W Polsce mamy bardzo bogate dzieje widowisk wielkanocnych, natomiast widowiska bożonarodzeniowe na terenie naszego kraju dają się udokumentować dopiero w XVI w. - mówi PAP historyk teatru dr Patryk Kencki z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk.
Polska Agencja Prasowa: Na kiedy można datować i gdzie ulokować początki teatralnych widowisk bożonarodzeniowych?
Patryk Kencki: To, co nazywamy przedstawieniami bożonarodzeniowymi, należy właściwie do kilku tradycji widowiskowych. Najstarszą z nich jest dramat liturgiczny, a najdawniejsze z realizowanych w ramach tego nurtu oficjów związane były z Wielką Nocą. Mniej więcej od XI w. we Francji i w północnych Włoszech zaczynają pojawiać się dramaty liturgiczne związane z Bożym Narodzeniem. Były one ściśle powiązane z wnętrzami kościołów i opactw.
Równie stary, sięgający średniowiecza, jest nurt misteryjny. O ile liturgia była związana ze sprawowanym przez Kościół kultem – to w misterium mamy do czynienia z wyjściem na zewnątrz. Odgrywano je już nie tylko dla uczestników obrzędu, ale też dla zgromadzonej publiczności. Misteria bożonarodzeniowe rozwinęły się w wieku XIII. Ich prahistorię prawdopodobnie stanowi szopka betlejemska św. Franciszka wybudowana w wiosce Greccio koło miasta Rieti w 1223 r.
Tyle o początkach na świecie. W Polsce ta historia jest jednak krótsza. My mamy bardzo bogate dzieje widowisk wielkanocnych, natomiast widowiska bożonarodzeniowe na terenie naszego kraju dają się udokumentować dopiero w XVI w. Co interesujące, łączyły one tradycję religijną z tradycją humanistyczną, renesansową.
PAP: Czy były to tylko widowiska inspirowane przez Kościół?
P. K.: Inspiracja pochodziła oczywiście od Kościoła, ale potem poszczególne gałęzie tej tradycji stawały się domeną różnych kręgów społecznych. Jednym z tych nurtów są widowiska ludowe, które w pewien sposób funkcjonują do dzisiaj. Wszyscy kojarzymy np. chodzenie po kolędzie, chodzenie z turoniem, z kozą, konikiem, gwiazdą. W niektórych regionach te obyczaje są jeszcze na wsi zachowane. To daleka pozostałość po tradycji misteryjnej, która trochę zanika wraz z kresem obyczajów wiejskich. Ale jest to też tradycja wskrzeszana ze względu na świadomość jej wagi przez zespoły regionalne i np. teatry wiejskie.
PAP: Znamy przykłady dramatów liturgicznych?
P. K.: Jednym z klasycznych przykładów dramatu liturgicznego jest "Ordo Stellae". Źródłem tekstu jest rękopis z XII w., zachowany we francuskim opactwie Saint-Benoit nad Loarą. On funkcjonuje u nas z polskim podtytułem "Rzecz o Gwieździe". Ten dramat w przeszłości był wystawiany na uroczystość Trzech Króli i przez to był grany w okresie bożonarodzeniowym.
Natomiast dramat liturgiczny, ściśle bożonarodzeniowy, choć mniej znany, określa się mianem "Officium Pastorum", czyli obrzędu pasterskiego. Jego tytuł słusznie kojarzy się nam z pastorałką, choć ten gatunek powstał znacznie później. Staropolska pastorałka łączy w sobie bowiem dwie tradycje. Z jednej strony – odwołuje się do renesansowej eklogi, przywołującej pasterzy arkadyjskich, a z drugiej strony – nawiązuje do biblijnych pasterzy, którzy oddają pokłon Bożemu Dzieciątku. W ten sposób już w XVII w. powstały utwory takich autorów, jak Jan Karol Dachnowski czy Sebastian Miczyński. Następnie, aż do XVIII w., pojawia się cały szereg takich dialogów pasterskich lub eklog. Ich autorów nie znamy, ale ich liczba dowodzi popularności tego gatunku widowisk. To była forma popularnego teatru misteryjnego, przechodzącego już niekiedy w formy teatru ludowego.
