Odciążenie przyczółków w północnej Francji przez wielką ofensywę na wschodzie było dla aliantów zbawienne. Znów okazało się, jak silne są karty, którymi dysponował Stalin – mówi w rozmowie z PAP prof. Mariusz Wołos, historyk z Instytutu Historii PAN oraz Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.
80 lat temu, 22 czerwca 1944 r., rozpoczęła się operacja „Bagration” – błyskawiczne i łatwe zmiażdżenie sił Wehrmachtu na Białorusi i Litwie przez Armię Czerwoną skutkujące jej dojściem do Wisły w czasie Powstania Warszawskiego.
Polska Agencja Prasowa: „Sprawa Polski jest probierzem, której złe rozwiązanie nie tylko skompromituje narody sprzymierzone, ale również nie zapewni pokoju na przyszłość. Celem Sowietów jest sowietyzacja nie tylko Polski, ale całej Europy” – pisał w styczniu 1944 r. premier Stanisław Mikołajczyk w liście do premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla. Te słowa wydają się oddawać coraz gorszy nastrój panujący w „polskim Londynie”. W tym kontekście pojawia się pytanie: w jakim stopniu nasi zachodni sojusznicy powierzyli już wówczas sprawę Polski Stalinowi?
Prof. Mariusz Wołos: Nie ulega wątpliwości, że wówczas sprawa przyszłości Polski była już w przemożnym stopniu powierzona Stalinowi. Na początku 1944 r. było już po konferencji teherańskiej, w czasie której zapadły kluczowe decyzje dotyczące polskich granic. Przywódcy zachodni bez rozgłaszania tych ustaleń światu zgodzili się na przesunięcie terytorium Polski ze wschodu na zachód. Podstawą nowej granicy wschodniej miała być mniej więcej tzw. linia Curzona, ale nie doprecyzowano, jak daleko na zachód ma się znaleźć przyszła linia graniczna Polski i Niemiec.
Z tego samego okresu, ze stycznia 1944 r., pochodzi zapis refleksji ambasadora USA w Moskwie Williama Averella Harrimana. Do Departamentu Stanu pisał o konieczności rekonstrukcji rządu RP, zgodnie z żądaniami Stalina, ponieważ „rząd ten składa się z arystokratów marzących, aby powrócił przedwojenny system feudalny” i „oficerów dawnego reżimu”, którzy chcieliby przywrócić dawne porządki. Harriman wyszedł także z propozycją utworzenia swoistego konsorcjum trzech mocarstw – USA, Wielkiej Brytanii i ZSRS – którego celem byłoby koordynowanie polityki w sprawie Polski. Pomysł ten motywował dążeniem do zwiększenia wpływów Londynu i Waszyngtonu na przyszłe losy Polski, ale w rzeczywistości celem było jedynie zamaskowanie powierzenia Stalinowi swobody działania na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
Oczywiście poglądy Harrimana nie były zbieżne z poglądami wszystkich amerykańskich polityków i dyplomatów, ale przecież nie było przypadkiem, że ambasador USA w ten sposób odnosił się do polskich interesów i wychodził naprzeciw żądaniom Kremla. Niewątpliwie jednak celem dyplomatów brytyjskich i amerykańskich było doprowadzenie do sytuacji, w której sprawa Polski nie zakłóci dobrych relacji z Moskwą. To dążenie sprawiało, że sytuacja polskiego rządu była tragiczna i pogarszała się wraz z przesuwaniem Armii Czerwonej na zachód. Mikołajczyk mógł słusznie argumentować o zagrożeniu, jakim jest sowietyzacja, ale to nie rząd RP decydował o przyszłości Polski.
PAP: W pierwszych miesiącach 1944 roku Stalin wygłaszał propagandowe deklaracje, w których podkreślał, że „przyszła Polska” będzie krajem suwerennym i powróci do niej rząd urzędujący w Londynie, jednocześnie domagał się rekonstrukcji tego rządu, a potajemnie przygotowywał się do powołania własnego quasi-rządu, który otrzyma nazwę Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Na ile ta gra Stalina, polegająca na zwodzeniu Mikołajczyka i pozyskiwaniu poparcia aliantów zachodnich, była skuteczna?
