Józef Franczak „Laluś” cieszył się autentycznym zaufaniem społecznym. Funkcjonariusze bezpieki przyznawali w dokumentach, że przez ponad dekadę pomagało mu ok. 200 osób – mówi PAP Marcin Krzysztofik, historyk, zastępca Oddziałowego Archiwum IPN w Lublinie.
60 lat temu, 21 października 1963 r., zginął Józef Franczak, ostatni żołnierz niezłomny.
Polska Agencja Prasowa: Józef Franczak był równolatkiem niepodległej Polski, należał do pokolenia Kolumbów, które wychowało się w atmosferze własnego państwa. Jak na jego postawę w czasie II wojny światowej i osiemnastu lat walki z reżimem komunistycznym wpłynęło dojrzewanie w wolnej Polsce?
Marcin Krzysztofik: Myślę, że był to wpływ decydujący o jego postawie, podobnie jak w wypadku innych przedstawicieli tego pokolenia. Z okazji stulecia odzyskania niepodległości w lubelskim IPN realizowaliśmy projekt „Rówieśnicy Niepodległej” poświęcony przedstawicielom tego pokolenia, które poświęciło swoje życia w walce o niepodległą Polskę i swoim życiem dawało przykład wychowania patriotycznego w wolnej Polsce. Wśród nich byli żołnierze podziemia antykomunistycznego na Lubelszczyźnie, tacy właśnie jak „Laluś”, Hieronim Dekutowski „Zapora”, Stanisław Łukasik „Ryś”, Antoni Kopaczewski „Lew”, Stanisław Bizior „Śmigło”.
Franczak urodził się w biednej rodzinie, więc tuż po ukończeniu szkoły powszechnej w Piaskach zgłosił się do służby wojskowej. Trafił do Centrum Wyszkolenia Żandarmerii w Grudziądzu, a później służył w plutonie żandarmerii Równe wchodzącym w skład 2. Dywizjonu Żandarmerii. We wrześniu 1939 r. walczył z sowietami i dostał się do niewoli, z której na szczęście udało mu się uciec. Powrócił na Lubelszczyznę i w bliżej nieokreślonym czasie wstąpił w szeregi Związku Walki Zbrojnej/Armii Krajowej.
W sierpniu 1944 r. został wcielony do tworzonego przez komunistów „Ludowego” Wojska Polskiego. Zdecydował się na dezercję, będąc naocznym świadkiem mordów na żołnierzach Armii Krajowej oraz innych formacji niepodległościowych, likwidowanych przez komunistów na mocy wyroków Wojskowego Sądu Polowego 2. Armii WP, stacjonującego w Kąkolewnicy k. Radzynia Podlaskiego. Powrócił na Lubelszczyznę i nawiązał kontakt z oddziałem WiN Antoniego Kopaczewskiego „Lwa”, jego bliskiego kolegi z okresu przedwojennego. W czerwcu 1946 r. Franczak został schwytany przez funkcjonariuszy UB, na szczęście udało mu się uciec. Musiał się ukrywać; pewne jest, że w połowie 1947 r. trafił pod komendę kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”.
PAP: W 1945 r. „Laluś” miał już ogromne doświadczenie w działaniach partyzanckich i tworzeniu struktur konspiracyjnych. W jaki sposób jego dotychczasowa walka przeciw dwóm okupantom służyła w zgrupowaniu „Uskoka”?
M. Krzysztofik: W momencie przejścia, kiedy Franczak trafił pod komendę „Uskoka”, było to już kilka miesięcy po reorganizacji oddziału przez Brońskiego. Dowódca postanowił podzielić go na kilkuosobowe patrole. Przybycie „Lalusia” pozwoliło na utworzenie kolejnego, dowodzonego właśnie przez niego. Obszar jego działalności obejmował styk dwóch powiatów – lubelskiego i krasnostawskiego. Wiosną 1949 r. oddział „Uskoka” zostaje rozbity, 1 kwietnia ginie jeden z dowódców patroli Walenty Waśkowicz „Strzała”, 21 maja 1949 r. w Dąbrówce pod Łęczną sam kpt. Broński. Później „Laluś” ukrywał się i działał, utrzymując ograniczony kontakt ze Stanisławem Kuchciewiczem „Wiktorem”. Do ich ostatniego wspólnego wystąpienia doszło w Piaskach 10 lutego 1953 r., gdy przeprowadzili nieudaną akcję dochodową w kasie gminnej spółdzielni w Piaskach. W czasie wymiany ognia z milicjantami śmiertelnie ranny został „Wiktor”. Od tej pory do śmierci „Laluś” ukrywał się samotnie.
Znał losy wielu swoich towarzyszy broni, którzy zaufali obietnicom komunistów, co potem kończyło się dla nich tragicznie. Historycy znają wiele przykładów sytuacji, w których amnestia była dla komunistów sposobem na rozbicie podziemia antykomunistycznego oraz poznania jego struktury. Pamiętajmy także o wielu przypadkach „znikania” żołnierzy podziemia antykomunistycznego, którzy po ujawnieniu byli porywani przez bezpiekę i mordowani.
PAP: Dlaczego nie zdecydował się zaufać komunistom i nie ujawnił się w czasie organizowanych przez reżim „amnestii”?
