23 października 1909 r. paulin Damazy Macoch okradł obraz Matki Boskiej Częstochowskiej na Jasnej Górze; rok później w klasztornej celi zamordował męża swojej utrzymanki - w efekcie został pierwszym polskim nekrocelebrytą.
„Bracia paulini jasnogórscy, którzy wczesnym rankiem tego dnia otworzyli kaplicę, zauważyli z przerażeniem, że cudowny obraz, zawsze świetlisty i migocący - zmatowiał. Jak potem opowiadali oficerom rosyjskiej policji śledczej - nawet nie śmieli się zbliżyć, badać, podnieśli tylko krzyk, na który zbiegła się reszta zgromadzenia, aby stwierdzić, że złote korony nad głowami Matki Boskiej i Dzieciątka, wysadzane drogimi kamieniami, zostały wyłamane, a z Matki Boskiej zdarto sukienkę z pereł. Znikły wota. Ogrom przestępstwa mierzono nie tylko śmiałością świętokradców, którzy targnęli się właśnie na Jasną Górę, ale i ogromem łupu. Ilość pereł była wielka, złodzieje w pośpiechu nie zauważyli nawet, że uronili 14 pereł” - napisał Krzysztof Kąkolewski („Trzy złote za słowo”, 1973).
„Czego tu nie ma?” – wyliczał w 1910 r. warszawski tygodnik „Świat” niektóre wątki sprawy Macocha. „Kradzież, fałszerstwo, zabójstwo, świętokradztwo. I ta kradzież jest zabieraniem ofiar ludu od ust nieraz sobie odejmującego… I to zabójstwo jest bratobójstwem. I to świętokradztwo jest ogołoceniem z wotów i klejnotów cudownego obrazu Najświętszej Panny Częstochowskiej… Dokonał tego strażnik najdroższej pamiątki narodowej i katolickiej” - opisał.
Wyłamano brylantowe korony Najświętszej Panienki oraz Dzieciątka Jezus. Zniknęła perłowa sukienka Matki Boskiej, którą opisał w 1846 r. Michał Baliński w dziele „Pielgrzymka do Jasnej Góry w Częstochowie”: „wielkość i piękność drogich kamieni nie do opisania, całe prawie tło niemi wyszyte. Wszystkie znakomite domy polskie, a mianowicie królewic Konstanty Sobieski, najwięcej się do tego swojemi darami przyczynili”.
„Pierwszy spostrzegł świętokradztwo dzwonnik Bolesław, który przed godziną 5-tą rano poszedł na chór” – poinformowała „Gazeta Częstochowska” 23 października 1909 roku. „Zasłona cudownego obrazu podniesiona i podparta dwiema świecami… Część wotów w pośpiechu porzucona wala się u stóp obrazu… Z obrazu spogląda przenajświętsza Panienka, odarta z sukni i korony, spogląda boleśnie jakby i smutno…” - opisano.
Wyłamano brylantowe korony Najświętszej Panienki oraz Dzieciątka Jezus. Zniknęła perłowa sukienka Matki Boskiej, którą opisał w 1846 r. Michał Baliński w dziele „Pielgrzymka do Jasnej Góry w Częstochowie”: „wielkość i piękność drogich kamieni nie do opisania, całe prawie tło niemi wyszyte. Wszystkie znakomite domy polskie, a mianowicie królewic Konstanty Sobieski, najwięcej się do tego swojemi darami przyczynili”.
„Wśród mnóstwa pereł zdobiących tę suknię odznaczają się trzy, szczególnej wielkości i kształtu: jedna z nich wyobraża twarz, druga – serce, trzecia – jajo” – opisywała zrabowane skarby „Gazeta Częstochowska”. I przypominała, że ostatnio „blask korony podniósł dar hr. Sobańskiego w postaci pięknego klejnotu rodzinnego olbrzymiego brylantu wartości około 40.000 rubli”. „Ogółem straty przenoszą miljon rubli” – ocenił sprawozdawca „Gazety Częstochowskiej”.
