PPR, a potem PZPR według ideologicznych założeń „miała być bytem trwałym, dającym odpór wszelkim próbom zdemokratyzowania i spluralizowania życia politycznego i społecznego”. Czerwcowe wybory 1989 r., które „miały jedynie dokooptować grupę do istniejącego układu”, okazały się jej końcem; pół roku później partia już nie istniała.
Andrzej Boboli w książce „Martwe dusze” opisuje ten czas agonii Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, z dużą dokładnością relacjonuje wydarzenia, które miały miejsce od czerwca 1989 do stycznia 1990.
Autor opisując stan partii w jej schyłkowym okresie sięga po określenia, którymi członkowie PZPR sami się posługiwali. Mówili o niej, że to: „partia bez azymutu, „stojąca woda”, „martwe dusze”. „Ostatnie określenie miało wówczas dodatkowo podwójne znaczenie. Oznaczało członków partii, którzy uznali, że ich dalszy partyjny żywot (czyli ich członkostwo) dobiegł końca, a także osoby będące członkami PZPR tylko formalnie” - wyjaśnia.
Traciła członków od roku 1980. Przez kolejnych osiem lat partia utraciła 32 proc. stanu osobowego. Ponadto – wskazuje Boboli – „tendencji tej towarzyszyło przeobrażenie struktury społeczno-zawodowej” partii. PZPR mimo swej nazwy – jeżeli idzie o „pochodzenie klasowe” członków – nie była partią robotniczą.
Boboli przyznaje, że „określenie wiarygodnej, a nie formalnej liczby jej członków pozostanie zadaniem trudnym do ustalenia przez historyków”. Przytacza słowa jednego z raportów przygotowanych w wydziałach KC na podstawie materiałów zebranych z terenu, w którym konstatowano: „Pokaźna, jakkolwiek trudna do precyzyjnego oszacowania liczba członków partii `praktycznie w niej nie funkcjonuje` bez zdawania legitymacji”.
Według oficjalnych danych z 31 grudnia 1988 r. Polska Zjednoczona Partia Robotnicza liczyła 2 132 000 członków i kandydatów. Traciła członków od roku 1980. Przez kolejnych osiem lat partia utraciła 32 proc. stanu osobowego. Ponadto – wskazuje Boboli – „tendencji tej towarzyszyło przeobrażenie struktury społeczno-zawodowej” partii. PZPR mimo swej nazwy – jeżeli idzie o „pochodzenie klasowe” członków – nie była partią robotniczą.
„O ile w 1980 r. robotników w partii było 1504 000 (48 proc. ogólnego stanu), o tyle pod koniec 1988 r. – 803 (odpowiednio – 38 proc.), dodatkowo liczbę tę obniżała grupa emerytów i rencistów stanowiąca 20 proc. pozostających w PZPR robotników” – wylicza autor „Martwych dusz”.
Zwraca uwagę, że rządząca Polską partia miała najmniejszy udział członków robotników spośród europejskich państw bloku wschodniego (dla porównania Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec miała – 57,1 proc, Rumuńska Partia Komunistyczna – 55,7, Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego – 43 proc.).
Dodaje, że „PZPR miała najwyższy wskaźnik liczebności inteligencji w porównaniu z innymi bratnimi partiami – jej udział wynosił 52 proc. podczas, gdy w drugiej w kolejności Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej – 44,7 (najmniej – 20,4 proc, w Rumuńskiej Partii Komunistycznej”.
W ocenie historyka „przynależność do PZPR, zwłaszcza mająca początek w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, pokrywała się dla większości ówczesnych kandydatów z początkiem kariery zawodowej”. Młodzi woleli pozostawać dłużej w młodzieżowych organizacjach, bo przynosiło to większe profity. W efekcie PZPR się starzała - rosła średnia wieku członków. W 1980 r. wynosiła ona 42 lata, a w grudniu 1988 r. 46,6.
