W czwartek - 80 lat po odprawieniu ze Stacji Radegast ostatniego pociągu śmierci do Auschwitz, upamiętniono w Łodzi ponad 200 tys. Żydów łódzkich, czeskich, niemieckich, austriackich i luksemburskich, którzy przeszli przez getto w okupowanej Łodzi i zostali wymordowani w niemieckich obozach śmierci.
Uroczystości rozpoczęły się tradycyjnie od wielowyznaniowych modlitw i zapalenia zniczy pamięci przed pomnikiem na łódzkim cmentarzu żydowskim. Trzej rabini, w tym rabin wojsk amerykańskich stacjonujących w Łasku, odśpiewali psalmy i odmówili kadisz (modlitwę za zmarłych). Za zamordowanych modlili się kapłani kościołów chrześcijańskich w tym kardynał Grzegorz Ryś, arcybiskup łódzki.
"W tym roku nie mam wątpliwości, co powinienem tu powiedzieć. Pamiętamy, co się wydarzyło osiemdziesiąt lat temu. Ale teraz musimy też pamiętać, co się wydarzyło rok temu. Kiedy będziemy mówić - +nigdy więcej+, to mówimy przeciwko jakiemukolwiek morderstwu Żydów i nie tyko Żydów" - powiedział na Cmentarzu Żydowskim w Łodzi Michael Schudrich, naczelny rabin Polski.
"Moja rodzina mieszkała w Łodzi i, kiedy patrzę na zdjęcia z getta, wydaje mi się, że kogoś poznaję. Myślę, co ci ludzie czuli tu, pod okupacją niemiecką. Trudno sobie wyobrazić to, co zdarzyło się tu wiele lat temu, a wciąż musimy mierzyć się z neonazizmem, także na Bliskim Wschodzie" - powiedział Ambasador Izraela w Polsce Jakov Livne.
Z cmentarza żydowskiego uczestnicy uroczystości przeszli na Stację Radegast, skąd odprawiano pociągi śmierci do Kulmhof i do Auschwitz.
Kwiaty na stacji Radegast złożyli ocalali i ich potomkowie. W imieniu prezydenta Andrzeja Dudy wieniec złożył Łukasz Rzepecki, a w imieniu marszałka Sejmu Szymona Hołowni - Ewa Szymanowska. Marszałek Senatu Małgorzatę Kidawę Błońską reprezentował senator Krzysztof Kwiatkowski, a wieniec w imieniu premiera Donalda Tuska złożyła Dorota Ryl, wojewoda łódzka.
Wieniec przed budynkiem Stacji Radegast złożyła też minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska. Przez przedstawicieli uczynili to minister sprawiedliwości, minister spraw wewnętrznych, a także posłowie i marszałek województwa Joanna Skrzydlewska. Pamięć zamordowanych więźniów getta Litzmannstadt uczcili ambasadorzy Izraela, Niemiec, Austrii, Kanady, Luksemburga, Francji, Czech, Szwecji i Norwegii.
"W Łodzi powstały najważniejsze w Europie miejsca pamięci - pomnik moich zamordowanych współbraci, pomnik ich obrońców - sprawiedliwych wśród narodów świata i wreszcie pomnik nas - ocalałych, czyli Park Ocalałych" - powiedziała Hana Svirsky.
W imieniu ocalałych przemawiała m.in. Hana Svirsky. Podkreśliła, że ma dwa akty urodzenia na dwa nazwiska - Hana Oster i Anna Teresa Libich. Pierwszy to jej rodzinne nazwisko, drugie to nazwisko jej wybawicielki - Polki Zofii Libich, która ocaliła ją i ukrywała przez całą okupację w swoim pokoiku w kamienicy przy ul, Lipowej.
"W Łodzi powstały najważniejsze w Europie miejsca pamięci - pomnik moich zamordowanych współbraci, pomnik ich obrońców - sprawiedliwych wśród narodów świata i wreszcie pomnik nas - ocalałych, czyli Park Ocalałych" - powiedziała Hana Svirsky.
Dodała, że stała się izraelską patriotką, ale jest też bardzo związana z Polską, którą "nazywa drugą ojczyzną i przyjeżdża tu zawsze jak do domu".
"Kiedy po terrorystycznym ataku Hamasu nie mogłam wrócić z Paryża do Izraela, natychmiast złapałam lot do Warszawy. Tu czuję się bezpiecznie, tu mam przyjaciół. Apeluję do nas wszystkich abyśmy przeciwstawiali się powrotowi zachowań faszystowskich, ksenofobicznych niehumanitarnych i innych form dyskryminacji człowieka tak, jak mówił Marian Turski - +nie bądźmy obojętni na wszelkie przejawy zła+" - powiedziała Svirsky.
Po uroczystościach ulicami Łodzi przeszedł Marsz Pamięci szlakiem miejsc, które w czasie niemieckiej okupacji połączyły tragiczne losy Żydów, Polaków i Romów.
"Znów żyjemy w niespokojnych czasach. Byłem w Izraelu w czasie ataku Hamasu. W sobotni poranek obudził nas dźwięk syren. Taki dźwięk brzmiał mi w uszach 1 września 1939 roku. Ciarki przeszły mi po plecach. Apeluję do wszystkich ludzi dobrej woli, aby zwielokrotnić wysiłki, w przeciwdziałaniu na całym świecie poglądom, które doprowadziły do drugiej wojny światowej i do ludobójstwa, które dzisiaj upamiętniamy" - powiedział Leon Weintraubt, ocalały z ostatniego pociągu śmierci.
Po uroczystościach ulicami Łodzi przeszedł Marsz Pamięci szlakiem miejsc, które w czasie niemieckiej okupacji połączyły tragiczne losy Żydów, Polaków i Romów. Chodzi o teren obozu dla dzieci przy ul. Przemysłowej, pomnik "Pękniętego serca", kuźnię Romów (w Kulmhof - Chełmnie nad Nerem zginęło ok. 5 tys. Romów deportowanych do Litzmannstadt Ghetto) i Pomnik Polaków ratujących Żydów. Marsz zakończył się pod Pomnikiem Dekalogu w Parku Staromiejskim.
Litzmannstadt Ghetto zostało utworzone przez Niemców w lutym 1940 r. Było pierwszym odizolowanym od miasta gettem na okupowanych ziemiach polskich i drugim co do wielkości – po warszawskim – i najdłużej istniejącym. Zajmowało teren dawnego Starego Miasta i dużą część Bałut. Początkowo zamknięto w nim 160 tys. osób. Później trafiło do niego wielu przedstawicieli żydowskiej inteligencji z Czech, Niemiec, Austrii i Luksemburga oraz 5 tys. Romów i Sinti z Austrii, a także około 20 tys. Żydów z podłódzkich miejscowości. Łącznie przeszło przez getto ponad 200 tys. osób.
Przez pięć lat z głodu i wyczerpania zmarło blisko 45 tys. osób. Większość z nich jest pochowana na Polu Gettowym na Cmentarzu Żydowskim. W styczniu 1942 r. rozpoczęły się masowe deportacje mieszkańców getta do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem, gdzie zamordowano 70 tys. osób. Kolejne transporty docierały do Auschwitz-Birkenau. Przyjmuje się, że ostatni z nich został odprawiony 29 sierpnia 1944 r. Potem getto zostało zlikwidowane. Według różnych źródeł ocalało z niego jedynie od 7 do 13 tys. osób. (PAP)
Autor: Marek Juśkiewicz
jus/ aszw/