W nocy 26/27 kwietnia 1943 r. rtm. Witold Pilecki zbiegł z niemieckiego obozu w Auschwitz. „Jego ucieczka była częścią nadzwyczajnej misji, który wypełniał jako oficer Podziemnego Państwa Polskiego” - powiedział PAP historyk Instytutu Studiów Europejskich UJ i Instytutu Pileckiego prof. dr hab. Witold Stankowski.
Polska Agencja Prasowa: W nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. z Auschwitz zbiegł rtm. Witolda Pileckiego wraz z dwoma innym więźniami. W jakich okolicznościach do tego doszło?
Prof. dr hab. Witold Stankowski: Rtm. Witold Pilecki znalazł się w niemieckim obozie zagłady Auschwitz całkowicie dobrowolnie, jako przedstawiciel Podziemnego Państwa Podziemnego, a konkretnie Tajnej Armii Polskiej. Miał do wykonania misję - zbadanie obozowych realiów i utworzenie tam konspiracji. W obozie, do którego dostał się po łapance z fałszywymi dokumentami na nazwisko "Tomasz Serafiński" stworzył od podstaw oparty na systemie piątek więźniarskich, konspiracyjny Związek Organizacji Wojskowej i dowodził nim. ZOW liczył kilkaset osób. Niemal od początku uwięzienia, już w październiku 1940 r., przesłał na zewnątrz swój pierwszy meldunek - raport cząstkowy, opis obozu, informacje o nieludzkich warunkach życia i pracy. Niemcy wiedzieli, że ktoś z obozu wysyła informacje na zewnątrz, a zależało im, by nikt nie dowiedział się o dramacie za drutami. Na początku 1943 r. Pilecki spodziewał się, że mogą oni wykryć jego działalność. Obawiał się, że zostanie zamordowany lub przeniesiony do innego obozu koncentracyjnego. Zdecydował, że wraz z dwoma konspiratorami - Janem Redzejem i Edwardem Ciesielskim - zorganizują ucieczkę z Auschwitz.
W świadomości więźniów każda ucieczka była ważnym wydarzeniem. Z jednej strony Niemcy stosowali represje, jednak każda ucieczka dawała też pozostałym w obozie nową nadzieję na przeżycie i podtrzymywała ich na duchu. Więźniowie rozumieli, że hitlerowska machina nie działa perfekcyjnie i nie ma zbrodni idealnej, ukrytej przed ludźmi, a Niemcy chcieli przecież ukryć przed światem ogrom zbrodni popełnionych w Auschwitz. Ucieczka Pileckiego była uwieńczeniem nadzwyczajnej misji oficera i przedstawiciela Podziemnego Państwa Polskiego. Misja ta nie miała precedensu: dobrowolnie przedostać się do obozu, stworzyć sprawne konspiracyjne struktury, a następnie uciec i dać światu osobiste świadectwo bezmiaru niemieckiej zbrodni popełnianych w obozowym piekle kompleksu Auschwitz-Birkenau. Misja ta była obarczona wieloma niebezpieczeństwami. Przez dwa lata i siedem miesięcy Pilecki codziennie ogromnie ryzykował własnym życiem, a mimo to nie zawahał się podjąć kolejnego ryzyka - ucieczki, która musiała się udać. W przeciwnym razie groziła mu i jego współtowarzyszom śmierć. Ucieczkę przygotowano perfekcyjnie. Pilecki, Redzej, Ciesielski zorientowali się, że grupa więźniów z tzw. komanda piekarzy pod eskortą esesmanów udawała się do tzw. dużej piekarni usytuowanej ok. dwóch kilometrów poza granicami obozu. W piekarni znajdowały się stare, żelazne drzwi, które były jednak zabezpieczone żelazną sztabą i zamknięte na klucz. Dorobiono klucz. Przygotowano także cywilne ubrania. Zbiedzy mieli je ukryte pod pasiakami. Przygotowali także sproszkowany tytoń dla zmylenia tropu psów w trakcie pościgu.
PAP: Jak przebiegła ucieczka?
Prof. Stankowski: Starannie zaplanowano jej termin na noc z 26 na 27 kwietnia 1943 r. 26 kwietnia przypadał wielkanocny poniedziałek, co dawało szansę na nieco ograniczoną czujność strażników. Pileckiemu i jego kolegom udało się zgłosić do grupy piekarzy pracujących na nocną zmianę. Rotmistrz wspominał później, że gdy tego dnia wieczorem, około godziny 18, maszerowali przez słynną bramą obozową z napisem +Arbeit macht frei+, miał nadzieję, że faktycznie przekracza ją po raz ostatni, że wrócić tutaj nie może. Przez pierwszą część swojej zmiany Pilecki i koledzy ciężko pracowali przy dowozie opału taczkami, wypieku chleba. Już po godzinie drugiej zauważyli, że czujność esesmanów została uśpiona. To był właściwy moment. Udało się dorobionym kluczem otworzyć żelazne drzwi. Gdy znaleźli się na zewnątrz skierowali się na północ, przed nimi były widły rzek - Soły i Wisły. Podkreślam, że znajdowali się na wciąż na terenie włączonym do III Rzeszy, gdzie krążyły liczne patrole policji i Wehrmachtu. Ich docelowym punktem była Bochnia leżąca już na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Pobiegli wzdłuż nasypu kolejowego ciągnącego się wzdłuż brzegu Soły i dotarli do Wisły. Tam znaleźli łódź, za pomocą klucza odpięli ją od łańcucha i przepłynęli Wisłę. Byli bardzo wycieńczeni. Udało im się zbiec przed niemieckim patrolem, który do nich strzelał, Pilecki został postrzelony w ramię. Szczęśliwie rana okazała się niegroźna.
