Litwa jest małym, ale aktywnym krajem, który boksuje powyżej swojej wagi. Potrafiła zbudować wizerunek kraju bardzo mocno zaangażowanego na arenie międzynarodowej i umiejącego przeskakiwać swoje ograniczenia - mówi PAP Dominik Wilczewski, autor książki „Litwa po litewsku”.
Polska Agencja Prasowa: Z iloma Litwami mamy w rzeczywistości do czynienia?
Dominik Wilczewski: Z wieloma. Możemy mówić o Litwie właściwiej; pod tym pojęciem rozumiemy najczęściej współczesne państwo litewskie. Ale jest też mała Litwa, czyli tereny na lewym brzegu Niemna, znajdujące się w przeszłości w granicach Prus Wschodnich.
Możemy również mówić o Litwie w znaczeniu historycznym, czyli o Wielkim Księstwie Litewskim. Jego obszar był jednak znacznie większy niż współczesna Litwa. Jest również Litwa żydowska będąca ojczyzną litwaków, czyli litewskich Żydów. Była ona odmienną krainą historyczną, z własną kulturą i obyczajowością.
Ale jest również Litwa wyobrażona, romantyzowana. To Litwa z „Pana Tadeusza”, trylogii Henryka Sienkiewicza, ogólnie z klasyki polskiej literatury. Takie wyobrażenie Litwy jest w Polsce cały czas żywe, ponieważ w dużej mierze jest oparte na naszej wiedzy historycznej i polonistycznej wyniesionej ze szkoły.
PAP: Jaka jest zatem tytułowa Litwa po litewsku?
D.W.: Jest to nowoczesne państwo nowoczesnego narodu litewskiego. W drugiej połowie XIX wieku liderzy i intelektualiści, którzy stanęli na czele ruchu odrodzenia narodowego, postanowili stworzyć odrębny, idący własną drogą byt, który już nie byłby związany historycznie z Polską. W 1918 roku Litwinom udało się na własnych zasadach zbudować własne, niepodległe państwo.
Litwę po litewsku można zatem rozumieć w sensie pozytywnym jako państwo, które Litwini tworzą po swojemu i nikomu innemu nie pozwalają narzucać sobie żadnych warunków.
To wszystko jest jeszcze podsycone poczuciem, że litewski jest językiem trudnym. Udało się go również ocalić mimo trudnych warunków historycznych. Nie bez znaczenia jest tutaj rola tzw. książkonoszy. Przynosili oni z małej Litwy, z Prus Wschodnich na tereny Litwy właściwiej, która była pod wpływem Imperium Rosyjskiego, książki po litewsku pisane alfabetem łacińskim.
PAP: A w sensie negatywnym?
D.W.: Takie rozumienie Litwy może również prowadzić do wniosku, że jest to kraj wyłącznie dla Litwinów w bardzo wąskim rozumieniu etno-nacjonalistycznym. U zarania drugiej niepodległości, czyli po rozpadzie Związku Sowieckiego, za pełnoprawnych gospodarzy w państwie litewskim uważano wyłącznie Litwinowów etnicznych, czyli tych, którzy uważają się za Litwinów i którzy znają język litewski, którym na co dzień się posługują.
Ci, którzy nie mieścili się w tych wąsko zarysowanych ramach, pozostawali na marginesie. Uważano także, że jeśli ktoś ma inne etniczne korzenie, a mieszka na tym terenie, powinien przyjąć litewską tożsamość. Prowadziło to do prób lituanizowania czy przywracania litewskości mniejszościom narodowym.
Właśnie z takiego podejścia wynikały animozje w litewsko-polskich relacjach. Pojawiało się pytanie, jak traktować Polaków mieszkających na Litwie. W tamtym okresie wcale nierzadkie było podejście, że ci Polacy to tak naprawdę Litwini, którzy ulegli polonizacji i których należy zrelituanizować. Wynikała z tego polityka, która była odbierana przez stronę polską jako polityka dyskryminacyjna.
Takie podejście do tożsamości litewskiej zaczyna się jednak zmieniać.
PAP: Czy współczesna litewska tożsamość jest bardziej otwarta?
D.W.: Wraz z integracją europejską, ale też wraz z pojawianiem się wyzwań międzynarodowych, rozumienie litewskości ulega zmianom. Dzisiaj na pewno społeczeństwo litewskie jest bardziej otwarte na to, aby akceptować ludzi o odmiennym pochodzeniu czy w ogóle większą różnorodność. Jest to jednak proces rozciągnięty na być może całe pokolenia.