Wiadomość wstrząsnęła Polakami pod trzema zaborami. Przeor Paulinów Euzebiusz Rejman w kazaniu z 25 listopada 1909 r., przedrukowanym w kilku tytułach powiedział: „Dziś patrzymy na znieważony obraz Najświętszej Panny, odarty ręką zbrodniarza z koron i sukni, przy którym od sześciu wieków tylu łask doznano, tylu chorych uleczonych, tylu smutnych pocieszonych, tylu grzeszników nawróconych! …skąd się wziął zbrodniarz i podobny świętokradca tak wielki i gdzie się tego nauczył?"
Na wszystkich ziemiach polskich odprawiano msze za odzyskanie świętych kosztowności i stawiano figury Maryi – takie, jak stojąca do dziś w Kozienicach, z napisem „Na przebłaganie za świętokradztwo obrazu Matki Boskiej w Częstochowie 1909 r.”.
Śledztwo nabrało rozpędu dopiero w następnym roku, gdy się okazało, że świętokradca popełnił też morderstwo. Rankiem 26 lipca 1910 r. włościanin Marcin Cudak pomiędzy wsiami Gidle i Zawady koło Częstochowy znalazł w przydrożnym rowie drewnianą skrzynię.
Świętokradztwo poruszyło nawet dwór w Petersburgu. Car Mikołaj II „zamierzał ufundować korony dla obrazu, który stanowił świętość narodową Polaków, a zarazem mógł być ikoną ruską” - napisano w serwisie informacyjnym Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce „Życie Zakonne”. Cara ubiegł jednak papież Pius X, który już na przełomie 1909/10 r. ufundował Czarnej Madonnie tzw. diademy papieskie. Koronacja odbyła się 22 maja 1910 r. Z materiałów biura prasowego Jasnej Góry wynika, że korony Piusa X zostały zastąpione dopiero 26 sierpnia 2005 r. nowymi, które kilka miesięcy wcześniej, 1 kwietnia, na dzień przed swoją śmiercią, pobłogosławił Jan Paweł II.
Śledztwo nabrało rozpędu dopiero w następnym roku, gdy się okazało, że świętokradca popełnił też morderstwo. Rankiem 26 lipca 1910 r. włościanin Marcin Cudak pomiędzy wsiami Gidle i Zawady koło Częstochowy znalazł w przydrożnym rowie drewnianą skrzynię. „Na samem dnie trup mężczyzny, pokryty wielu ranami, zadanemi - jak wykazała ekspertyza lekarska - toporem. (…) Rany zostały zadane ręką pewną i śmiałą. (…) Oprócz zadawania ciosów morderca dusił ofiarę” - opisał dziennik „Świat”.
Ofiarą okazał się Wacław Ewaryst Macoch, zamieszkały w Warszawie przy ul. Żelaznej 31, od półtora miesiąca żonaty z Heleną Katarzyną Krzyżanowską, nazywaną „Lalą” lub „Lalutką”.
Szybko ustalono, że mordercą jest jego krewny - Kacper Macoch – o imieniu zakonnym Damazy, zakonnik paulinów. Helena była od lat jego utrzymanką. Damazy osobiście ożenił krewnego ze swoją kochanką, gdyż spodziewała się dziecka. Okazało się, że do zbrodni doszło na Jasnej Górze, w celi Macocha - nr. 38 na II piętrze. A także, że w sprawę jest zamieszany Izydor Starczewski z celi nr. 11 na I piętrze - oraz Bazyli Olesiński, zamieszkały „na końcu korytarza po tej stronie, co Damazy”.
Tym trzem braciom zakonnym udowodniono regularne nadużycia klasztornego skarbca - wielkie sumy wydawali na konsumpcję, kobiety, luksusy: tylko Krzyżanowska, pieniądze uzyskiwane od Macocha roztropnie inwestowała.
„W sprawie Macocha występują wszystkie trzy interesujące ludzi wątki - religia, polityka i seks - jej osnowę splotły służby specjalne, zaś główny bohater jest pierwszym polskim nekrocelebrytą” – powiedział w 2019 r. Iwonie Koniecznej z PAP detektyw Marcin Popowski (1970-2020), pracujący wówczas nad historycznym pitawalem. „Na ówczesnych ziemiach polskich `sprawy Macocha` nie przyćmiła nawet tragedia Titanica” – wyjaśnił.
