Według Piotra Zychowicza, autora książki „Obłęd '44”, oficerowie Armii Krajowej, podejmując decyzję o wybuchu powstania warszawskiego, wydali wyrok śmierci na własne wojsko. „Jeżeli mit Powstania ma więc polegać na gloryfikacji tej decyzji, to jest to mit niezwykle szkodliwy. Nie rozumiem jak można +wzmacniać tożsamość narodową+ i budować dumę narodową opierając się na klęskach? To absurd” – podkreśla w rozmowie z portalem dzieje.pl Zychowicz.
Dzieje.pl: Czy gdyby nie rozkaz dowództwa AK o godzinie "W", doszłoby do spontanicznego wystąpienia w stolicy przeciw Niemcom?
Piotr Zychowicz: Nie, do żadnego spontanicznego wystąpienia by nie doszło. To argument, którego jako pierwsi użyli oficerowie odpowiedzialni za podjęcie fatalnej decyzji o wydaniu Niemcom bitwy na ulicach milionowego miasta. "Nastroje dołów były bojowe, nie mieliśmy wyboru trzeba było wydać rozkaz o walce" — mówili. Przykro to pisać, ale była to próba zrzucania odpowiedzialności za własny fatalny błąd na swoich żołnierzy.
Armia Krajowa nie była żadną cywilbandą, która strzelała sobie do kogo chciała i kiedy chciała. Była wojskiem. I to wojskiem dobrym. W wojsku rozkaz jest zaś rzeczą świętą. Oczywiście, że AK-owcy rwali się do boju, ale oskarżanie ich, że gotowi byli z tego powodu dokonać jakiegoś masowego buntu czy rokoszu, jest niegodziwością. Był rozkaz o wywołaniu powstania - było powstanie. Nie byłoby rozkazu - nie byłoby powstania.
Dzieje.pl: A może powstanie wywołaliby komuniści z PPR?
Piotr Zychowicz: "Armia Krajowa nie była żadną cywilbandą, która strzelała sobie do kogo chciała i kiedy chciała. Była wojskiem. I to wojskiem dobrym. W wojsku rozkaz jest zaś rzeczą świętą. Oczywiście, że AK-owcy rwali się do boju, ale oskarżanie ich, że gotowi byli z tego powodu dokonać jakiegoś masowego buntu czy rokoszu, jest niegodziwością. Był rozkaz o wywołaniu powstania - było powstanie. Nie byłoby rozkazu - nie byłoby powstania".
Piotr Zychowicz: Ta teza nie wytrzymuje konfrontacji ze znanym materiałem źródłowym. Jasno wynika z niego, że PPR nie planowała wywołania powstania. Nie miała zresztą na to sił. Oddziały AL w stolicy były śmieszne — około 200 ludzi niemal bez broni. Gdy w Lublinie osadził się PKWN, warszawska wierchuszka PPR i AL wyjechała na Wschód po instrukcje. W stolicy zostało tak zwane kierownictwo zastępcze, które miało czekać spokojnie na wkroczenie Sowietów.
Dzieje.pl: W jakim stopniu Komenda Główna AK była infiltrowana przez Sowietów? Jakie to miało znaczenie dla wybuchu powstania?
Piotr Zychowicz: Tego nie wiemy. I nie dowiemy się dopóki nie zostaną otwarte postsowieckie archiwa. Natomiast nie ma żadnej wątpliwości, że Powstanie Warszawskie leżało tylko i wyłącznie w interesie Związku Sowieckiego. Ta rzeź najlepszych, najbardziej patriotycznie nastawionych Polaków i zagłada stolicy, znacznie ułatwiła późniejszą sowietyzację naszego kraju.
Wiemy również, że bolszewicy starali się już od 1941 roku sprowokować Polaków do akcji powstańczej. Właśnie dlatego, że liczyli, iż taka akcja wywoła straszliwy niemiecki odwet.
Co do infiltracji dowództwa AK przez sowieckie służby to mamy pewne ślady wskazujące, że takie zjawisko istniało. Dla bolszewików mógł pracować generał Stanisław Tatar. Człowiek-potwór. Historycy dyskutują także nad rolą jaką odegrał — złamany na Łubiance w roku 1941 — generał Leopold Okulicki. A więc człowiek, który wymyślił Powstanie Warszawskie i zmusił do jego wywołania biednego generała "Bora". Powtarzam jednak: dopóki Rosjanie nie otworzą archiwów, sprawy tej nie rozstrzygniemy. I należy być bardzo ostrożnym w ferowaniu wyroków.