Obecnie na Litwę przyjeżdżają uchodźcy z Ukrainy oraz Białorusi, a także migranci z obszarów niekoniecznie związanych kulturowo z Litwą. Jeśli oni chcą wiązać swoją przyszłość z Litwą, w pewnym momencie trzeba będzie podjąć próbę włączenia ich do litewskiego społeczeństwa. Trzeba będzie się także zastanowić, na jakich warunkach to się odbędzie.
PAP: Jak historia wpływa na współczesność Litwy?
D.W.: Historia odgrywa bardzo dużą rolę w życiu społeczno-politycznym, szczególnie historia minionego stulecia i to, czego Litwa wówczas doświadczyła, jest źródłem bardzo głębokich traum, ale także czymś, w czym poszukuje się nauki na przyszłość.
W przeszłości jest również dużo kwestii kontrowersyjnych czy ciemnych stron, do których mniej chętnie się sięga, na przykład udział Litwinów w Holokauście czy uczestnictwo w budowaniu systemu radzieckiego. Im bardziej próbuje się je wyciszać, z tym większą siłą potem to wszystko wybucha i utrudnia dialog między różnymi społecznościami, a także wpływa na pozycję Litwy w świecie.
Wątki historyczne pojawiają się także w dyskusjach na bieżące tematy – stosunku Litwinów do osób LGBT, roli Kościoła we współczesnym świecie, a także dysproporcjach ekonomicznych w poszczególnych częściach Litwy. Nawet gdybyśmy chcieli pozostawić historię na boku, to ona i tak się odzywa.
PAP: A czy Litwini traktują siebie trochę jako naród wybrany?
D.W.: Faktycznie, obecne jest przeświadczenie, głównie wśród starszych pokoleń, o wyjątkowości Litwy i samych Litwinów. Myślę, że w dużej mierze jest ono oparte na kryterium językowym. Litwini posługują się językiem, który jest uważany za archaiczny i który ma niemalże bezpośrednie związki z sanskrytem. Na tej podstawie łatwo jest budować poczucie wyjątkowości.
To wszystko jest jeszcze podsycone poczuciem, że litewski jest językiem trudnym. Udało się go również ocalić mimo trudnych warunków historycznych. Nie bez znaczenia jest tutaj rola tzw. książkonoszy. Przynosili oni z małej Litwy, z Prus Wschodnich na tereny Litwy właściwiej, która była pod wpływem Imperium Rosyjskiego, książki po litewsku pisane alfabetem łacińskim. W ten sposób został wykreowany mit obrońców języka, a litewski stał się wartością sakralizowaną.
PAP: Polskę i Litwę łączy historyczne doświadczenie imperializmu rosyjskiego oraz komunizmu. Podobnie w związku z tym zareagowaliśmy na wojnę w Ukrainie, jednoznacznie opowiadając się po stronie walczących w obronie swojego państwa Ukraińców. Jakie podobieństwa widzi pan między Polakami a Litwinami?
D.W.: Rzeczywiście, doświadczenie historyczne to na pewno coś, co nas do siebie zbliżyło po 1945 roku. Wspólne wydaje się doświadczenie zniewolenia oraz walka przeciwko niemu. Wskazałbym także na przekonanie, aby pewne procesy polityczne wprowadzać nie siłowo, ale na drodze dialogu i kompromisu.
Możemy porównywać nasze doświadczenia czasów komunizmu, ale to może być również ślepa uliczka. W Polsce czasami nie zdajemy sobie sprawy, czym do końca był Związek Sowiecki. Polska, mimo komunistycznej dyktatury, nie weszła w skład ZSRS. A Litwa już tak. W związku z tym w Polsce panowały większe swobody, jeśli chodzi chociażby o działalność Kościoła oraz działalność wydawniczą.
W czasach komunizmu Litwini, którzy chcieli być konsumentami kultury wysokiej, uczyli się języka polskiego, aby móc w tym języku czytać tłumaczenia zagranicznych książek, które były wydawane w Polsce i które trafiały m.in. do wileńskich księgarni. W ten sposób język polski stawał się oknem na świat.