Co nie mniej ważne, dla kandydatów do PZPR, czynnik ideologiczny niemal nie odgrywał żadnej roli. „Przeprowadzone w lipcu (1989 r.) przez Wydział-Sekretariat Komisji Polityki Informacyjnej KC badanie ankietowe wykazało, jakimi motywami kierowali się kandydaci wstępujący wówczas do partii. 45 proc. pytanych odpowiedziało, że kierowała nimi chęć ułatwienia awansu zawodowego, 24,1 proc. wskazywało na korzyści zawodowe, 19,8 proc. możliwość wejścia w układy, a 17,8 zadeklarowało potrzebę posiadania władzy. Jedynie 14,8 proc. wstąpiło do PZPR zgodnie ze swoimi przekonaniami” – wylicza Boboli. Zwraca uwagę, że przegrane wybory w czerwcu 1989 r. „skutkowały zablokowaniem pierwszych czterech, najbardziej atrakcyjnych dla respondentów możliwości”.
Jeżeli chodzi o starych członków PZPR, to klęska partii nie wywołała spontanicznego, gwałtownego ich odpływu, pogłębiła natomiast marazm i brak pewności co do dalszej przyszłości. Wywoływała za to dużo emocji także wśród szeregowego aktywu. Autor „Martwych dusz” cytuje m.in. jedną z „towarzyszek”, która na spotkaniu partyjnym dawała upust swojej frustracji: „Nie chrzciliśmy dzieci i nie posyłaliśmy ich do komunii. Kombinowaliśmy z mężem, aby ten przyszły zięć miał też podobny światopogląd. Co teraz tym dzieciom powiemy? U mnie się teraz wszystko zawaliło i co dalej? Co z tą partią?”
Dość wolno, ale systematycznie zaczął narastać proces oddawania legitymacji partyjnych. Zjawisko to (…) obejmowało wręcz całe środowiska zawodowe: pracowników służby zdrowia, oświaty, rolników, a nawet zatrudnionych w administracji państwowej i gospodarczej. Zdarzało się, że rezygnowała cała organizacja partyjna
To samo pytanie zadawano sobie w Komitecie Centralnym. „Powołanie rządu Mazowieckiego zbiegło się w czasie z powstaniem zbiorczego raportu omawiającego nastroje w PZPR. (…). Zaczynał się on od stwierdzenia: `w szeregach partyjnych dominują nastroje zniechęcenia, rezygnacji i apatii`. Towarzyszyła tym nastrojom krytyka kierownictwa partii, które miało podjąć decyzje ocierające się o `wyprzedaż socjalizmu` bez oglądania się na `bazę członkowską`” – czytamy w książce.
„Dość wolno, ale systematycznie zaczął narastać proces oddawania legitymacji partyjnych. Zjawisko to (…) obejmowało wręcz całe środowiska zawodowe: pracowników służby zdrowia, oświaty, rolników, a nawet zatrudnionych w administracji państwowej i gospodarczej. Zdarzało się, że rezygnowała cała organizacja partyjna” – pisze Boboli.
Członkowie partii czuli się pozostawieni własnemu losowi, wielu wyrażało obawy przed ewentualnymi rozliczeniami PZPR, co wraz z lękiem o pozycję zawodową dotyczyło zwłaszcza kadry kierowniczej przedsiębiorstw.
Nie bez znaczenia był realny spadek zarobków w aparacie partyjnym. Kierownictwo partii próbowało zawiesić waloryzacje płacy, albo przeprowadzić w ograniczonym stopniu. „Komitet łódzki donosił: (…) na porządku dziennym są sytuacje, że załogi otrzymują podwyżki w wysokości 100 tys. zł. Przeciętna płaca w zakładach za sierpień (1989 r.) wynosić więc będzie ok. 200 tys. zł. Tymczasem pracownicy instancji wojewódzkiej i podstawowych ledwie dobijają do 150 tys. zł. Mówi się , że z takiej płacy nie można wyżyć. Pracowników aparatu boli, że zwykły referent w zakładzie przemysłowym zarabia więcej niż pracownik komitetu (…) tak niskie wynagrodzenie wpłynie zapewne na odejście części aparatu do innej pracy”. Trzeba pamiętać, że do tej pory zarobki z aparacie partyjnym były nie tylko wyższe od tych w przemyśla, ale także w administracji państwowej.
Problemy finansowe dotknęły wszystkich pracowników aparatu partyjnego, w tym także sekretarzy komitetów wojewódzkich. Dla części prominentnych „towarzyszy” otworzyły się jednak nowe możliwości finansowe. „Zjawiskiem powiązanym z aparatem partyjnym (…) było tzw. uwłaszczenie nomenklatury. Czyli możliwość zawiązania spółek między osobami prywatnymi, a przedsiębiorstwami, przy czym owe `osoby prywatne` były zazwyczaj członkami kadry zarządzającej tych przedsiębiorstw” – wyjaśnia Boboli.