Dzieje.pl: Co Niemcy wiedzieli o przygotowaniach AK do powstania?
Piotr Zychowicz: Naród polski ma wiele zalet, ale dyskrecja niestety nie jest jedną z nich. Niemcy wiedzieli doskonale o przygotowaniach do zrywu. Mało tego, wiedzieli dokładnie kiedy on wybuchnie. Jednym ze źródeł informacji była pewna młoda Polka, która była zakochana w niemieckich lotniku. Błagała go, żeby 1 sierpnia wyjechał ze stolicy. Zapytana dlaczego, wszystko mu wygadała. Dlatego też Niemcy 1 sierpnia o godzinie "W" byli gotowi do odparcia ataku. Elementu zaskoczenia nie udało się wykorzystać, co skończyło się tragicznie. Pomnożyło tylko i tak gigantyczne straty pierwszego, zakończonego dramatycznym fiaskiem, szturmu.
Dzieje.pl: Czy Niemcy próbowali zapobiec wybuchowi powstania?
Piotr Zychowicz: Tak, pewne działania zostały przez nich podjęte. Dowództwo 9. Armii niemieckiej zdecydowało się w przeddzień Powstania przeprowadzić potężne pancerne siły przez sam środek miasta. Chcieli w ten sposób pokazać Warszawiakom, że Niemcy są nadal w tym rejonie potężni, i że wymierzony w nich zryw byłby szaleństwem.
Aby uspokoić nastroje wypuszczono także część więźniów politycznych, próbowano również nieformalnymi kanałami — pisał o tym swego czasu Michael Foedrowitz — nawiązać kontakt z Komendą Główną AK, aby odwieść ją od podobnych pomysłów. Niemcy mieli wówczas naprawdę sporo problemów i tłumienie polskiego powstania, nie było im do niczego potrzebne.
Piotr Zychowicz: "Co do infiltracji dowództwa AK przez sowieckie służby to mamy pewne ślady wskazujące, że takie zjawisko istniało. Dla bolszewików mógł pracować generał Stanisław Tatar. Człowiek-potwór. Historycy dyskutują także nad rolą jaką odegrał — złamany na Łubiance w roku 1941 — generał Leopold Okulicki. A więc człowiek, który wymyślił Powstanie Warszawskie i zmusił do jego wywołania biednego generała "Bora".
Dzieje.pl: Co nowego wnosi Pana książka do wiedzy na temat powstania warszawskiego?
Piotr Zychowicz: Moja książka nie zawiera żadnych nowych odkryć źródłowych. To historyczna publicystka. Analiza tego co się stało, oparta na rozproszonych wcześniej wypowiedziach ówczesnych przeciwników decyzji o wywołaniu powstania. A więc m.in. Naczelnego Wodza Kazimierza Sosnkowskiego, Narodowych Sił Zbrojnych, oficerów realistów z Komendy Głównej AK, podziemia piłsudczykowskiego, braci Mackiewiczów, polskich konserwatystów. Nowość to zebranie tego razem. Poza tym jeżeli w książce jest coś nowego, to to o czym już mówiliśmy. Czyli postawienie otwarcie pytania czy sowieckie służby mogły wpłynąć na decyzję o wywołaniu Powstania Warszawskiego.
Dzieje.pl: Czego Pana zdaniem brakuje dotychczasowym pracom historycznym nt. powstania? Jak Pan ocenia np. książki Normana Daviesa oraz Jana Ciechanowskiego?
Piotr Zychowicz: Książkę Daviesa oceniam krytycznie. Jeszcze w "Bożym Igrzysku" wydanym w latach 80. Davies pisał, że Powstanie było fatalnym błędem i oparte było na żałosnych kalkulacjach politycznych. "Powstanie '44" napisał jednak pod polskie gusty. Za klęskę tej bitwy obwinił bowiem... Anglików i Amerykanów. Naprawdę Anglosasi zrobili nam sporo krzywdy, ale akurat z tą sprawą nie mieli nic wspólnego. Rację miał Tomasz Łubieński, gdy pisał z ironią, że Davies powinien nas uczyć chłodnego, brytyjskiego realizmu, a tymczasem się spolonizował.
Książka Ciechanowskiego jest naturalnie znacznie lepsza. Choć nie zgadzam się z szacownym profesorem co do oceny Tatara (pozytywnej) i Sosnkowskiego (negatywnej), ale jego argumenty w sprawie braku odpowiedzialności Okulickiego, "Bora", Pełczyńskiego, Rzepeckiego i "Montera" — a więc oficerów, którzy zdecydowali o wywołaniu Powstania — są niepodważalne.