„Piórem i umysłowością Fiodora Dostojewskiego można by z tego stworzyć nową i lepszą `Zbrodnię i karę` w której Raskolnikow byłby zakonnikiem. Joseph Conrad mógłby z tego zrobić `Jądro ciemności`, w którym ludzkie zło ukryte jest głęboko pod pozorami klasztornego życia i eksploduje w samym centrum najświętszego dla Polski sanktuarium” - napisał Tomasz Terlikowski w reportażu „Zbrodnia i ofiara” („Jasna Góra. Duchowa stolica Polski. Biografia”, 2022).
Miejsce zbrodni i tożsamość bohaterów zaszokowały opinię publiczną. „Zbrodni mordu i kradzieży klejnotów z obrazu świętego nie dokonał żaden wolny myśliciel, nie dokonał nawet żaden czytelnik `pism bezbożnych`, nie dokonał zwykły laik, ale dokonał właśnie jasnogórski Paulin, przy pomocy innych `świętych Ojców`” - napisała „Myśl Niepodległa” (październik 1910).
Zdaniem Popowskiego, carskie organa ścigania mogły - po ucieczce Macocha - skoncentrować się na jego łupach. „Zauważmy, że prasa w różnych zaborach inaczej wycenia jego przestępcze `obroty`” – podkreślił. „Podczas przesłuchań tuż po zatrzymaniu w Krakowie - za kordonem - na marginesie pytań o zabójstwo, zestawiano wydatki Macocha. Wyszło co najmniej 34 tysiące rubli! Tymczasem ustalenia z Rosji dotyczące strat są wielokrotnie mniejsze. Być może rosyjscy śledczy rozkradli odnalezioną gotówkę i precjoza, zamiast je oddać zakonowi” – dodał Popowski.
Niewątpliwą ofiarą sprawy Macocha był też Klasztor Jasnogórski. Zakon Paulinów został obrabowany i z majątku, i z dobrego imienia. Był i kontekst polityczny.
Na początku XX wieku Zakonowi Paulinów groziła likwidacja - wskutek wojen i zaborów pozostały mu jedynie dwa klasztory: w Częstochowie i Krakowie - leżące w dwóch różnych państwach. Sytuacja Jasnej Góry była niepewna, ze względu na antykatolicką politykę caratu po Powstaniu Styczniowym. W pracy Jana Pietrzykowskiego „Jasna Góra po kasacie klasztorów 1864-1914” czytamy o regulacjach, które zniszczyły autonomię zakonów i uruchomiły mechanizm selekcji negatywnej przy naborze do stanu duchownego. W latach 1905-10 kandydat do paulinów mógł nie być pobożny i wykształcony, lecz musiał „uzyskać aprobatę gubernatora i zezwolenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych po policyjnym sprawdzeniu jego lojalności”.
Tak otwarto furty klasztorne dla agentów-prowokatorów oraz ludzi niegodnych noszenia habitu. „Głos Warszawski” (66/1912) ocenił, że do duchowieństwa klasztornego trafił „typ hebrydów kulturalno-etycznych”, „byłych pisarzów gminnych, mimo pochodzenia polskiego nie będących kulturalnie i etycznie Polakami, ani w tym stopniu co chłop polski, ani w tym co inne żywioły narodu”.
Damazy Macoch uzyskał status księdza zakonnego już po czterech miesiącach nowicjatu, chociaż reguła paulinów wymagała czterech lat. Starczewski i Olesiński również trafili do paulinów na podstawie carskich przepisów. Wątek agenturalny zasugerował w czasie procesu ojciec Pius Przeździecki, późniejszy generał zakonu, który twierdził, że Macoch jako agent ochrany miał „urządzić na Jasnej Górze skład nielegalnej literatury, by przez to zmusić rząd do zamknięcia klasztoru”.
Pomimo wybuchu wojny, gazety wszystkich zaborów podawały informacje o sytuacji pierwszego polskiego nekrocelebryty. Po śmierci Macocha wyciąg z tych materiałów opublikował „Ilustrowany Kuryer Codzienny”.