M. Krzysztofik: Nie wierzył w ich zapewnienia. Znał losy wielu swoich towarzyszy broni, którzy zaufali obietnicom komunistów, co potem kończyło się dla nich tragicznie. Historycy znają wiele przykładów sytuacji, w których amnestia była dla komunistów sposobem na rozbicie podziemia antykomunistycznego oraz poznania jego struktury. Pamiętajmy także o wielu przypadkach „znikania” żołnierzy podziemia antykomunistycznego, którzy po ujawnieniu byli porywani przez bezpiekę i mordowani.
PAP: „Laluś” ukrywał się samodzielnie przez ponad dekadę. W jaki sposób tak długo udawało mu się uniknąć wpadnięcia w ręce bezpieki lub śmierci w wyniku zasadzki mimo podejmowania przez komunistów wielu działań zmierzających do likwidacji ostatniego niezłomnego?
M. Krzysztofik: Wbrew twierdzeniom komunistycznej propagandy „Laluś” cieszył się autentycznym zaufaniem społecznym. Sami funkcjonariusze bezpieki przyznawali w dokumentach, że przez ponad dekadę pomagało mu ok. 200 osób. UB i SB angażowały ogromne siły w organizowanie często kilkudniowych zasadzek na „Lalusia”. Pod koniec lat pięćdziesiątych zaczęto angażować również środki techniki operacyjnej. Bezpieczniacy tworzyli zasadzki, stosowali nawet podsłuchy w domach, co było wówczas szczególnie trudne w środowisku wiejskim. Cała rodzina „Lalusia” i jego narzeczona Danuta Mazur, a także jej bliscy byli objęci perlustracją korespondencji. Wszystkie te środki nie przynosiły żadnych efektów.
O skuteczności ostatniej obławy na „Lalusia” zadecydowało zwerbowanie przez bezpiekę Stanisława Mazura, brata stryjecznego narzeczonej, który został tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie Michał. Udało mu się spotkać z „Lalusiem”, co doprowadziło SB i ZOMO do ostatniego żołnierza podziemia. Około 15:00 21 października 1963 r. rozpoczęła się obława, której zorganizowanie nie byłoby możliwe bez informacji dostarczonych przez Mazura. Przekazanie przez niego numeru rejestracyjnego motocykla, którym „Laluś” przyjechał na spotkanie, pozwoliło bezpiece ustalić, że jego właścicielem był Wacław Beć, zamieszkały w Majdanie Kozic Dolnych. Funkcjonariusze SB uznali, że to w zabudowaniach Becia ukrywa się „Laluś”. Zginął podczas próby ucieczki z okrążonego gospodarstwa.
Opierając się na dokumentach SB, możemy zakładać, że funkcjonariusze podejrzewali, iż w trakcie swojego ukrywania się Franczak był leczony przez stomatologa. Skierowali więc wniosek do prokuratury o zachowanie czaszki, aby w ten sposób odkryć, który z dentystów pomagał „Lalusiowi”. Zdekapitowanie zwłok poległego mogło być jednak też pośmiertną zemstą reżimu. Ciało pogrzebano potajemnie na cmentarzu przy ul. Unickiej w Lublinie. Siostry Franczaka odkryły to miejsce dzięki informacjom udzielonym przez miejscowego grabarza. Prawdopodobnie w nocy rozkopały grób i odkryły ciało pozbawione głowy. Brata rozpoznały po znamieniu, które miał na udzie. Dopiero dwadzieścia lat później otrzymały zgodę na ekshumację i pochowanie na cmentarzu w Piaskach. Czaszka „Lalusia” została odnaleziona pod koniec listopada 2014 r. w lubelskim Zakładzie Medycyny Sądowej przez pracowników IPN w ramach prac poszukiwawczych kierowanych przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Jej uroczysty dochówek odbył się w marcu 2015 r.
PAP: Wielu niezłomnych uznało, że odwilż roku 1956 oznacza koniec ich walki. „Laluś” pozostał w konspiracji. Czy gdyby podjął próbę ujawnienia się, miałby szansę na przeżycie?
M. Krzysztofik: Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Wiemy jedynie, że wielu żołnierzy podziemia w 1956 r. ujawniło się. Wiemy również, że „Laluś” przyjeżdżał do Lublina i kontaktował się z jednym z adwokatów, który sondował możliwości jego wyjścia z konspiracji. W materiałach SB pojawia się informacja, że ostatni niezłomny mówił, iż gdyby groziło mu do 15 lat więzienia, to ujawniłby się. Groziła mu nawet kara śmierci lub co najmniej dożywocie co sprawiało, że postanowił pozostać w podziemiu.
PAP: „Laluś” był ostatnim żołnierzem niezłomnym, który zginął z bronią w ręku. Czy byli jednak tacy, którzy nie zostali dostrzeżeni przez bezpiekę i ukrywali się jeszcze dłużej?
M. Krzysztofik: W konspiracji najdłużej pozostał Antoni Dołęga „Kulawy Antek”, także żołnierz AK i WiN-u z Lubelszczyzny. Ukrywał się do śmierci w 1982 r., ale od połowy lat pięćdziesiątych nie prowadząc żadnej działalności. Został pochowany przez rodzinę, która mu pomagała, w miejscowości Popławy-Rogale. Dopiero w czerwcu 2017 r. jego szczątki zostały ekshumowane. Bez wątpienia jednak „Laluś” był ostatnim żołnierzem podziemia, który poległ w walce. Pamięć o jego losach trwała wśród lokalnej społeczności mimo propagandy komunistycznej, która przedstawiała go jako pospolitego bandytę.(PAP)
Rozmawiał: Michał Szukała
szuk/ skp/