Tłumaczy, że „lwia część tych spółek, była pośrednikiem między wytwórcą (przedsiębiorcą państwowym) a odbiorcami produktu. Spółka zarabiała, dyktując wyższe ceny na te same produkowane do tej pory wyroby, zagarniając zysk dla siebie”.
„Według różnych źródeł w 1989 r. powstało takich spółek od 3500 do nawet 12 600. Symptomatycznie przedstawiał się także skład zarządzających tymi podmiotami gospodarczymi. Miało go tworzyć 1000 dyrektorów, wicedyrektorów, kierowników i głównych księgowych państwowych przedsiębiorstw, 580 prezesów spółdzielni, 9 wojewodów, 57 prezydentów i naczelników miast, a także 80 pracowników etatowych związków i partii politycznych (głównie PZPR)” – relacjonuje historyk.
Podkreśla, że „niemal wszyscy współzałożyciele rzeczonych spółek swoje dotychczasowe stanowiska zawdzięczali udanemu przejściu procesu selekcji kontrolowanej i prowadzonej przez instytucje partyjne różnego szczebla”. „Kandydat otrzymywał akceptację (rekomendację partyjną) na stanowisko będące w wykazie (nomenklaturze) odpowiedniej instancji PZPR. (…) Teraz dyrektorzy przedsiębiorstw państwowych, w zamian za `zaufani`, którym zostali obdarzeni przez funkcjonariuszy partii, mogli zrewanżować się dopuszczeniem do rosnących zysków quasi-sprywatyzowanego majątku państwowego” - czytamy.
Prywatyzowano również majątek partyjny. Np. „stan posiadania Komitetu Wojewódzkiego w Radomiu uszczuplił się wkrótce o maszyny do pisania, biurka, kopiarki, kalkulatory, poloneza i nysę”. „Przekazano je spółce `Transrad`, której prezesem został kierownik wydziału rolnego KW, Andrzej Rzońca. Stołówka partyjna też przestała być własnością komitetu przechodząc w posiadanie `Transradu`” – opisuje historyk.
Przygotowana na zakończenie zjazdu uchwała głosiła: „Delegaci zgromadzeni na XII Zjeździe PZPR, świadomi niemożliwości odzyskania przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą zaufania społecznego, postanawiają zakończyć działalność PZPR”.
Cytuje Jacka Tittenbruna, który badał to zjawisko: „Nomenklatura zabrała się do rozpoczynanej od siebie budowy kapitalizmu. Jej atutem były nie tyle skądinąd posiadane pieniądze (…) ile przede wszystkim owe zawodowo-towarzyskie kontakty”.
W takiej sytuacji rozpoczęto przygotowania do XI Zjazdu PZPR. Już wówczas nie ukrywano, że „partia przejdzie niebawem do historii”. „Wielu osobom nie podobało się jednak takie postawienie sprawy. Członkowie partii w Tarnowskich Górach oraz z Czechowic-Dziedzic komentowali w `Trybunie Robotniczej`: `Deklaracja programowa zakłada z góry likwidację PZPR, choć duża liczba członków deklaruje, że w takim przypadku [nie przejdzie] do partii o innym profilu politycznym niż PZPR`”.
Ostatni w historii zjazd PZPR rozpoczął się w sobotę 27 stycznia 1990 r. w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. W zjeździe oprócz kierownictwa partii brało udział 1200 delegatów.
Przygotowana na zakończenie zjazdu uchwała głosiła: „Delegaci zgromadzeni na XII Zjeździe PZPR, świadomi niemożliwości odzyskania przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą zaufania społecznego, postanawiają zakończyć działalność PZPR”.
Oficjalnie do rozwiązania Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej doszło w nocy z 28 na 29 stycznia 1990 r. o godzinie pierwszej. Pięć minut później wyprowadzono sztandar.
Monografia Andrzeja Boboli „Martwe dusze. PZPR od czerwca 1989 do stycznia 1990” ukazała się nakładem Instytutu Pamięci Narodowej.
Autor: Wojciech Kamiński