Z perspektywy Kremla to Wielka Brytania pozostawała liderem kapitalizmu i imperializmu. Ta sytuacja trwała aż do roku 1941 r. Wówczas Stalin zorientował się, że głównym partnerem, a później przeciwnikiem na arenie międzynarodowej będą Stany Zjednoczone. Dlatego przesunął punkt rozgrywania sprawy polskiej z Londynu na Waszyngton.
Prof. Mariusz Wołos: Ta metoda była bardzo skuteczna. Nawet jeśli przyjmiemy, że część zachodnich polityków wierzyła w dobrą wolę Stalina, to na postawę innych i wykazywany przez nich cynizm wobec sprawy Polski wpływały coraz silniejsze naciski Kremla. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden element polityki sowieckiej. Niemal przez cały okres międzywojnia głównym przeciwnikiem ideologicznym Kremla była Wielka Brytania. Jej potężne imperium było obszarem rozszerzania wpływów sowieckich i zarazem ścierania się z Brytyjczykami, którzy starali się blokować rozwój tendencji komunistycznych wspieranych przez Moskwę. Z perspektywy Kremla to Wielka Brytania pozostawała liderem kapitalizmu i imperializmu. Ta sytuacja trwała aż do roku 1941 r. Wówczas Stalin zorientował się, że głównym partnerem, a później przeciwnikiem na arenie międzynarodowej będą Stany Zjednoczone. Dlatego przesunął punkt rozgrywania sprawy polskiej z Londynu na Waszyngton.
Ta tendencja jest szczególnie widoczna w korespondencji Stalina i Roosevelta z 1944 r., która była w dużym stopniu prowadzona bez wiedzy rządu RP. Naciski USA i ZSRS na Polskę były więc coraz silniejsze. Roosevelt mówi to wprost Mikołajczykowi: „Rosjan jest pięć lub sześć razy więcej niż Polaków”, a więc z Kremlem należy się liczyć pięć czy sześć razy bardziej niż z rządem RP, ponieważ to imperium Stalina niesie na sobie główny ciężar wojny. Po pokonaniu Niemiec miało zaś się stać sojusznikiem w wojnie z Japonią. Akcje Polski stały więc wówczas bardzo nisko. Strona polska nie miała żadnych środków do przebicia się ze swoimi argumentami dotyczącymi suwerenności i granic, skoro dla Roosevelta liczył się głównie interes narodowy jego kraju, o co zresztą trudno mieć do niego pretensje. W takich okolicznościach Mikołajczyk stawał się natrętnym petentem, szczególnie dla Moskwy, ale coraz bardziej również dla Waszyngtonu i Londynu. Pokazała to jego wizyta w Moskwie rozpoczęta 30 lipca 1944 r. Następnego dnia przyjął go na Kremlu szef sowieckiego MSZ Wiaczesław Mołotow. Powitał go pytaniem: „jaki jest cel pana wizyty?”. Dwa miesiące wcześniej w podobny sposób był powitany w Waszyngtonie. Naciski Stalina i jego wpływ na aliantów były więc bardzo skuteczne, szczególnie w kontekście wyśmienitej sytuacji Armii Czerwonej, faktu zajęcia części wschodnich ziem II Rzeczypospolitej oraz bliskiej perspektywy przekroczenia Bugu.
PAP: W czerwcu 1944 r. dochodzi do dwóch kluczowych dla losów wojny wydarzeń – lądowania w Normandii oraz rozpoczęcia operacji „Bagration”, która w ciągu miesiąca doprowadzi do zagłady niemieckiej Grupy Armii „Środek”. Gdy zaczynała się wielka ofensywa sowiecka, premier Mikołajczyk prowadził negocjacje z sowieckim ambasadorem w Londynie Wiktorem Lebiediewem. Jaki był ich cel? Czy Stalin traktował te negocjacje jedynie jako zasłonę dymną do przygotowań przed powołaniem PKWN?