Były zakonnik został więc jesienią 1914 r. osadzony „w specyalnej celi dla niedomagających”, a w styczniu 1916 r. trafił do więziennego szpitala, pod opiekę dra Rothbauma. Ten „niezwykły człowiek, który szatę kapłańską splamił ohydnymi czynami (…) umarł na barłogu więziennym, w pełnej świadomości, że kara, jaka go spotkała, jest zasłużoną i sprawiedliwą”. Zmarł w skrusze i żalu „wskutek gruźlicy płuc i silnej scrofulozy ogólnej, która zaatakowała ze szczególną siłą szyję i gardło. Ostatnie miesiące jego życia, pełne okropnych cierpień fizycznych i katuszy moralnych, mogą stanowić przykład pokuty”.
„Wczoraj wszystkie plutony w paradzie czwórkami poszły na Jasną Górę pomodlić się przed Matką Boską. W skupieniu, ze srogim brzękiem ostróg, weszliśmy do kościoła. Ale nie tylko nie chciano nam odsłonić cudownego obrazu, ale nie otworzono nawet kaplicy, a kościelni nam po prostu wymyślali. Ten afront paulini zrobili nam rozmyślnie. Toteż nie mogłem wytrzymać i zapytałem pana kościelnego: `jak zdrowie ojca Macocha?`” - wspominał Strug.
Macoch „do końca życia interesował się żywo wypadkami wojennymi (…). Często powtarzał: `Jeżeli Bóg pozwoli mi, przeżyć do końca wojny — to to dla mnie dowodem, że mi przebaczył`”. Od chwili zajęcia Piotrkowa przez Austriaków, ex-zakonnik wciąż miał gości - oficerów i dziennikarzy. Odwiedziny wprawiały go w stan podniecenia. „Zauważywszy raz, jak ktoś przez dziurkę od klucza zaglądał do celi, krzyknął: `Ależ proszę wejść!… Chcecie panowie widzieć Macocha… jestem na usługi… ` Niektórym odwiedzającym dawał fotografię z własnoręcznym podpisem”.
Zdjęcia z autografami drukowała niemiecka prasa. Odnotował to 4 listopada 1914 r. Andrzej Strug - pisarz, publicysta, legionista, „beliniak” – w dzienniku „Odznaka za wierną służbę”. „Wczoraj wszystkie plutony w paradzie czwórkami poszły na Jasną Górę pomodlić się przed Matką Boską. W skupieniu, ze srogim brzękiem ostróg, weszliśmy do kościoła. Ale nie tylko nie chciano nam odsłonić cudownego obrazu, ale nie otworzono nawet kaplicy, a kościelni nam po prostu wymyślali. Ten afront paulini zrobili nam rozmyślnie. Toteż nie mogłem wytrzymać i zapytałem pana kościelnego: `jak zdrowie ojca Macocha?`” - wspominał Strug.
Pogrzeb Macocha odbył się na cmentarzu miejskim 7 września 1916 r. Do dziś na portalach turystycznych można znaleźć współrzędne grobu z napisem „śp. ksiądz Damazy Macoch wielki grzesznik i wielki pokutnik prosi o modlitwę”. Sprawa Macocha stała się inspiracją dla wielu autorów. Już w 1910 r. Tadeusz Boy-Żeleński uwiecznił rewizje na Jasnej Górze w „Opowieści dziadkowej o cudach jasnogórskich” napisanej dla kabaretu „Zielony balonik”.
W okresie międzywojnia powstały autentyczne dziadowskie ballady - np. Tadeusz Dyniewski w pitavalu śląskim „Zbrodnia, zdrada, kara” (1986) przypomniał utwór „Jak ksiądz Macoch z Krzyżanowsko, okradali Matke Bosko…”. „Dane” z tych pieśni bywają obecnie brane za fakty: można się spotkać z taką wersją zdarzeń, w której występny zakonnik ukradł perły z sukienki Jasnogórskiej Pani, aby je rzucić pod stopy pięknej zakonnicy.
W 1956 roku ukazała się „Tajemnica białego habitu” Henryka Syski (1920 -2000), autora o dość ciekawym życiorysie - studiując na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim był w latach 1945–46 naczelnikiem Wojewódzkiego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk.