Dzieje.pl: Jak Pan ocenia krytykę książki "Obłęd '44" przez środowiska historyków i kombatantów?
Piotr Zychowicz: No cóż, trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Niestety duża część polemik opierała się nie na argumentach, ale na emocjach i inwektywach. Trudno z czymś takim dyskutować. W polityce bowiem, a "Obłęd" to książka o polityce, na emocje nie ma miejsca. Polityka to chłodna kalkulacja i rachunek zysków i strat. Nie potrafili tego zrozumieć nieszczęśni autorzy koncepcji Powstania Warszawskiego i nie potrafią tego zrozumieć ich dzisiejsi apologeci. Można mieć tylko nadzieję, że ci publicyści, którzy tak żarliwie rzucili się na moją książkę — gdy znowu staniemy przed podobnymi dramatycznymi wyborami, jak w 1944 roku — nie będą mieli wpływu na sprawy polskie. Sprowadzą bowiem na nasze dzieci kolejną rzeź. A sami potem wylądują w Waszyngtonie, czy innym bezpiecznym miejscu. Oczywiście w glorii wielkich bohaterów narodowych.
Dzieje.pl: Czy zgadza się Pan z opinią, że podważanie mitu powstania szkodzi działaniom, których celem jest kształtowanie postaw patriotycznych, wzmacnianie tożsamości narodowej.
Piotr Zychowicz: "+Obłęd+ to książka o polityce, na emocje nie ma miejsca. Polityka to chłodna kalkulacja i rachunek zysków i strat. Nie potrafili tego zrozumieć nieszczęśni autorzy koncepcji Powstania Warszawskiego i nie potrafią tego zrozumieć ich dzisiejsi apologeci".
Piotr Zychowicz: Nie, to jakaś niedorzeczność. Legendę Powstania powinniśmy kultywować. Ale tą legendą jest dla mnie niebywałe bohaterstwo chłopców i dziewcząt, którzy jak lwy przez 63 dni walczyli na ulicach Warszawy niemal z gołymi rękami. To są wielcy bohaterowie, których powinniśmy czcić. Czym innym jest natomiast ocena oficerów, którzy ich do tej walki z gołymi rękami wysłali. Oficerów, którzy wydali wyrok śmierci na własne wojsko. Ci ludzie zasługują na jak najgorszą ocenę. Konsekwencje ich błędu, były bowiem dla Polski koszmarne. Jeżeli mit Powstania ma więc polegać na gloryfikacji tej decyzji, to jest to mit niezwykle szkodliwy.
Nie rozumiem jak można "wzmacniać tożsamość narodową" i budować dumę narodową opierając się na klęskach? To absurd. Jeżeli polskość ma być ideą atrakcyjną dla młodych ludzi, to musimy nasze wychowanie patriotyczne oprzeć na sławieniu naszych zwycięstw. Było ich wystarczająco dużo.
Dzieje.pl: Jak Pan ocenia działalność Muzeum Powstania Warszawskiego?
Piotr Zychowicz: Mam mieszane uczucia. Zawsze uważałem, że Muzeum jest pomnikiem wystawionym naszemu bohaterskiemu wojsku. Żołnierzom Armii Krajowej, którzy tak dzielnie walczyli z Niemcami na ulicach stolicy. Taka formuła Muzeum jest dla wspaniała. Ostatnio jednak docierają do mnie niepokojące sygnały od czytelników. Jeden z nich powiedział, że jego wnuczka po powrocie z Muzeum powiedziała: "Dziadku, już wiem co to znaczy być dobrą Polką. Muszę umrzeć w kanale". Jeżeli rzeczywiście młodzi ludzie odnoszą podobne wrażenie po opuszczeniu tej placówki, to chyba coś tam poszło w złą stronę.
Moim zdaniem, historycznym hasłem dla młodego pokolenia powinno być nie "umierajmy w kanale", ale "bijmy bolszewika". Potrzebujemy idei Polski zwycięskiej, a nie Polski cierpiętniczej i wiecznie przegranej.
Dzieje.pl: Czy Pana zdaniem w naszej historii są jeszcze mity, które wymagają weryfikacji? O jakie mity chodzi?
Piotr Zychowicz: Pozwoli pan, że uchylę się od odpowiedzi na to pytanie. Nie chcę bowiem psuć niespodzianki czytelnikom moich kolejnych książek.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (dzieje.pl)