PAP: Ale w latach dziewięćdziesiątych to Polacy zachwycili się litewskim teatrem i m.in. takimi twórcami Eimuntas Nekrošius, Rimas Tuminas i Jonas Vaitkus…
D.W.: Przyczyny tego zachwytu szukałbym we wspomnianym już przeze mnie poczuciu wyjątkowości. Ci artyści byli lub są osobni, w ich twórczości litewska wyjątkowość się uwidacznia. Widzimy w niej ludowość, która nie popada w cepeliadę, odniesienie do chłopskich tradycji. Odnajdujemy również nawiązanie do świata z pogranicza pogaństwa i chrześcijaństwa, w którym przyroda jest nieodłączną częścią żyją, z którą człowiek żyje w symbiozie.
Są również wierzenia, w których pojawiają się duchy domowe i święte węże, a także aura czegoś nie do końca rozpoznanego, ezoterycznego. Jest to moralny kompas, który w latach dziewięćdziesiątych sprawił, że Polacy zachłysnęli się litewskimi twórcami teatralnymi i w ogóle literaturą litewską.
PAP: A czy czegoś dzisiaj zazdrościmy Litwinom?
D.W.: Kiedy w 2020 roku na Białorusi wybuchły protestu przeciwko Aleksandrowi Łukaszence, Litwa jako pierwsza wystąpiła z poparciem dla społeczeństwa białoruskiego. Swiatłana Cichanouska przyjechała do Wilna, gdzie została otoczona opieką i przy wsparciu litewskiego MSZ otworzyła biuro.
Litwa jest małym, ale aktywnym krajem, który boksuje powyżej swojej wagi. Miała odwagę przeciwstawić się Rosji, Białorusi i Chinom, stając po stronie Tajwanu. Litwa potrafiła zatem zbudować wizerunek kraju bardzo mocno zaangażowanego na arenie międzynarodowej i umiejącego przeskakiwać swoje ograniczenia.
W Polsce w opinii publicznej pojawiło się wówczas dużo głosów, że Polska zrzekła się prometejskiej roli głównego opiekuna i adwokata krajów na wschód od naszej granicy i atakowanych przez Rosję. W tym dyskursie jako wzór odpowiedniego zachowania wskazywano właśnie na Litwę.
Litwa jest małym, ale aktywnym krajem, który boksuje powyżej swojej wagi. Miała odwagę przeciwstawić się Rosji, Białorusi i Chinom, stając po stronie Tajwanu. Litwa potrafiła zatem zbudować wizerunek kraju bardzo mocno zaangażowanego na arenie międzynarodowej i umiejącego przeskakiwać swoje ograniczenia.
PAP: Czym zatem jest książka „Litwa po litewsku”? Jaki jest do niej klucz?
D.W.: Myślę, że sięgną po nią zarówno osoby, które interesują się tematyką litewską, jak i ci, dla których będzie to pierwsze spotkanie z tym zagadnieniem.
Chciałem pokazać, że Litwa to nie tylko nasze romantyczne wyobrażenie o niej wyniesione ze szkoły, ale zarówno ten kraj, jak i jego społeczeństwo ma swoje specyficzne doświadczenia, przeżycia i aspiracje. Bardzo bym chciał, żeby dzięki jej lekturze udało się nam, Polakom, lepiej zrozumieć Litwę oraz to, skąd brały się w ostatnich latach problemy w stosunkach polsko-litewskich. Dzięki zrozumieniu doświadczeń Litwinów, Litwa i Litwini staną się bardziej zrozumiali i będziemy mogli odnaleźć w nich podobieństwa do nas samych.
Rozmawiała Anna Kruszyńska
Książka „Litwa po litewsku” ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.
Dominik Wilczewski – dziennikarz, publicysta, analityk. Ukończył politologię na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje na Wydziale Polonistyki UW i w redakcji portalu Przegląd Bałtycki, wcześniej był m.in. analitykiem w Instytucie Europy Środkowej w Lublinie, współpracował także z Katedrą Bałtystyki UW, Instytutem Polskim w Wilnie, Ośrodkiem Badań nad Migracjami UW oraz Ośrodkiem KARTA. Publikował m.in. w „Nowej Europie Wschodniej”, „Tygodniku Powszechnym” oraz miesięczniku „Pismo. Magazyn Opinii”. Jest współautorem książki „1938. Najciemniejsza noc jest tuż przed świtem. 80. rocznica nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską a Litwą”. (PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ dki/ lm/