Relacje i dokumenty ludzi, którzy w 1945 roku przyjechali do Olsztyna tworząc powojenną historię miasta można od niedzieli oglądać w olsztyńskim Parku Centralnym. O tym, jak trudne i tułacze były ich losy, ma przypominać kolejowy wagon, który ustawiono obok wystawy.
W niedzielę w Parku Centralnym przy Tartaku Raphaelsohnów zaprezentowano wystawę pamiątek, które przekazali mieszkańcy Olsztyna, potomkowie przyjezdnych po wojnie. Zgromadzono zdjęcia, karty repatriantów, karty ewakuacyjne, spisy rzeczy, jakie repatrianci wieźli ze sobą czy listy polecające.
Barbara Rymaszewska przekazała pamiątki po swojej mamie Genowefie Pileckiej - repatriantce z Kresów Wschodnich.
"Moja mama zmarła w 2020 roku w wieku 93 lat i podczas porządkowania rzeczy po niej odnalazłyśmy z siostrą dokumenty. Mama przed przyjazdem do Olsztyna mieszkała z braćmi i swoją mamą w Nowej Wilejce. Wyrzucam sobie teraz, że gdy mama żyła to nie nalegałam, by opowiedziała o swych losach powojennych więcej. Powojenne czasy były trudne. Miała dużo pracy, była nas czwórka dzieci. Nie było czasu by usiąść i powspominać. Żałuję, że nie mam tych wspomnień"- powiedziała PAP olsztynianka Barbara Rymaszewska.
Z dokumentów wynika, że babcia Barbary Rymaszewskiej wraz z trójką dzieci (dziadek był na robotach w Niemczech-PAP) musiała wyjechać spod Wilna, bo nie chciała przyjąć obywatelstwa radzieckiego. Mieli jechać pociągiem do Górowa Iławeckiego, ale na stacji w Olsztynie spotkali kuzyna, który namówił ich do pozostania w tym mieście. Rodzina zamieszkała w kamienicy przy ulicy Wyzwolenia w Olsztynie, w dwóch izbach na strychu. Mama Barbary Rymaszewskiej miała wówczas 21 lat.
Swoją tułaczą historię opowiedziała także Irena Telesz (olsztyńska aktorka - PAP), która przybyła jako dziewczynka do Olsztyna wraz z rodziną z terenów obecnej Białorusi.
"To był luty. Dwa tygodnie jechaliśmy spod Wołkowyska. Wewnątrz wagonu był lód i śnieg, a ja ręce grzałam w mufce. Dwa tygodnie jechałam w tym samym ubraniu. Dojechaliśmy do Elbląga i potem do Tolkmicka. Najbardziej pamiętam moje marzenie: czy ja kiedykolwiek zjem smażone kartofelki z zsiadłym mlekiem. Mama miała woreczek fasoli. Za nią dostała ziemniaki, które po usmażeniu były słodkie. Nie mogłam zrozumieć dlaczego one były słodkie a one po prostu zmarzły"- wspominała Irena Telesz.
"Naszym celem jest nie tylko przedstawienie faktów historycznych, ale przede wszystkim oddanie głosu tym, którzy przeszli przez ten dramatyczny okres" - przekazał dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie Mariusz Sieniewicz, który był pomysłodawcą wystawy.
Oprócz relacji i dokumentów, o tułaczych losach mieszkańców ma przypominać wagon kolejowy typu Dresden. Stanął on obok Tartaku Raphaelsohnów, w którym mieści się Muzeum Nowoczesności.
"Naszym celem jest nie tylko przedstawienie faktów historycznych, ale przede wszystkim oddanie głosu tym, którzy przeszli przez ten dramatyczny okres" - przekazał dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie Mariusz Sieniewicz, który był pomysłodawcą wystawy.
Wystawa - jak podkreślili inicjatorzy projektu - ma być źródłem i pretekstem do rozmów o tożsamości, o początkach miasta po 1945 roku. Ma być pierwszym zdaniem o wielokulturowej i wielonarodowej wspólnocie, hołdem dla zwykłego człowieka i rodzin, które w Olsztynie rozpoczynały lub kończyły swoją przesiedleńczą historię- podkreślili organizatorzy.
Jak wskazują źródła historyczne, na obszar Warmii i Mazur po wojnie przesiedlono tzw. repatriantów czyli ludność polską z terenów II RP, które po wojnie włączone zostały do ZSRS. Na Warmii i Mazurach osiedlono także ludność polską z centralnej części kraju. W ramach akcji Wisła przesiedlono do tego regionu Ukraińców. Wysiedlana była natomiast ludność niemiecka, mieszkańcy Prus Wschodnich. Natomiast weryfikacji narodowościowej poddawani byli autochtoni: Mazurzy i Warmiacy. (PAP)
autorka: Agnieszka Libudzka
ali/ js/