Z 1939 roku pochodziła najstarsza bryczka, którą można było zobaczyć podczas VII Zlotu Furmanek w niedzielę w Furmanach (gm. Gorzyce, woj. podkarpackie). W tym roku do udziału w konkursie zgłosili się właściciele 16 zaprzęgów. Łącznie powozili prawie 50 końmi różnych ras.
„To najwięcej w porównaniu z poprzednimi edycjami” - powiedziała PAP pomysłodawczyni imprezy i rzeczniczka Urzędu Gminy Gorzyce Monika Zając. "Do Furman przyjechali różnymi zaprzęgami: bryczkami, wozami, wasągami, maratonówkami” – dodała.
Jak przypomniała Zając, według miejscowej tradycji mieszkańcy Furman wynajmowali się ze swoimi furmankami do przewozu wyrąbywanego z Puszczy Sandomierskiej drewna, które flisacy dalej spławiali w dół Wisły. Wielu okolicznych gospodarczy wciąż zajmuje się hodowlą koni, które sporadycznie pracują jeszcze w polu, ale są wykorzystywane w celach niemal wyłącznie rekreacyjnych.
Niedzielny VII Zlot Furmanek zapoczątkowała parada uczestników w rytmie Marsza Radeckiego na miejscowym stadionie. Na głowach wszystkich koni zawisły pamiątkowe flo. W dalszej części imprezy odbyły się zawody sprawnościowe o Puchar Wójta Gminy Gorzyce. Na zawodników czekał m.in. slalom z przeszkodami, a ich poczynania oceniało jury. Punktowano nie tylko dokładność wykonania poszczególnych zadań, ale również tzw. ogólną prezencję zaprzęgu, w tym ubiór woźnicy. Zalecanym był ten w stylu country.
„Trzeba jak najdłużej pielęgnować takie tradycje, konie i wszystko, co z nimi związane” - zachęcał Zbigniew Bieniek, który na VII Zlot Furmanek przyjechał samodzielnie wykonaną bryczką „Jutrzenką” ciągniętą przez klacz Łyskę. „Miłość do tych zwierząt, można powiedzieć, wyssałem z mlekiem matki. Były u nas w domu odkąd tylko pamiętam” - dodał.
Jak podkreślił, powożenie sprawia mu mnóstwo frajdy, znacznie więcej niż, np. jazda samochodem. Co więcej jego charakterystyczna „Jutrzenka” posiada wyposażenie typowe raczej dla pojazdów mechanicznych, np. akumulator zasilający światła oraz odtwarzacz muzyki wraz z głośnikami. Tą puszcza nie tylko sobie, ale i pasażerom zabieranym na przejażdżki po okolicy.
Brawa licznej widowni zgromadzonej wokół stadionu w Furmanach wzbudził zwłaszcza zaprzęg powożony przez Sebastiana Kowala z Pułaczowa spod Kielc. Przyozdobionymi kwiatami wóz ciągnęły kuce szetlandzkie wyraźnie kontrastujące swoim niewielkim wzrostem z innymi końmi.
„My właśnie takie konie hodujemy, ich w Polsce jest bardzo mało” - powiedziała PAP towarzysząca woźnicy żona Dominika Kowal. „To są konie o niesamowicie spokojnym usposobieniu, wspaniałe dla dzieciaków, wyjątkowe. Chętnie chodzą w zaprzęgu i siodle, lubią tę pracę, widać, że sprawia im to przyjemność” - dodała.
Tegoroczny zlot w Furmanach uświetnił pokazy musztry ułańskiej w wykonaniu członków Kawalerii Kowalów z Borowa nad Wisłą. Przed zgromadzonymi zaprezentowały się też Kowbojki z Meksyku - trzy nastoletnie pasjonatki jazdy konnej. Wszyscy chętni mogli również skorzystać z przejazdów zaprzęgami. (PAP)
del/ mhr/