifest Lipcowy w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie milicjanci użyli broni palnej. Górnicy z Wujka, nie wiedząc jeszcze wówczas, że strzelano do robotników w Manifeście, rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby.
Ostatecznie, 16 grudnia, w środę, władza postanowiła siłowo zdławić strajk. Ok. 9 do górników przyszli przedstawiciele wojska i dyrekcji, którzy zapowiedzieli, że jeśli do 11 strajkujący nie opuszczą kopalni, zakład zostanie „odblokowany”. Następnie od kopalni brutalnie odepchnięto zgromadzonych przed jej ogrodzeniem ludzi, przeciwko którym ZOMO użyło granatów gazowych, pałek i armatek wodnych.
Po rozpędzeniu tłumu milicja i ZOMO przystąpiły do pacyfikacji kopalni. W kierunku zakładu wystrzeliwano gazy łzawiące i świece dymne, a strajkujących polewano wodą z armatek. W końcu na teren kopalni wjechał czołg, robiąc wyłom w murze, przez który do zakładu weszli funkcjonariusze, m.in. pluton specjalny ZOMO, uzbrojony w pistolety maszynowe. W stronę strajkujących górników padły strzały.
Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r. Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzeja Pełki, Jan Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. Ponad 20 górników zostało rannych od kul. Nie jest znana liczba tych, którzy zostali lżej ranni, m.in. zatruci gazem łzawiącym.
Prawomocny wyrok, skazujący b. zomowców, zapadł dopiero w 2008 r. - po trzech procesach w I instancji. Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał wówczas prawomocnie b. dowódcę plutonu specjalnego Romualda C. na 6 lat więzienia, a 13 jego podwładnym wymierzył od 3,5 do 4 lat więzienia.
Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu. Po zakończeniu pacyfikacji doszło do rozmów przedstawicieli obu stron. Górnicy zwolnili ujętych trzech milicjantów, oddali broń i zakończyli strajk. Wkrótce potem służba bezpieczeństwa zatrzymała osiem osób, które oskarżono o organizowanie i kierowanie strajkiem w Wujku. W lutym 1982 r. czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni.
20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni Wujek umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej. Według ustaleń specjalnej komisji sejmowej, tzw. komisji Rokity, powołanej w 1990 r. do badania zbrodni okresu PRL, tamto śledztwo prowadzone było z naruszeniem prawa. Sprawę wznowiono po upadku komunizmu.
Prawomocny wyrok, skazujący b. zomowców, zapadł jednak dopiero w czerwcu 2008 r. - po trzech procesach w I instancji. Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał wówczas prawomocnie b. dowódcę plutonu specjalnego Romualda C. na 6 lat więzienia, a 13 jego podwładnym wymierzył od 3,5 do 4 lat więzienia. To C. dał sygnał do otwarcia ognia - wynika z ustaleń procesu. Według sądu, w sposób niewątpliwy w toku procesu ustalić można było jedynie, że oskarżeni działali wspólnie oraz że w wyniku działań niektórych z nich, a za wiedzą pozostałych, śmierć ponieśli górnicy. Zmowa milczenia uniemożliwiła wskazanie, kto konkretnie strzelał i zabił lub ranił górników. Wniesione kasacje oddalił w 2009 r. Sąd Najwyższy - wyrok stał się ostateczny blisko 28 lat po tragedii.
Osobno był sądzony inny członek plutonu specjalnego Roman S., który przez lata mieszkał w Niemczech. W maju 2019 r. został zatrzymany w Chorwacji na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowana i wydany przez to państwo stronie polskiej. W grudniu 2019 r. Sąd Okręgowy w Katowicach skazał go na 3,5 roku więzienia. Sąd Apelacyjny w Katowicach kilka miesięcy później utrzymał ten wyrok w mocy. "Dobrze stało się, że po tylu latach, ale jednak, doczekaliśmy końca tego procesu i w jakiś sposób udało się uzyskać sprawiedliwość" – mówił wówczas przewodniczący składu orzekającego w SA sędzia Wiesław Kosowski.
W oddzielnym procesie, przed warszawskim sądem, odpowiadał gen. Czesław Kiszczak, oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników z Wujka. Pierwszy jego proces ruszył w 1994 r. - w 1996 r. SO uniewinnił Kiszczaka. W 2004 r. skazał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu. W 2008 r. sprawę umorzono z powodu przedawnienia. W 2011 r. ponownie Kiszczaka uniewinniono. Wszystkie wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie, który zwracał sprawy do SO. Kiszczak zmarł w listopadzie 2015 r.(PAP)
autor: Krzysztof Konopka
kon/ dki/