Co pamiętamy z wyborów 1989? Zdjęcia kandydatów opozycji z Lechem Wałęsą nazwanych "drużyną Lecha", plakat z Gary Cooperem z filmu "W samo południe", który miał zachęcać do głosowania i słowa Joanny Szczepkowskiej w DTV: "Proszę państwa, 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm".
W Warszawie - „My nie chcemy Uszatego, wybieramy Łapickiego”. W Zielonej Górze - "Myślę, więc głosuję na Solidarność". W całym kraju - 261 posłów i 99 senatorów. 4 czerwca w Polsce skończył się komunizm.
"Myślę, więc jestem" - zdanie z "Rozprawy o metodzie" Kartezjusza, posłużyło za motto wyborcze "S" w Zielonej Górze.
Z kolei „Uszatek” to oczywiście Jerzy Urban, dziennikarz i rzecznik rządu Wojciecha Jaruzelskiego, nazywany tak z powodu dużych, odstających uszu. Andrzej Łapicki, aktor filmowy i teatralny, reżyser, konkurował z nim w stołecznej dzielnicy Śródmieście. I tam też powstał ów slogan wyborczy, a ściślej - w Niespodziance – siedzibie Warszawskiego Komitetu Obywatelskiego „S”.
Kawiarnia na Placu Konstytucji znana była wcześniej z dość podejrzanej klienteli i szemranych interesów. Gdy Jan Lityński, świeżo mianowany przewodniczącym Warszawskiego Komitetu Obywatelskiego, wystąpił o przydzielenie siedziby, władze miasta wskazały na ten właśnie, wcześniej zamknięty, lokal.
Ogromne socrealistyczne wnętrze o dwóch piętrach nie zachęcało. Z zakamarków dochodził zapach ścierki. Na stolikach kwiatki w szklankach. Najpierw w Niespodziance trzeba było zrobić porządki. Nie było pokoi, gdzie można pracować. Ale z drugiej strony to wyznaczyło sposób pracy, jakąś dobrą atmosferę, młyn pełen ludzi i pomysłów, jakim stała się później Niespodzianka – wspominał po latach Lityński.
Do dziś członkowie komitetu obywatelskiego pamiętają występ, jaki w tym "młynie" dał Stevie Wonder. Artysta chciał w ten sposób wesprzeć walczących o wolność opozycjonistów. Jego przyjazd sam w sobie był już sensacją: zapowiadał jakby otwarcie się zamkniętej dotychczas Polski spod znaku "PRL" na Zachód.
Partia agitowała – „Z nami bezpieczniej”. Ale ludziom chyba bezpieczeństwo już się znudziło, albo co innego rozumieli pod tym hasłem.
Kiedy rozpoczęła się kampania wyborcza, prawie na każdym płocie, na każdym skrawku wolnego miejsca, pojawiał się plakat ze zdjęciem Lecha Wałęsy i kandydata solidarnościowego. "Drużyna Lecha" jak szybko zostali nazwani kandydaci "S", miała przypominać, na kogo głosować.
Sam Wałęsa nie był wielkim zwolennikiem tej operacji. Ale przekonało go to, że z powodu krótkich terminów wyborczych i braku możliwości dotarcia z informacją o danym kandydacie - często kompletnie nieznanym - zdjęcie z nim gwarantuje sukces wyborczy. "Ponieważ pozycję miałem silną, i znaną, więc ja, jako program, byłem; że to +my+, że to +nasi+" - tłumaczył po latach Wałęsa. Zadziałało.
Plakat z filmu "W samo południe" autorstwa Tomasza Sarneckiego był szokiem. Gary Cooper, ściskający w prawej dłoni zamiast colta, kartkę do głosowania. Po raz pierwszy taka konwencja i taka postać została wybrana do agitacji wyborczej. Zamiast bombastycznych haseł i plakatów PZPR i Frontu Jedności narodu, na pojedynek szedł szeryf z napisem "Solidarność" w tle. Wszystko było jasne...
Ale na wszelki wypadek Jacek Fedorowicz w telewizyjnym Studiu Solidarność przedstawiał dokładną "ściągę", kogo skreślać i jak to zrobić. Bo „jak” też miało znaczenie. Każde nazwisko należało skreślić osobno, zamiast jednego skreślenia znakiem „X”. Chociaż ta ostatnia możliwość, po wielu deliberacjach, została ostatecznie uznana przez Państwową Komisję Wyborczą za dopuszczalną.