Prof. Stankowski: Starannie zaplanowano jej termin na noc z 26 na 27 kwietnia 1943 r. 26 kwietnia przypadał wielkanocny poniedziałek, co dawało szansę na nieco ograniczoną czujność strażników.
2 maja dotarli do Bochni. Rotmistrz Pilecki znalazł się na wolności po 947 dniach i nocach obozowego piekła. W Bochni ukrywała ich rodzina Oborów. Kolejnym etapem ucieczki był Nowy Wiśnicz, a dokładnie drewniany dom w Koryznówce. Schronienia udzieliła mu mieszkająca tam rodzina... Tomasza Serafińskiego. Proszę sobie wyobrazić, jak wielkie było zdumienie rotmistrza, posługującego się konspiracyjnym nazwiskiem "Tomasz Serafin", gdy spotkał swojego autentycznego "imiennika"! Rodzina Serafińskich była spokrewniona z wybitnym malarzem, Janem Matejką.
PAP: Kolejnym etapem misji rotmistrza było zredagowanie raportu o obozie Auschwitz.
Prof. Stankowski: Od maja do sierpnia 1943 r. w Koryznówce trwała jego rekonwalescencja, odzyskiwał siły po straszliwych, obozowych przeżyciach, a jednocześnie musiał tam ponownie powrócić w swoich wspomnieniach. To było dla niego bolesnym, lecz koniecznym i dość niezwykłym przeżyciem, by odtworzyć cały swój pobyt za drutami. Spisywał słynny raport, którym chciał zaalarmować rząd RP w Londynie oraz rządy USA i Wielkiej Brytanii o skali niemieckich zbrodni w Auschwitz. To było bardzo trudne zadanie. Niezwykle obciążało jego psychikę. W obozie "ocierał się" o śmierć, ale często widział konspiratorów, którzy z podniesioną głową, patrząc w oczy katów szli pod Ścianę Śmierci lub w inne miejsca kaźni.
Rotmistrz skontaktował się z przedstawicielami AK Okręgu Krakowskiego. Początkowo nie wierzyli oni, w to, co opowiadał o obozie. Byli sceptyczni nawet wobec faktu, że udało mu się zbiec. Nie było już tajemnicą, że obóz jest silnie strzeżony przez oddziały SS, a wiele prób podjętych przez więźniów kończyło się śmiercią zbiegów. Pilecki osobiście sporządził raport, by do końca wypełnić swoją, rozpoczętą jeszcze we wrześniu 1940 r. misję. Chciał jednak zrobić znacznie więcej dla więźniów i konspiratorów, którzy pozostali w obozie. Starał się, aby Komenda Główna AK zaakceptowała plan zbrojnego uderzenia na KL Auschwitz ze wsparciem obozowych struktur ZOW. Rozważał zsynchronizowanie ataku z zewnątrz i wzniecenie zbrojnego powstania. 23 sierpnia 1943 r. Pilecki znalazł się w Warszawie, gdzie powrócił do zadań w strukturach AK.
PAP: Dlaczego ucieczka Witolda Pileckiego ma tak doniosłe znaczenie?
Prof. Stankowski: Bez niej władze Podziemnego Państwa Polskiego mogłyby nie poznać prawdy o obozie i jego osobistego świadectwa o Auschwitz. Wspomnienia spisywał także drugi z uczestników ucieczki - Edward Ciesielski, ale to właśnie słowa rtm. Pileckiego były najważniejszym elementem głównego raportu. Wykazał się on znakomitą pamięcią, a sporządzony przez niego raport dokumentem o szczególnym znaczeniu dla całej ludzkości. Przetłumaczono go na obce języki, aby mógł trafić do światowej opinii publicznej.
PAP: Świat jednak długo nie mógł lub nie chciał uwierzyć w świadectwo polskiego oficera. Nie mieli takich wątpliwości inni więźniowie i konspiratorzy, naoczni świadkowie.
Prof. Stankowski: Kiedyś rozmawiałem z Kazmimierzem Piechowskim, który 20 czerwca 1942 r. wraz z Eugeniuszem Benderą, Stanisławem Jasterem i Józefem Lempartem zdobyli mundury SS i samochodem komendanta KL Auschwitz zbiegli z obozu. Piechowski podkreślał z dumą, że "był żołnierzem rtm. Pileckiego", jego podkomendnym, wchodził w skład tzw. konspiracyjnej "piątki". Ucieczkę Pileckiego możemy określić mianem nadzwyczajnej, tak jak jego całą misję. Był człowiekiem niezwykłej odwagi. Liczył się, że w każdej chwili może wpaść w ręce Niemców i ponieść śmierć, zanim złoży świadectwo całemu światu. Miał jednak świadomość, że wykonuje zadanie, nadzwyczajną misję. Ucieczka rtm. Witolda Pileckiego była jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą, ze wszystkich blisko tysiąca ucieczek podjętych przez więźniów Auschwitz. (PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ aszw/