W 1975 r. Władysław Terlecki opublikował powieść „Odpocznij po biegu”. Rok później - 11 listopada (W PRL nie było to święto państwowe) - na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie, wystawiono spektakl pod tym samym tytułem, w reżyserii Zygmunta Hübnera. Inscenizacja wzbudziła niezadowolenie kościelnej hierarchii- i okazała się ważna dla aktora Macieja Rayzachera, występującego w roli Sykstusa (Macocha), który wcześniej był „typowym wierzącym-niepraktykującym”. „Pytania o sens wiary zacząłem sobie stawiać dopiero podczas przygotowywania sztuki” – powiedział Rayzacher Alicji Wysockiej („Główna rola w teatrze życia”, 2011).
W 2000 r. do księgarń trafił „Pan Samochodzik i Więzień Jasnej Góry”, autorstwa Tomasza Olszakowskiego (Andrzeja Pilipiuka).
W 2011 r. sprawę Macocha odkurzyła gawęda Gabriela Maciejewskiego-Coryllusa („Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie”). Potem w tomiku wierszy Karola Samsela, poety i krytyka literackiego „Więdnice” znalazł się wiersz pt. „Kacper Macoch” z października 2013 r.
Małgorzata Hendrykowska w „Historii polskiego filmu dokumentalnego 1896-1944” podaje, że Macoch był bohaterem „trzeciej sprawy kryminalnej, uwiecznionym na taśmie”, chociaż decyzją sądu, z jego procesu miały się ukazywać wyłącznie reportaże rysunkowe. Jan Skarbek-Malczewski, pierwszy polski operator filmowy, przyjechał na proces Macocha na zlecenie wytwórni „Sfinks”. I założył się o to, któremu uda się pierwszemu s?lmować oskarżonego, z „wolnym strzelcem” Marianem Fuchsem, założycielem pierwszej w Polsce agencji fotograficznej.
„W najlepszej sytuacji znajdował się malarz Badowski, który mając w kieszeni blok papieru i ołówek, z łatwością dostał się na salę sądowa i zrobił reportaż rysunkowy, który ukazał się następnie w `Tygodniku Ilustrowanym`. Ze mną było gorzej. Już kiedy fotografowałem gmach sądu, wchodzącą publiczność, policja mi w tym przeszkadzała. Udałem się wobec tego do prezesa sądu z prośbą o zezwolenie na robienie zdjęć, jednak odmówił mi stanowczo” - opisał Skarbek-Malczewski we wspomnieniach „Byłem tam z kamerą…” (1962). Wtedy schował się za filarem w sądowym bufecie i s?lmował uczestników procesu wychodzących z sali sądowej na przerwę obiadową. Te 60 metrów taśmy, zmontowane z kilkoma zdjęciami fotografa Majcherskiego stanowiło „gorący dokument chwili”. „Jedną kopię wynajął Mianowski, właściciel kina Odeon na ulicy Marszałkowskiej 138, płacąc 100 rubli za każdy dzień eksploatacji” – wspominał Skarbek-Malczewski.
Ale zakład wygrał Fuchs. Jak opisała Hendrykowska, wdrapał się wieżę augsbursko-ewangelickiego kościoła przy ul. Rwańskiej, graniczącą z więzieniem, i z góry nakręcił Macocha na spacerniaku.
Adriana Prodeus w artykule „Daj się ponieść” („Interpretacje”, 2018) pisząc o nieznanym dorobku Tadeusza Różewicza w roli scenarzysty – podkreśliła, że interesowała go sprawa Damazego Macocha: „Parokrotnie podczas komisji scenariuszowych i kolaudacji Różewicz wspominał o tym projekcie”.
Materiały Fuchsa i Skarbka-Malczewskiego uchodzą za zaginione. Z procesu Macocha ocalało kilka anonimowych zdjęć i rysunki Zygmunta Badowskiego, które w 2015 roku trafiły na aukcję. „Przedstawiały oskarżonych Błasikiewicza i Pertkiewicza, tłumacza sądowego Wasserzweiga oraz galerię w sądzie w Piotrkowie” – powiedziała Iwonie Koniecznej z PAP w 2019 r. Anna Bielawska, dyrektor Domu Aukcyjnego Rempex. „Zestaw był wyceniony na 2,5 tys. zł. Nie cieszył się żadnym zainteresowaniem, rysunki wróciły do właściciela” – dodała.
Paweł Tomczyk, Iwona L. Konieczna (PAP)
ilk/ top/ ksi/ aszw/