
Pytamy, co wraz z powojenną emigracją Żydów straciliśmy. Myślę, że gdyby Żydzi zostali w Polsce, nasze społeczeństwo nie byłoby tak jednorodne, jak dzisiaj - powiedziała PAP Zuzanna Schnepf-Kołacz, kuratorka nowej wystawy czasowej Muzeum POLIN "1945. Nie koniec, nie początek".
Od piątku (7 marca) w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN można oglądać wystawę "1945. Nie koniec, nie początek" opowiadającą o ludziach, którzy na zgliszczach starego świata próbowali zbudować swoje życie na nowo. Pozbawieni niemal wszystkiego – bliskich, społeczności, domu - stawali przed dramatycznym wyborem: zostać czy wyjechać? Ekspozycja przygotowana została w 80. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Autorami koncepcji wystawy są Anna Bikont (w 2025 r. wyszła jej książka "Nie koniec, nie początek. Powojenne wybory polskich Żydów") i Kamil Kijek. Kuratorki wystawy to: Zuzanna Schnepf-Kołacz, Zuzanna Benesz-Goldfinger, Justyna Majewska.
PAP: 90 proc. polskich Żydów zginęło w Zagładzie. Na wystawie "1945. Nie koniec, nie początek" będzie można zobaczyć powojenną rzeczywistość oczami tych, którzy ocaleli. Jaka ona była?
Zuzanna Schnepf-Kołacz: Doświadczenie Żydów w pierwszych latach powojennych wiąże się z dużym poczuciem niepewności i niestabilności. Nie było jasne, czy jest przestrzeń na to, by w Polsce odbudować żydowskie życie. Były różne scenariusze, a sytuacja polityczno-społeczna bardzo dynamicznie się zmieniała. Jest to czas dramatycznych wydarzeń, przemocy, nie tylko wobec Żydów. Garstka tych, którzy przeżyli Zagładę, spotykała się z postawami wrogości, niechęci, a nawet przemocy i zagrożenia życia. Zarówno uwarunkowania polityczne, jak i przemoc, antysemityzm stanowiły powody do podejmowania decyzji o wyjeździe z Polski. Z drugiej strony w pierwszych latach po wojnie Żydzi mieli nadzieję, że odbudowa żydowskiego życia jest tu możliwa, władze - przynajmniej na poziomie deklaracji - zapewniały o równouprawnieniu, wiele osób było związanych z Polską, jej kulturą, historią i nie wyobrażało sobie życia gdzie indziej. Dla tych osób wyjazd z Polski był bardzo trudną decyzją. Ten dylemat właściwie był cały czas obecny.
Pierwsze powojenne lata to pustka i zgliszcza, a z drugiej strony ogromne odrodzenie żydowskiego życia. Zaczynają działać żydowskie instytucje, organizacje i partie polityczne, powstają żydowskie szkoły, domy dziecka, organizacje religijne, następuje odrodzenie życia kulturalnego. Podejmowano próbę odbudowania życia zarówno na poziomie prywatnym, jak i też całej społeczności żydowskiej.
PAP: Jakie były strategie radzenia sobie w nowych okolicznościach?
Z. Schnepf-Kołacz: To jest zarówno działalność w żydowskich instytucjach, takich jak Centralny Komitet Żydów w Polsce i w jego liczne odziały lokalne, zaangażowanie się w edukację dla dzieci żydowskich, w życie religijne, społeczne, służbę zdrowia. Właściwie każda dziedzina życia była zorganizowana przez żydowskie instytucje i organizacje, których głównym celem była opieka nad ocalałymi z Zagłady.
Zuzanna Schnepf-Kołacz: podjęcie decyzji o wyjeździe było spowodowane z jednej strony strachem przed przemocą, antysemityzmem, z drugiej strony - traumą wojenną.
Inną drogą, którą obierali Żydzi, było zaangażowanie się w komunizm. Ma ono wiele odcieni, o których opowiadamy na wystawie, starając się pokazać w liczbach, jaki był faktyczny rozmiar udziału Żydów w komunistycznych władzach na różnych szczeblach. To temat bardzo złożony, budzący wiele emocji odwołujących się do mitu tzw. żydokomuny, który też staramy się przeanalizować i pokazać mechanizmy jego funkcjonowania. Jednocześnie na wystawie pokazujemy różne rodzaje zaangażowania, także motywacje, jakie za tym stały oraz co, to zaangażowanie oznaczało.