Prof. Mariusz Wołos: Jeszcze w czerwcu 1944 r. Stalin rozpatrywał inne scenariusze niż powołanie PKWN, m.in. dokooptowanie do rządu RP w Londynie przedstawicieli „swoich Polaków”, czyli komunistów lub kryptokomunistów podporządkowanych Kremlowi. Później scenariusz Stalina był już inny. Po powołaniu PKWN mógł wyrazić ewentualną zgodę na dokooptowanie do „swojego rządu” przedstawicieli „polskiego Londynu”. Czerwiec 1944 r. to końcowy etap tej pierwszej fazy, gdy Stalin brał jeszcze pod uwagę pierwszy scenariusz.
Premier Mikołajczyk udał się do Waszyngtonu 5 czerwca 1944 r., a więc dosłownie w przededniu lądowania aliantów w Normandii. Kilkukrotnie spotkał się z prezydentem Rooseveltem. Rozmowy przebiegały w świetnej atmosferze, a Roosevelt czynił rozmaite retoryczne gesty wobec sprawy polskiej. Namawiał polskiego premiera, aby udał się do Moskwy i wynegocjował porozumienie ze Związkiem Sowieckim, oczywiście na warunkach podyktowanych przez Stalina. Sugerował także dokonanie reorganizacji rządu, mówiąc, że na miejscu polskiego premiera sam by to uczynił, kierując się dobrem swojego kraju.
Po powrocie do Londynu w rozmowach z Wiktorem Lebiediewem, który był ambasadorem przy rządach państw okupowanych przez Niemcy (poza rządem RP, z którym od kwietnia 1943 r. Związek Sowiecki nie utrzymywał stosunków dyplomatycznych), usłyszał już bardzo konkretne „postulaty” Kremla. Z polskich władz na uchodźstwie mieli zostać usunięci: prezydent Władysław Raczkiewicz, naczelny wódz gen. Kazimierz Sosnkowski (znany Sowietom z nieprzejednanego stosunku do Rosji i Związku Sowieckiego), minister obrony narodowej Marian Kukiel (naraził się Sowietom wnioskiem do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu okoliczności zbrodni katyńskiej) oraz minister informacji prof. Stanisław Kot, ambasador RP w Moskwie w latach 1941-1942. Do tak przekształconego rządu mieli dołączyć przedstawiciele Stalina. Nie był to koniec listy żądań. Kluczowe było postawienie żądania wycofania się rządu polskiego z dążenia do wyjaśnienia sprawy katyńskiej lub przyjęcie sowieckiej interpretacji w tej kwestii. Była to więc brutalna ingerencja w sprawy wewnętrzne Polski. Oczywiście coraz natarczywiej wracała linia Curzona jako przyszła granica polsko-sowiecka.
To ultimatum Mikołajczyk odrzucił. Zachodnim sojusznikom oświadczył, że są to warunki niemożliwe do przyjęcia przez jakiegokolwiek przywódcę bez zgody narodu. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której prezydent USA żąda dziś od któregoś ze swoich sojuszników zmiany na stanowisku głowy państwa pod wpływem ultimatum wysuniętego przez jakiegoś dyktatora. Bardzo charakterystyczne jest stawianie przez Stalina takich żądań jeszcze przed przekroczeniem przez jego wojska ustalonej w Teheranie linii granicznej z Polską. Wiedział jednak, że inicjatywa jest po jego stronie.
PAP: Pojawia się także teza, wedle której celem ultimatum stawianego przez Stalina było doprowadzenie do głębokich podziałów wśród polskich polityków na emigracji. Na ile myślał wówczas o rozbiciu od wewnątrz polskiego rządu na uchodźstwie?
Prof. Mariusz Wołos: Stalin doskonale wiedział, że Mikołajczyk jest słabym politykiem, który nie rozumie procesów inicjowanych przez stronę sowiecką. Dlatego chciał się pozbyć z rządu RP tych polityków, którzy doskonale rozumieli politykę Kremla. Mam na myśli przede wszystkim gen. Kazimierza Sosnkowskiego, który podczas spotkania z premierem Mikołajczykiem i ministrem obrony gen. Kukielem na początku lipca 1944 r. stwierdził, że aby zadośćuczynić żądaniom Stalina, należałoby wyrzucić z rządu „stu Sosnkowskich”. Miał rację. Podczas tego samego spotkania przestrzegał, że jeśli Stalin zajmie choćby część Niemiec, to dokona tam sowietyzacji, a cóż dopiero mówić o Polsce. Mikołajczyk zaprzeczał, argumentując, że sowietyzacja Niemiec musiałaby zostać poprzedzona sowietyzacją Francji. To dobrze oddaje wyobrażenia Mikołajczyka o powojennej Europie. Stalin doskonale zdawał sobie sprawę, że w rządzie RP są ludzie, których poglądy można łatwo urabiać, i tacy, których postawy nie da się zmienić w żaden sposób. Tych ostatnich należało się pozbyć za wszelką cenę.
