Zależało mi na tym, żeby zwrócić uwagę na taki moment, który lockdown uruchomił, gdy życie zaczyna pędzić zupełnie innym trybem i popycha nas w podróż wewnętrzną, do poszukiwań - mówi PAP Michał Borczuch, reżyser „Czarodziejskiej góry” wg powieści Tomasza Manna. Premiera w TR Warszawa - w piątek.
„Przeniosłem akcję >>Czarodziejskiej góry<< z Davos do miasta i do wydarzeń historycznych z 2020 r. Myśląc o pracy nad powieścią Tomasza Manna w teatrze, musiałem w pewien sposób przełożyć ten moment, kiedy poznajemy wszystkich bohaterów i ich historie, na współczesność” - wyjaśnił reżyser.
„To moment zawieszenia, trochę odcięcia od rzeczywistości, a szerzej przeformatowania tego, jak się żyje. Taki moment przeżyliśmy całkiem niedawno podczas epidemii covidu” - mówił. „Dlatego covid pojawia się w naszym spektaklu nie poprzez skojarzenia z sanatorium, które opisał Mann, ale jako konotacja z pewną ludzką kondycją” - tłumaczył Michał Borczuch.
„Covid pojawia się w naszym spektaklu nie poprzez skojarzenia z sanatorium, które opisał Mann, ale jako konotacja z pewną ludzką kondycją.”
Pytany, co stanowiło impuls do realizacji „Czarodziejskiej góry”, twórca powiedział: „w przedstawieniu rozpracowujemy lockdown, bo przecież nie zajmujemy się w nim pandemią”. „Zajmujemy się lockdownem, tym czasem izolacji i patrzymy, gdzie okazał swój czar, który sprawił, że gdzieś nas wyrwał z rutyny funkcjonowania, z jakiegoś pędu. Ja sam coś takiego przeżyłem na początku, ale potem ów lockdown zamienił się w coś uciążliwego, destrukcyjnego” - relacjonował.
„Jednak ten lockdown, jego czar i pandemia - to nie są kwestie odległe od siebie. Zresztą u Manna ten czar miejsca i sytuacji nie jest jednoznacznie przyjemny czy pozytywny” - stwierdził reżyser.
Pytany, co stanowi oś scenariusza przedstawienia, Michał Borczuch powiedział: „w tej adaptacji przede wszystkim skupiliśmy się na konstrukcji opowieści, która składa się z dwóch części”. „Można powiedzieć, że to przypomina te dwa tomy u Manna” - ocenił.
„W spektaklu dla mnie było ważne, że widz dostanie dwa portrety Hansa Castorpa. W pierwszej części jest on grany przez Magdalenę Kutę, w drugiej - przez Mateusza Górskiego. I te portrety są tak naprawdę postaciami ludzi, którzy w skrajnie różny sposób doświadczają tej izolacji” - powiedział. „W pierwszej części mówimy o zamknięciu, które przechodzi w rodzaj jakiejś psychozy, paranoi. W drugiej mówimy o depresji” - tłumaczył reżyser.
„Tak naprawdę dla mnie kluczowa była postać Hansa, a reszta bohaterów, która pojawia się wokół niego - to postaci funkcjonujące na zasadzie pewnych dopowiedzeń i popychania wewnętrznego rozwoju Castorpa. Czasem aktorzy grają dwie role, ale czasami również mieszamy porządki rzeczywistości - sanatorium z Manna ze współczesną kamienicą” - mówił. „Powiedziałbym, że rzeczywistość dookoła tych bohaterów jest dość skomplikowana, ale to tym bardziej wskazuje na centrum tej opowieści. A ono tkwi w portretach i w tym, jak kształtuje się postać Hansa Castorpa” - podkreślił Borczuch.
Pytany, o czym chciał zrobić przedstawienie, reżyser powiedział: „zależało mi na tym, żeby zwrócić uwagę na taki moment, który lockdown uruchomił, gdy życie zaczyna pędzić zupełnie innym trybem i popycha nas w podróż wewnętrzną, do poszukiwań, na które na ogół nie mamy czasu funkcjonując w zwyczajnym trybie”. „Pandemia ten tryb przerwała. Stąd pomysł na taką adaptację powieści Manna i rozczytanie tego momentu jako czegoś specjalnego w życiu człowieka, który może nas zmienić na złe lub na dobre” - wyjaśnił.
„Z każdą taką powieścią i też z pracą nad takimi powieściami w teatrze bywa tak, że klasyka i duża porcja dobrej literatury sprawia, iż przybliża nas do siebie i zbliża do ludzi, ale czasem też nas od rzeczywistości odcina” - powiedział Michał Borczuch. „Z czytaniem Manna na scenie jest tak, że chcę pokazać tych bohaterów jednak jako odciętych, odłączonych od rzeczywistości” - zaznaczył.