Nie tylko Gary Cooper agitował za opozycją. Kampanię Solidarności wspierały takie sławy, jak Jane Fonda, Nastassja Kinski, czy Yves Montand. Wizerunki gwiazd można było zobaczyć w Niespodziance; każda ze znaczkiem "S", dawały poczucie, że nie jesteśmy sami, że wiedzą o nas, że nie trzeba się już bać...
Yves Montand, francuski aktor i śpiewak, wziął też udział obok Lecha Wałęsy w corocznej pielgrzymce mężczyzn do obrazu Matki Boskiej Piekarskiej. Zgromadziło się tam około ćwierć miliona ludzi, stając się de facto największym wiecem wyborczym. Montand dodatkowo wystąpił na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego, agitując na rzecz opozycji demokratycznej.
Ale sama agitacja to za mało: kampanię „S” finansowano z cegiełek funduszu wyborczego komitetów obywatelskich o różnych nominałach 200, 500, 1000 i 2000 złotych. Kupowało się te cegiełki bez szemrania. Do tego dochodziły darowizny, sprzedaż gadżetów wyborczych (znaczków i koszulek) oraz środki pozyskiwane od organizacji polonijnych, jak Kongres Polonii Amerykańskiej. Wreszcie, korzystano też z pieniędzy zgromadzonych wcześniej, w okresie działalności podziemnej "S".
"Nie śpij, bo cię przegłosują!" ostrzegał plakat z budzikiem nastawionym za pięć 12. "Wybierz najlepszych" - przekonywała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Chyba skutecznie... Zresztą, nawet ”gdyby święty Piotr stawał, jako kandydat Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, zapewne by przegrał” – opisywał ówczesny stan umysłów Timothy Garton Ash, brytyjski historyk, wielki przyjaciel Polski.
W dzień wyborów Dziennik Telewizyjny, ówczesne główne źródło informacji, podawał, że gen. Wojciech Jaruzelski głosował wraz z małżonką Barbarą o godz. 9.30 w Obwodowej Komisji Wyborczej nr 10 w Warszawie. "Czekało na ten moment ponad 100 zagranicznych i krajowych dziennikarzy, fotoreporterów. Niektórzy robili zakłady, ile czasu spędzą za kotarą państwo Jaruzelscy" - brzmiał komentarz z offu. Rezultat? Jaruzelski wyszedł za kotary po 2 minutach i 40 sekundach. Dokładnie 3 minuty czekał na małżonkę. O czym to miało świadczyć?
Pół godziny później w Gdańsku Oliwie głosował przewodniczący NSZZ "Solidarność" Lech Wałęsa wraz z małżonką Danutą i najstarszym synem Bogdanem. - Pierwszy raz pan głosował - pytał Bogdana reporter DTV. - Tak - odpowiadał syn Wałęsy. - Czy skreślił pan tak samo, jak tata i mama - brzmiało kolejne pytanie. - Nie, całkowicie po swojemu - zapewniał Bogdan. - Nie było żadnych uzgodnień w rodzinie? - dociskał reporter. - Nie, tata powiedział mi, co mam skreślić, a ja skreśliłem po swojemu - zapewniał młody Wałęsa. Cóż, jak demokracja, to demokracja...
Oczywiście żadnych exit poll, czy cząstkowych wyników DTV nie podawał. Zresztą, istniała poważna obawa, czy w ogóle poda... W pierwszym po wyborach wydaniu Polskiej Kroniki Filmowej (6 czerwca) można było usłyszeć tylko, że "wstępne wynik wskazują, że kandydaci komitetów obywatelskich uzyskali przeważające poparcie wyborców".
"Proszę państwa, 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm" - powiedziała w 1989 roku w "Dzienniku Telewizyjnym" aktorka Joanna Szczepkowska. Ta fraza zrosła się w pamięci z wyborami. Ale została wypowiedziana dokładnie 28 października. I do dziś Lech Wałęsa wzdraga się na te słowa: "No, nie, dajcie spokój... Jak się skończył?! Przecież generał miał nas w garści. Mógł wygrać, jak chciał" - komentuje po latach. A że stało się inaczej? "No, ale tyle bitew z nim przegrałem, że wojnę musiałem wygrać" - dodaje Wałęsa.
Zbigniew Krzyżanowski (PAP)
("Stolik Zarezerwowany", Jan Mencwel, Jan Wiśniewski, Jan Żółtowski, wydawca: Pracownia Badań i Innowacji Społecznych "Stocznia", Warszawa 2011.; Timothy Garton Ash "Jesień wasza, wiosna nasza" Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2009)
zig/ eaw/