Uważam Johna Barkera za osobę niebywale ludzką i empatyczną. Był żądny nowych wyjaśnień, a swoją działalność kontynuował niezależnie od konsekwencji - mówi PAP Sam Knight, autor książki „Biuro przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość”, która właśnie trafia do księgarń.
Polska Agencja Prasowa: Dlaczego zdecydował się pan napisać reportaż o psychiatrze Johnie Barkerze?
Sam Knight: Natknąłem się na historię Biura Przeczuć w książce poświęconej dziwnym wydarzeniom i okultystycznym eksperymentom, którą czytałem w londyńskiej British Library. Zafascynowały mnie nazwa i sam pomysł, aby gromadzić ludzkie sny i złe przeczucia, które mogłyby w jakiś sposób przepowiedzieć tragedie. Uważałem to jednak wówczas za działania ekscentryków lub szarlatanów.
Tak naprawdę zainteresowałem się Biurem Przeczuć, dowiedziawszy się o dwóch ludziach, którzy byli z nim związani – psychiatrze Johnie Barkerze oraz dziennikarzu naukowym Peterze Fairleyu. Obaj byli dojrzali wiekowo oraz cieszyli się poważaniem i szacunkiem w swoich profesjach. Innymi słowy, mieli wiele do stracenia, podejmując się takiego eksperymentu.
PAP: Co zatem sprawiło, że naukowiec, jakim był Barker, zainteresował się przeczuciami nadchodzących tragedii?
Sam Knight: Tak naprawdę były dwa powody. W latach pięćdziesiątych, będąc jeszcze młodym lekarzem był świadkiem nagłych zgonów pacjentów spowodowanych strachem. Wybitny amerykański lekarz Walter Cannon w 1944 roku nazwał to zjawisko "syndromem Voodoo".
Barker postanowił znaleźć odpowiedź na pytanie, co mogło się wydarzyć – psychicznie i fizjologicznie – w sytuacji, gdy ktoś jest przekonany, że zbliża się śmierć. Poszukiwał takich osób. W tym celu odwiedził miejsce katastrofy w walijskiej wiosce Aberfan, gdzie w 1966 roku osunęła się część hałdy węglowej. Był to największy wypadek przemysłowy w Walii, który pochłonął 144 ofiary.
Barker spotkał się z mieszkańcami Aberfan, mającymi rzekome wizje nadchodzącej katastrofy, w której miały zginąć nawet dzieci, a którzy zdecydowali się wystosować apel o swoich przeczuciach w imieniu całej wspólnoty.
PAP: We współpracy z dziennikiem "The Evening Standard" Barker założył właśnie Biuro Przeczuć. Jak wyglądała jego działalność?
Sam Knight: Samo biuro było w rzeczywistości… biurkiem wydawcy działu naukowego tego dziennika, Petera Fairleya. Każdy mógł zadzwonić lub napisać, opisując swoje doświadczenia oraz przeczucia dotyczące przyszłości. Fairley, razem ze swoją asystentką Jennifer Preston, zbierał przeczucia, katalogował je według różnych kategorii – wypadki kolejowe, rodzina królewska itd. – a następnie porównywał z tym, co się rzeczywiście wydarzyło. Zaś stali korespondenci, których Barker nazywał "przewidywaczami", dzwonili do niego - do szpitala, w którym pracował lub do jego domu - dzieląc się swoimi najmroczniejszymi obawami i lękami.
PAP: Biuro Przeczuć z czasem przekształciło się w bazę danych zawierającą sny i wizje, mające posłużyć jako ostrzeżenia. Czy było ono jednak skuteczne?
Sam Knight: Myślę, że odpowiedź na nie zależy od tego, co rozumiemy przez określenie "skuteczne". Pod względem statystycznym, biuro odniosło sukces w 3 proc. To znaczy, że 3 proc. ludzkich przeczuć sprawdziło się. Bez wątpienia to mało.
Jednak stopień skuteczności biura zmienił się, kiedy Barker i Fairley przyjrzeli się stałym współpracownikom, którzy prawdopodobnie zarejestrowali zaskakujące przeczucia odnoszące się do kolejowych i lotniczych katastrof, śmierci sowieckiego kosmonauty w 1967 roku czy zamachu na senatora Roberta Kennedy’ego w 1968 roku. Pozostawiam zatem do oceny to, czy była to faktycznie skuteczna działalność.
PAP: Jak odbierano działalność Johna Barkera?
Sam Knight: Przyciągała ona wiele uwagi. Biuro Przeczuć było tematem materiałów emitowanych przez BBC oraz telewizję. Było również krytykowane przez prasę medyczną. Przełożeni w szpitalu w którym pracował Barker wywierali nań presję, by zaprzestał swojej działalności. Oparł się temu jednak.
Myślę, że warto w tym miejscu podkreślić, że było wiele podobnych lub powiązanych ze sobą doświadczeń, które miały miejsce zarówno na Wyspach Brytyjskich i Stanach Zjednoczonych, jak i w byłym Związku Sowieckim. Tak że ten naukowy mainstream istniał w większym lub mniejszym stopniu obok tego, co obecnie uważamy za "paranormalne".
PAP: Jak należy dzisiaj patrzeć na Barkera? Na ile był on innowatorem, a na ile szarlatanem?
Sam Knight: Szczerze mówiąc, nie jestem pewny, czy jest on dzisiaj rzeczywiście powszechnie znany. Biuro Przeczuć już nie istniało i było zapomniane, gdy rozpocząłem swoje badania. Książka została zbudowana w dużym stopniu na wycinkach z dawnych gazet i fotografii, które ocalały na strychach. To na wiele sposobów delikatna historia. Starałem się ją opowiedzieć w prosty i dokładny sposób, nie pytając ludzi, czy wierzą w jakieś nowe "prawdy" dotyczące możliwości przewidywania przyszłość. Bardziej chodziło mi o wskazanie zjawisk, które są powszechne i zasługują na przedstawienie ich językiem uważnym, z szacunkiem.
Osobiście uważam Johna Barkera za osobę niebywale ludzką i empatyczną – lekarza i naukowca, żądnego nowych wyjaśnień oraz pewnego rodzaju sławy dla siebie samego; człowieka, który kontynuował swoją działalność, niezależnie od konsekwencji.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
Książka Sama Knighta "Biuro przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość" w tłumaczeniu Agnieszki Wilgi ukazuje się 31 stycznia nakładem wydawnictwa Czarne. (PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ pat/