Kolejną strategią budowania życia po wojnie było ukrywanie żydowskiej tożsamości. Tu znowu mamy cały wachlarz postaw. Od totalnego zaprzeczenia swojej żydowskiej biografii, przybrania tożsamości polskiej, łącznie z nowym imieniem i nazwiskiem, zbudowania nowego życiorysu, poprzez przemilczenie żydowskiego pochodzenia, zacieranie śladów, nieangażowanie się w żydowskie życie po wojnie.
PAP: W jaki sposób Żydzi "witani" byli przez polskich sąsiadów?
Z. Schnepf-Kołacz: Każda historia była inna, ale dużo w "witaniu" było niechęci i negatywnego zdziwienia - to ty przeżyłaś, dlaczego przeżyłaś itd. Nie było współczucia wobec żydowskich przeżyć w czasie wojny. Oczywiście to jest jedna z postaw, ale z żydowskich przekazów, osobistych świadectw wiemy, że było to częste zachowanie. Żydzi po wojnie wracali do swoich rodzinnych miejscowości, ale bardzo szybko je opuszczali, bo nie mieli do czego wracać. Ich domy i majątki zostały przejęte. Nie było w danej miejscowości życia żydowskiego, albo było tylko szczątkowe, ponieważ większość mieszkańców żydowskich zginęła. W dokumentach są informacje, że Żydzi dostawali pogróżki, nakłaniające ich do tego, by opuścili swoją miejscowość.
PAP: Czy to wrogość polskich sąsiadów to była główna motywacją do wyjazdu z Polski ponad 200 tysięcy Żydów?
Z. Schnepf-Kołacz: To był splot różnych okoliczności. Z relacji żydowskich wynika, że podjęcie decyzji o wyjeździe było spowodowane z jednej strony strachem przed przemocą, antysemityzmem, z drugiej strony - traumą wojenną. Ludzie nie chcieli żyć w miejscu, gdzie zginęli ich bliscy, gdzie właściwie cała społeczność uległa Zagładzie, gdzie natykali się na ruiny synagog, cmentarzy, często te miejsca były bezczeszczone. To wszystko sprawiało, że postrzegano Polskę jako cmentarzysko. Ci, którzy przetrwali, byli bezdomni, w sensie dosłownym, ale także emocjonalnym. Otaczała ich pustka, nie mieli bliskich wokół siebie.
Na potrzeby wystawy zmapowaliśmy przypadki powojennych morderstw na Żydach do 1946 r. Z zestawień wynika, że ponad tysiąc Żydów zostało zamordowanych już po wojnie. Te informacje docierały także do innych żydowskich mieszkańców Polski, komitety żydowskie także o tym wiedziały, to powodowało falę strachu. Jednym z punktów zwrotnych w tych pierwszych powojennych latach jest pogrom kielecki, który miał miejsce 4 lipca 1946 r. Po pogromie nastąpiła panika wśród Żydów i ruszyła fala emigracji: wówczas Polskę opuściło ok. 100 tys. Żydów.
Drugi kluczowy moment to przełom 1949 i 1950 r., kiedy w Polsce następuje stalinizacja, zamknięcie wszelkich form pluralizmu politycznego, społecznego, ideologicznego. Na tej fali żydowskie partie i organizacje są zamykane, likwidowane, a działacze żydowscy wyjeżdżają, bo nie widzą już tutaj szansy na funkcjonowanie i prowadzenie działalności w Polsce. To sprawia, że wiele osób prywatnych decyduje się wówczas na wyjazd.
PAP: Jakie kierunki najczęściej obierali Żydzi?
Z. Schnepf-Kołacz: Najczęściej wyjeżdżali do Palestyny, nie istniało wtedy państwo Izrael. Żydzi, jeszcze przed wojną uważali, że to ich miejsce na ziemi, w którym powinni utworzyć swoje państwo. Oczywiście wszystko zależało od przynależności do danej opcji politycznej, taki pogląd podzielali głównie syjoniści. Palestyna była wówczas objęta mandatem Wielkiej Brytanii. Władze brytyjskie ograniczały wjazdy na te tereny do 1,5 tys. osób miesięcznie, co nie było wystarczające, dlatego na teren Palestyny przedostawano się najczęściej nielegalnie. W Europie funkcjonowała organizacja Bricha (po hebrajsku ucieczka), która pomagała ludziom opuszczać państwa w Europie Środkowo-Wschodniej i, często po pokonaniu bardzo długiej drogi, przez kolejne obozy dla dipisów, po miesiącach, a nawet latach, docierać do Palestyny. Żydzi wyjeżdżali także do Stanów Zjednoczonych, do państw Europy Zachodniej, do Kanady i Australii. Zdarzało się, że ktoś miał rodzinę, która jeszcze przed wojną wyemigrowała za granicę, po wojnie rodziny się łączyły.