Warto podkreślić, że realia w tych dziełach ulegają polonizacji, nabierają cech lokalnych. Dlatego pojawiają się liczne anachronizmy. Przykładowo polscy pasterze noszą swojskie imiona, a droga do Betlejem prowadzi ich w okolice Krakowa i Tyńca. Polegało to na przywołaniu świętego wydarzenia i osadzeniu go "tu i teraz".
PAP: Dramat liturgiczny był odgrywany przez kapłanów, ale w pastorałkach występowały już osoby świeckie.
P. K.: Dramat liturgiczny był częścią liturgii i uczestniczyli w nim duchowni. Natomiast osoby świeckie pojawiają się już w widowiskach misteryjnych. Odgrywali je świeccy - czasami pod opieką kleru. Z czasem osoby i stowarzyszenia świeckie coraz wyraźniej się emancypowały i przejmowały inicjatywę przy wystawianiu tych widowisk.
Trzeba przypomnieć, że przez całe wieki tym teatrem zajmowali się amatorzy, rzemieślnicy, chłopi. Polski teatr zawodowy pojawia się dość późno, bo dopiero w XVIII w., ale z czasem i u nas teatr zawodowy zainteresował się tą tradycją, przede wszystkim pastorałkami. Zaczęły powstawać dramaty nawiązujące do tradycji pastorałek, które tworzyli Lenartowicz, Anczyc, Konopnicka. "Betlejem Polskie" – widowisko jasełkowe Lucjana Rydla - jest tu szczególnie dobrze znane. Jego prapremiera odbyła się 28 grudnia 1904 r. we Lwowie. Rydel wprowadził do biblijnej opowieści rozmaite wtręty polskie. Pokłon Dzięciątku składają polscy królowie, a obok nich pojawiają się przedstawiciele ludu i weterani narodowych powstań.
Można tu też wspomnieć o "Szopce warszawskiej" Artura Oppmana, o pastorałkach Tadeusza Czyżewskiego, w których wydaniu znalazły się drzeworyty Tadeusza Makowskiego. Ale najbardziej znaną pastorałką jest "Pastorałka. Misterium ludowe" Leona Schillera - oparta na tekstach oryginalnych, ale złożonych w autorski scenariusz. Jej premiera odbyła się 24 grudnia 1922 r. w Teatrze Reduta w Warszawie, w reżyserii Schillera, Heleny Buczyńskiej i Feliksa Zbyszewskiego, w opracowaniu muzycznym samego Schillera. Jej pierwsze wydanie pojawiło się w 1931 r. Reżyser wracał do swego scenariusza – nawet w czasie II wojny światowej, wystawiając go z wychowankami sióstr benedyktynek w Henrykowie. "Pastorałka" stanowi do dziś niedościgły wzór i żaden z kolejnych inscenizatorów nie zdołał stworzyć lepszego scenariusza. Kolejni twórcy, chcąc wystawić widowisko bożonarodzeniowe, najczęściej sięgają właśnie po ten utwór. W 2007 r. efektowną inscenizację dla Teatru Telewizji przygotował Laco Adamik, a wystąpiła w niej plejada polskich aktorek i aktorów.
PAP: A czy powstają współczesne scenariusze bożonarodzeniowe?
P. K.: Oczywiście. Z onieśmieleniem muszę przyznać, że w najbliższe święta Teatr Telewizji będzie emitować "Dialog o Narodzeniu" wyreżyserowany przez Wawrzyńca Kostrzewskiego według scenariusza, który ułożyłem na podstawie tekstów staropolskich.
PAP: A co z jasełkami?
P. K.: Jasełkami nazywamy widowiska lalkowe. Ich pozostałością w kościele jest doroczne wystawianie żłóbka w grocie lub stajence. Praktykowanie tego zwyczaju w XV-wiecznej Polsce potwierdza świadectwo wczesnorenesansowego poety Filipa Kallimacha. Żłóbek jest wystawiany z nieruchomymi lalkami lub figurami. Natomiast do pierwszej połowy XIX w. w kościołach bardzo chętnie urządzano jasełka ruchome, które były teatrem lalkowym. Pozostały nam sprzed wieków całe komplety figur, które do tego służyły. O ruchomych szopkach, które zadziwiały XVIII-wieczną publiczność, wspominał ks. Jędrzej Kitowicz w "Opisie obyczajów...".