„Zależało mi na tym, żeby zwrócić uwagę na moment, który lockdown uruchomił, gdy życie zaczyna pędzić zupełnie innym trybem i popycha nas w podróż wewnętrzną, do poszukiwań, na które na ogół nie mamy czasu.”
„Na komfort spokojnego przeczytania klasyki coraz rzadziej mamy czas, a Mann opowiada o czasie i o dyskomforcie, jaki mamy z brakiem czasu lub z sytuacją, gdy mamy go za dużo. Te dwie rzeczy się dla mnie łączą” - tłumaczył reżyser.
Michał Borczuch przyznał, że w jego przedstawieniu nie występują postaci Settembriniego i Naphty. „W spektaklu są tylko ślady ich konfliktu. Mamy taką rozmowę przeniesioną w inną rzeczywistość. Zresztą czytając tę powieść - wątek ich sporów ideowych wydał mi się najmniej ciekawy” - wyjaśnił.
Pytany o przestrzeń sceniczną, reżyser powiedział: „zawsze szukamy z Dorotą Nawrot nowej przestrzeni i rozwiązań, stawiając sobie jakieś zadanie”. „Tym razem takim zadaniem było zmierzenie się i zobaczenie, czym dla nas jest realizm sceniczny i czym taka scenografia - która może być fragmentarycznie rozczytywana jako klasyczne, wręcz mieszczańska - może się stać w pracy z aktorami, ze światłem” - podkreślił twórca przedstawienia.
„Nikt nie zinterpretował chyba jeszcze izolacji w kategorii czaru. W powieści Tomasza Manna, będącej metaforą kryzysu europejskiej kultury, górskie sanatorium pozwalało kuracjuszom/kom na odseparowanie się od rzeczywistości społeczno-politycznej i skupienie na wewnętrznych procesach, jakie uruchomiła w nich choroba. Zanurzeni/one w uzdrowiskowej codzienności i skoncentrowani/e na sobie samych, ulegli/ły czarowi izolacji” - czytamy w zapowiedzi przedstawienia.
Wyjaśniono, że w spektaklu Michała Borczucha „to lockdown sprawia, że lokatorzy/rki kamienicy, jak pacjenci/tki sanatorium, oddają się rozmowom i filozofowaniu oraz praktykują nieme rytuały dbania o siebie”. „Owijając się w koce i malując ściany, realizują różne protokoły kontroli i zagłębiają się w lekturę >>Czarodziejskiej góry<<. Pod wpływem czaru funkcjonują w zawieszeniu między pozornie sprzecznymi pragnieniami, by stan zawieszenia trwał jak najdłużej i by życie jak najszybciej wróciło do normy” - napisano.
„Pod wpływem czaru zyskują też świadomość własnego uprzywilejowania. Zaczynają dostrzegać pojedyncze osoby i całe grupy społeczne, których wcześniej nie dostrzegali/ły. Zauważają różnice klasowe i klasowe aspekty ludzkiej pracy. Jak pacjenci/tki sanatorium prowadzą długie rozmowy na temat czasu, subiektywnego odczucia przestrzeni publicznej, poczucia sprawczości, zmieniających się relacji społecznych i nowych sposobów wykonywania pracy, praktykowania opieki i troski” - podkreślono. „Zastanawiają się, jak wszystkim istotom ludzkim i więcej-niż-ludzkim umożliwić wspólne życie” - dodano w zapowiedzi spektaklu.
Adaptacja i dramaturgia - Tomasz Śpiewak. Reżyseria - Michał Borczuch. Scenografię i kostiumy zaprojektowała Doris Nawrot. Muzyka - Bartosz Dziadosz. Za wideo odpowiada Krzysztof Bagiński. Reżyseria światła - Robert Mleczko.
Występują: Jan Dravnel, Izabella Dudziak, Monika Frajczyk, Mateusz Górski, Magdalena Kuta, Lech Łotocki, Maria Maj, Monika Niemczyk, Sebastian Pawlak i Agnieszka Żulewska.
Nieodpłatnej licencji do przekładu na język polski drugiego tomu powieści Tomasza Manna „Czarodziejska góra” udzielił TR Warszawa Jan Jakub Tatarkiewicz - partner premiery. Teatr dziękuje również Axelowi Brownowi za udostępnienie nagrań swoich zjazdów bobslejem, które zostały wykorzystane w materiałach wideo.
Premiera „Czarodziejskiej góry” - 26 kwietnia o godz. 18 w TR Warszawa (ul. Marszałkowska 8). Kolejne przedstawienia - 27-28 oraz 30 kwietnia.(PAP)
Materiał wideo dostępny na https://wideo.pap.pl/videos/72777/ oraz na PAP.PL https://www.pap.pl/aktualnosci/premiera-czarodziejskiej-gory-w-rez-m-borczucha-w-tr-warszawa-w-piatek-nasze-wideo
autor: Grzegorz Janikowski
gj/ dk