PAP: Za pomocą jakich przedmiotów zobrazowana będzie rzeczywistości ocalonych po 1945 r.?
Z. Schnepf-Kołacz: Wystawa jest utkana z bardzo różnych materiałów - pamiątek osobistych, dokumentów, zdjęć, filmów archiwalnych. Przygotowując ekspozycję kontaktowaliśmy się z rodzinami naszych bohaterów i prosiliśmy o wszelkiego rodzaju pamiątki, dokumenty, które by jeszcze szerzej opowiadały o życiorysie danej osoby. Niektóre z rodzinnych pamiątek wypożyczaliśmy na wystawę. Osobistych przedmiotów jest całkiem sporo. Mamy np. lalkę, która należała do żydowskiej dziewczynki, Zofii Chorowicz. Jako jedyna ze swojej najbliższej rodziny przeżyła Zagładę, lalka była jedną z nielicznych pamiątek dawnego, utraconego życia, którą odzyskała po wojnie. Na wystawie pokazujemy też garnek z obozu dla dipisów w Niemczech, który otrzymała matka jednego z bohaterów naszej wystawy, Roalda Hoffmanna. On jest jednym żyjącym do dziś bohaterem wystawy, mieszka w Stanach Zjednoczonych, jest laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie chemii.
Na wystawie prezentujemy także przedmioty związane z funkcjonowaniem instytucji, partii politycznych, na przykład sztandary organizacji młodzieżowych, odznaki Bundu, tablicę partii syjonistycznej z Łodzi, pierwsze relacje ocalałych, które spisywała Żydowska Komisja Historyczna na drukach nazistowskich, pozostałych z czasu okupacji, co również wiele mówi o niedoborze wszystkiego, nawet materiałów tak podstawowych jak papier, w tych pierwszych powojennych latach. Ekspozycję uzupełniają prace współczesnych artystów, które odnoszą się do wątków, o których opowiadamy na wystawie, jak również prace artystyczne okresu powojennego, które są świadectwem przeżyć Żydów w tamtym czasie.
PAP: Czy można odpowiedzieć na pytanie, jak dziś wyglądałaby Polska, gdyby Żydzi zostali albo odwrotnie, gdyby wyemigrowali wszyscy?
Z. Schnepf-Kołacz: To jest pytanie, które zadajemy na końcu naszej wystawy. Ono się pojawia w formie cytatu z wypowiedzi profesora Davida Engela, który jest autorytetem naukowym w tematyce powojennej historii Żydów. Profesor oszacował, że przez polskie ziemie od końca wojny do 1950 r. przeszło ok. 400 tys. Żydów. Jeżeli nie byłoby tych wszystkich fal emigracyjnych, to mniej więcej tyle osób mogłoby spośród polskich Żydów przebywać w Polsce po wojnie.
To jest pytanie o to, co straciliśmy. Gdy dowiadujemy się, jak wyglądało to odbudowywane życie żydowskie w pierwszych latach po wojnie, kiedy jeszcze były ku temu warunki, była nadzieja, że można to zrobić, to widać dużą różnorodność, bogactwo. Myślę, że gdyby Żydzi zostali w Polsce nasze społeczeństwo nie byłoby pewnie tak jednorodne, jak dzisiaj. Wszelka różnorodność wzbogaca nas, dodaje kolorytu, czyni nas wrażliwymi, że ludzie mogą być różni i modele życia mogą być różne.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska (PAP)
Organizatorem wystawy "1945. Nie koniec, nie początek" jest Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN we współpracy ze Stowarzyszeniem Żydowski Instytut Historyczny w Polsce oraz Żydowskim Instytutem Historycznym im. Emanuela Ringelbluma. Wystawę można zwiedzać od 7 marca do 15 września.
ksi/ wj/ aszw/