Ponieważ te widowiska przyciągały uwagę licznych widzów, budziły wielkie ożywienie - hierarchowie kościelni zaczęli przeciwstawiać się tego typu przedstawieniom. Uważali, że naruszają one powagę miejsca. Dlatego jasełka ze sfery kościelnej wywędrowały na wieś i do miast. Stały się domeną amatorów, którzy chodzili i odgrywali takie przedstawienia lub też przeszły do sfery widowisk szkolnych.
PAP: Czy nadal mamy do czynienia z widowiskami bożonarodzeniowymi w Polsce. Słyszymy np. o chodzeniu z turoniem, ale czy to wszystko?
P. K.: Dziś widowiska bożonarodzeniowe występują na terenach, gdzie tradycje ludowe kultywują np. zespoły folklorystyczne lub teatry wiejskie. Pojawiają się w kręgach kościelno-klasztornych czy w szkołach. Zajmuje się nimi także teatr repertuarowy, który sięga po prostu po formy dramatyczne. Z kolei teatry alternatywne, niezależne odwołują się do tradycji żywego kolędowania. Tak czyni np. Teatr Węgajty.
Przypomnę, że Schola Teatru Węgajty przygotowała wystawienie dramatu liturgicznego "Ordo Stellae", który grywa od 1995 r. w kościołach w Polsce i za granicą. W Warszawie mogliśmy go obejrzeć np. u dominikanów w kościele św. Jacka, a w Olsztynie był często prezentowany w katedrze. A ponieważ nie mamy świadectw, by ten dramat był wystawiany w średniowiecznej Polsce – można więc stwierdzić, że Schola Teatru Węgajty po kilkuset latach uzupełniła ten brakujący element naszej historii teatru.
Przywołane widowisko wywiera głębokie wrażenie, ponieważ "Ordo Stellae", podobnie jak inne wystawienia dramatu liturgicznego przygotowywane przez Scholę, wpisywane jest w obrzędy, czyli nie jest traktowane jako przedstawienie, lecz jako element świętej liturgii.
PAP: Po dawne teksty związane z Bożym Narodzeniem sięgał również Kazimierz Dejmek.
P. K. Tak. W 1974 r. zrealizował w Warszawskiej Operze Kameralnej inscenizację dramatu liturgicznego "Gra o Herodzie", którą pokazywano w ewangelicko-augsburskim kościele Świętej Trójcy. Z kolei w 1982 r. w Teatrze Polskim w Warszawie przygotował "Grę o Narodzeniu i Męce", której scenariusz skompilował z tekstów dawnych.
PAP: Z jakimi jeszcze formami widowiskowymi możemy się zetknąć dzisiaj?
P.K.: Coraz popularniejsze są szopki bożonarodzeniowe wystawiane z żywymi zwierzętami. Można je zobaczyć m.in. w Ciechanowcu, Białymstoku, Toruniu, Krakowie, Szczecinie, Gdańsku czy na warszawskiej Pradze. Z kolei szopki z ruchomymi figurami można co roku spotkać u ojców kapucynów w Warszawie i w Łomży, oraz np. w Kielanówce na Podkarpaciu, a także w dawnej krypcie Bazyliki Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Bardzie Śląskim, w dolnym kościele Parafii Rzymskokatolickiej pw. św. Antoniego Padewskiego w Gdyni i np. w dolnym kościele parafii pw. św. Józefa w Toruniu.
Sławna jest ruchoma szopka pochodząca z drugiej połowy XIX w., umieszczona w budynku u podnóża Kalwarii w Bazylice w Wambierzycach. Z kolei przez cały rok w kościele św. Trójcy w Gdańsku można oglądać ruchomą szopkę, w której znajdują się postacie i obiekty związane z tym miastem, np. król Kazimierz Jagiellończyk i astronom Jan Heweliusz.
Przed pandemią można było zauważyć, że wzrastała popularność Orszaku Trzech Króli, który zamyka okres Bożego Narodzenia. Organizowany był na ulicach coraz liczniejszych miejscowości w Polsce i za granicą. W Warszawie ten pochód Trzech Króli przybierał wręcz monumentalną formę – i był czymś z pogranicza widowiska i obrzędu, w którym uczestniczyli wierzący i niewierzący. Łączył ludzi o bardzo różnych światopoglądach.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)
gj/ skp/