25 stycznia 1945 r. zakończyła się nieudana niemiecka ofensywa w Ardenach. Była to najważniejsza akcja w ostatnich miesiącach II wojny światowej, miała zmienić losy wojny, gdyby zakończyła się sukcesem.
W grudniu 1944 r. na froncie wschodnim wojska radzieckie stały na linii Wisły i przygotowywały się do ofensywy zimowej. Na froncie zachodnim, po czerwcowej inwazji w Normandii, wojska sprzymierzone weszły kilkaset kilometrów w głąb lądu, dochodząc do miejscowości w Holandii i Belgi, niedaleko granicy z Niemcami. Na południu Europy szybko parły do przodu wojska amerykańskie dowodzone przez gen. Pattona. Alianci stali już u bram Niemiec. Los wojny wydawał się przesądzony. Niemiecka ofensywa w Ardenach miała diametralnie zmienić ten stan rzeczy.
Niemcy utrzymywali większość portów pełnomorskich na wybrzeżu francuskim, zamieniono je w twierdze i broniono zaciekle. To sprawiło, że linie zaopatrzeniowe aliantów zaczęły się wydłużać. Jedynym portem, jaki zdobyli alianci, była belgijska Antwerpia. Wraz z wydłużaniem się linii zaopatrzeniowych tempo nacierania wojsk amerykańskich, kanadyjskich i brytyjskich spadło. Musieli wstrzymać ofensywę i poczekać na odbudowę linii kolejowych i pełne otwarcie portu w Antwerpii.
"Hitler szukał rozwiązania, które pozwoliłoby mu wygrać wojnę, jak to sobie roił. Dowództwo niemieckie nie widziało możliwości wygrania na froncie wschodnim, ale dostrzeżono możliwości na wygraną na froncie zachodnim i zadanie aliantom dotkliwych strat."
"Hitler szukał rozwiązania, które pozwoliłoby mu wygrać wojnę, jak to sobie roił. Dowództwo niemieckie nie widziało możliwości wygrania na froncie wschodnim, ale dostrzeżono możliwości na wygraną na froncie zachodnim i zadanie aliantom dotkliwych strat. Hitler spodziewał się, że zajęcie Antwerpii spowoduje odcięcie od zaopatrzenia całego zgrupowania alianckiego znajdującego się na terenie Belgii i południowej Holandii. Były to wojska brytyjskie, kanadyjskie, amerykańskie, a także polska 1. Dywizja Pancerna. Niemcy liczyli, że duże straty w ludziach na froncie zachodnim, mogą spowodować spadek poparcia dla wojny, a to da szanse na odwrócenie losów wojny" – w rozmowie z PAP cele ofensywy w Ardenach tłumaczył dr Jan Szkudliński, kierownik działu naukowego Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. "W śmiałych przewidywaniach Niemcy rozważali nawet, że przy powodzeniu ofensywy, wojska alianckie w tym rejonie zostaną zniszczone lub zostaną zmuszone do ewakuacji" - dodał historyk.
Niemcy za główny cel obrali Antwerpię. Atak miał zostać poprowadzony przez Ardeny, masyw górski z bardzo trudnym terenem do jazdy (gęsto zalesiony, z wąskimi i krętymi drogami, z licznymi wzniesieniami), dodatkowo w warunkach zimowych. Alianci, świadomi trudnych warunków terenowych, utrzymywali tam niewielkie siły, nie spodziewając się ataku z tej strony.
Niemieccy sztabowcy wyznaczyli trzy warunki konieczne do ostatecznego sukcesu ofensywy: całkowite zaskoczenie nieprzyjaciela, złe warunki pogodowe uniemożliwiające wykorzystanie lotnictwa przez aliantów, dotarcie do rzeki Mozy w ciągu czterech dni od rozpoczęcia ataku.
"Do ofensywy w Ardenach Niemcy skoncentrowali 5. i 6. Armię Pancerną SS, najbardziej fanatyczne i wyposażone w najlepsze czołgi. Wspierały je dwie armie piechoty, 7. i 15. Siły te zaopatrzono we wszystkie zapasy sprzętowe, jakie pozostały Niemcom. Dla nich miało to być uderzenie ostatniej szansy" – tłumaczył dr Szkudliński. "Hitler pamiętał rok 1940, gdy wojska niemieckie przez Ardeny ominęły Linię Maginota i uderzyły na Francję. Liczył, że i tym razem będzie to taki spektakularny sukces" - dodał.