Roosevelt w czerwcu 1944 r. odsyłał Mikołajczyka na rozmowy z Oskarem Lange, czyli „lewicowym intelektualistą”, człowiekiem Stalina w USA. Dwa miesiące później Stalin odsyłał Mikołajczyka do rozmów z Bolesławem Bierutem, mówiąc, że to dla niego partner do dyskusji. To pokazuje wspólne mechanizmy kierujące w sprawie polskiej aliantami wschodnimi i zachodnimi.
PAP: W lipcu 1944 r. alianci są wciąż w północnej Francji, daleko od Paryża. Tymczasem na zachód sunie sowiecka ofensywa, która zatrzyma się dopiero we wrześniu na Wiśle. W jak dużym stopniu ten wielki triumf Stalina wzmocni jego pozycję względem aliantów?
Prof. Mariusz Wołos: W ogromnym stopniu wzmocniła Stalina, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że pierwsza faza lądowania w Normandii przyniosła aliantom ogromne straty. Odciążenie przyczółków w północnej Francji przez wielką ofensywę na wschodzie było dla aliantów zbawienne. Znów okazało się, jak silne są karty, którymi dysponował Stalin. Jego wkroczenie do Europy Środkowej udowodniło, że alianci dysponują już tylko słabymi i zgranymi kartami. Stalin mógł przejść do drugiego etapu swojej rozgrywki. Teraz mógł zaproponować, aby do stworzonego przez niego rządu, nazywanego Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego, włączyć polityków rządu RP na uchodźstwie. Operacja "Bagration" okazała się wielkim triumfem Stalina pozwalającym mu na odwrócenie pojęcia rekonstrukcji rządu i tak daleko idącą eskalację żądań.
PAP: Czy źródła pozwalają na wskazanie momentu, w którym alianci zaczęli naciskać na Mikołajczyka, aby rozważył przyłączenie się do PKWN?
Prof. Mariusz Wołos: Ta koncepcja została zrealizowana dopiero po konferencji jałtańskiej. Tam zapadła decyzja o utworzeniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Decydujący wpływ na uznanie przez aliantów tej koncepcji Stalina za zasadną odegrała klęska Powstania Warszawskiego. Do tego momentu tliła się nadzieja, że Armia Krajowa i reprezentujące ją władze na uchodźstwie, a także podziemne w kraju, mają znaczenie w tej rozgrywce. Po kolejnej wizycie Mikołajczyka w Moskwie jesienią 1944 r. nastąpiły pełne ustępstwa aliantów i przyspieszenie procesu sowietyzacji Polski. Przełomem była klęska Powstania i załamanie się znaczenia władz polskich na uchodźstwie.
Rząd Tomasza Arciszewskiego, mimo że formalnie był jeszcze uznawany przez inne rządy alianckie do lipca 1945 r., pozostawał jednak już w niemal całkowitej izolacji. Mikołajczyk był przyjmowany przez Roosevelta, Churchilla i samego Stalina. Przywódcy ci z Arciszewskim już się nie liczyli. Na koniec warto wspomnieć o ciekawym zbiegu wydarzeń. Roosevelt w czerwcu 1944 r. odsyłał Mikołajczyka na rozmowy z Oskarem Lange, czyli „lewicowym intelektualistą”, człowiekiem Stalina w USA. Dwa miesiące później Stalin odsyłał Mikołajczyka do rozmów z Bolesławem Bierutem, mówiąc, że to dla niego partner do dyskusji. To pokazuje wspólne mechanizmy kierujące w sprawie polskiej aliantami wschodnimi i zachodnimi.(PAP)
Rozmawiał: Michał Szukała
Autor: Michał Szukała
szuk/ miś/