Zanim ruszyła ofensywa, Niemcy zrzucili na pozycje aliantów grupę żołnierzy w mundurach amerykańskich, znających dobrze język angielski, którzy mieli zadania dywersyjne, m.in. dezinformację oddziałów alianckich, zabezpieczenie tras przejazdów, w tym mostów na Mozie oraz zdobycie składów paliw.
Ofensywa rozpoczęła się 16 grudnia 1944 r. w ścisłej tajemnicy. Siły niemieckie miały przewagę nad mniej licznymi, w tym rejonie, wojskami alianckimi, co dało im początkowe sukcesy i pozwoliło wedrzeć się na tyły wojsk amerykańskich. W pierwszym okresie ofensywy Niemcy dokonali kilku zbrodni, zabijając masowo schwytanych żołnierzy alianckich i cywili. Informacja o tym dotarła do atakowanych oddziałów, co zwiększyło determinację obrony i jej bezwzględność.
Na prawym skrzydle niemieckim panowała akurat sytuacja, w której trwało luzowanie oddziałów amerykańskich, zamieniały się miejscami dwie dywizje, co powodowało, że w chwili ataku znajdowała się tam większa liczba żołnierzy. W tym miejscu atakujący Niemcy zostali zatrzymani. Przez linię obrony przebiła się tylko mała grupa z 1. Dywizji Pancernej SS.
Na południowym odcinku niemiecka 7. Armia natknęła się na miejscowość Bastogne, ważny węzeł drogowy, gdzie Amerykanie stawili silny opór. W tym rejonie stacjonowała 101. Dywizja Powietrznodesantowa, skierowana tu po operacji Market Gardem na wypoczynek i reorganizację. To właśnie z walkami w Bastogne wiąże się głośna historia, która przeszła do legendy tego starcia. Dowódca niemiecki wysłał emisariusza z listem, w którym proponowała, aby amerykanie skapitulowali. W odpowiedzi amerykański generał Anthony McAuliffe, dowodzący obroną miasta, odesłał jedno słowo: "nuts". W slangu amerykańskim ma ono kilka znaczeń, m.in. spadaj, zwariowałeś, bzdura, wulgarne określenie męskich genitaliów. Ten epizod pojawiał się często w filmach o ofensywie w Ardenach, m.in. w "Bitwie o Ardeny" (1965) czy w serialach "Wojna generałów" (2009) i "Kompania Braci" (2001). Okrążone oddziały spadochroniarzy walczące w Bastogne zostały wsparte 26 grudnia, kiedy dotarła do nich kolumna czołgów amerykańskich.
"W wielu przypadkach improwizowany opór oddziałów alianckich spowalniał ofensywę. Gdy nie udawało się przełamać obrony, Niemcy musieli omijać miejscowości, wydłużając dystans i poruszając się bocznymi drogami. Kolejnym problemem było zaopatrzenie w paliwo do czołgów. Niemcy nie mieli zapasów benzyny, a bieżące potrzeby planowali zaspokajać paliwem zdobytym w składach alianckich. To się jednak nie udawało, gdyż w przypadku zbliżania się Niemców składy były niszczone, palone lub wysadzane w powietrze" – tłumaczył ekspert z Muzeum II Wojny Światowej.
Po tygodniu tempo ofensywy drastycznie zmalało. Dodatkowo w siły niemieckie uderzyło zgrupowanie dowodzone przez gen. Pattona, przerzucone szybko z południa Europy. Kolejnym elementem były ataki lotnicze. Niemcy rozpoczęli ofensywę śledząc prognozę pogody. W kolejnych dniach zapowiadano duże zachmurzenie i opady, które uniemożliwiały lotnictwu alianckiemu operowanie. Gdy kilka dni później pogoda się poprawiła, samoloty transportowe ruszyły z zaopatrzeniem dla walczących oddziałów a samoloty bombowe i myśliwskie rozpoczęły ataki na Niemców.
Podczas starcia oddziałów pancernych 24 grudnia, w niektórych wozach niemieckich zaczęło brakować paliwa i załogi musiały je opuszczać, kończąc tym walkę. W kolejnych dniach podobna sytuacja miała miejsce w innych oddziałach niemieckich. To był początek końca ofensywy. Jeszcze kilka tygodni trwało oczyszczanie terenu z wojsk niemieckich i mniejsze starcia z ich piechotą.
Umownie, za koniec ofensywy w Ardenach uznano 25 stycznia 1945 r.
Tomasz Szczerbicki (PAP)
szt/ dki/