
10 lipca 1940 r. rozpoczęła się bitwa o Anglię. Porażka Luftwaffe przekreśliła plany Hitlera dokonania inwazji na Wyspy Brytyjskie. Duży w tym udział mieli polscy piloci.
Bitwa o Anglię była konsekwencją odrzucenia przez Winstona Churchilla propozycji Hitlera. Po pokonaniu Francji wódz III Rzeszy spodziewał się, że osamotniona Wielka Brytania przyjmie jego warunki i pogodzi się z niemiecką dominacją w Europie. Churchill nie zamierzał jednak iść na żadne kompromisy z Hitlerem.
„Obronimy naszą Wyspę bez względu na cenę, będziemy walczyć na plażach, będziemy walczyć na lądowiskach, będziemy walczyć na polach i na ulicach, będziemy walczyć na wzgórzach, nigdy się nie poddamy” – zapowiedział w słynnym przemówieniu w przededniu bitwy o Anglię.
Zdając sobie sprawę z siły brytyjskiej floty wojennej, niemieckie dowództwo postanowiło zapewnić sobie najpierw panowanie w powietrzu. Bitwa lotnicza miała stanowić wstęp do operacji „Lew Morski”, czyli inwazji na Wyspy Brytyjskie. Hermann Göring, dowódca Luftwaffe i zausznik Hitlera, po doświadczeniach z wcześniejszych kampanii był przekonany, że uda mu się zniszczyć nie tylko brytyjskie siły lotnicze, ale też przez bombardowania osłabić morale przeciwnika.
Winston Churchill: „Obronimy naszą Wyspę bez względu na cenę, będziemy walczyć na plażach, będziemy walczyć na lądowiskach, będziemy walczyć na polach i na ulicach, będziemy walczyć na wzgórzach, nigdy się nie poddamy”
Początkowo niemieckie ataki skupiły się na rejonie kanału La Manche – bombardowano brytyjskie porty, atakowano konwoje morskie i osłaniające je samoloty. Wkrótce jednak ciężar walk przeniósł się nad Wielką Brytanię – niemieckie dywizjony bombowe atakowały lotniska Royal Air Force, a silna ochrona myśliwców wiązała w walkach angielskie lotnictwo. Ciężkie naloty coraz częściej dotykały także miast, w których znajdowały się strategiczne zakłady przemysłowe (Norwich, Liverpool, Birmingham, Rochester). Luftwaffe atakowała w dzień i w nocy, a liczba lotów bojowych pilotów RAF rosła od 400 na dobę do 700, a w niektórych dniach sięgała nawet tysiąca.
Największym problemem Brytyjczyków był brak pilotów. Przemysł zbrojeniowy mógł szybko dostarczyć nowe samoloty, ale strat w ludziach – wyszkolonych i doświadczonych pilotów myśliwskich – nie można było szybko uzupełnić. Dowództwo Royal Air Force zdecydowało więc o włączeniu do walki pilotów wojsk sojuszniczych – utworzono dywizjony myśliwskie: polskie (302, 303), czeski (310) i kanadyjski oraz dywizjony bombowe (w bitwie o Anglię walczyły dwa polskie takie dywizjony: 300 i 301). Jednostki te weszły do walki w drugiej połowie sierpnia, gdy przewaga Luftwaffe była największa, i poważnie odciążyły lotnictwo brytyjskie.
W początku września Niemcy zmienili taktykę – do tej pory Luftwaffe atakowała głównie cele militarne i przemysłowe, teraz głównym celem stały się angielskie miasta. Hitler, straciwszy nadzieję na szybką inwazję na Wyspy, próbował wymusić na Wielkiej Brytanii zawarcie pokoju, a co za tym idzie – jej wycofanie się z wojny. Naloty przybrały na sile, 7 września Londyn bombardowało ponad 900 samolotów Luftwaffe, w ciągu pierwszego tygodnia niemieckich ataków zginęło ponad 2000 mieszkańców brytyjskiej stolicy.
Za przełomową datę w lotniczej bitwie o Anglię uważa się 15 września 1940 r. Niemcy stracili wtedy w kilka godzin ponad 60 samolotów i jeszcze więcej pilotów.
„Dla widzów na ziemi było to bardzo atrakcyjne widowisko. Wycie silników, grzechot broni maszynowej, rozwinięte grzyby białych spadochronów, palące się samoloty z ogonami czarnego dymu – musiało to bardzo efektownie wyglądać. Nie wiadomo było, kto do kogo strzela, linie pocisków zapalających i świetlnych krzyżowały się jak pajęczyna i trafiało się, że w ferworze walki piloci atakowali swoich kolegów” – wspominał Witold Urbanowicz, ówczesny dowódca polskiego Dywizjonu 303.
Od tego dnia aktywność Luftwaffe zaczęła stopniowo maleć: bombardowań dokonywano głównie w nocy, zaprzestano ataków z użyciem wielkich formacji, coraz częściej zdarzały się dni, w których żaden niemiecki samolot nie pojawiał się nad Londynem. Ostatnim akordem bitwy o Anglię były dwa naloty na Londyn: 6 i 8 października, ale poza zniszczeniami materialnymi nie przyniosły żadnych efektów politycznych czy militarnych.
Potęga przemysłowa Anglii nie została złamana, a RAF odzyskał przewagę w powietrzu. Choć Luftwaffe nie zaprzestała bombardowań angielskich miast i zakładów przemysłowych, nie przybierały one już formy tak zorganizowanej i odbywały się zdecydowanie rzadziej.
W ciągu trzech miesięcy najostrzejszych walk lotniczych nad Wielką Brytanią i kanałem La Manche lotnictwo niemieckie straciło 1733 samoloty i ponad 2500 lotników (poległych i wziętych do niewoli). Ponadto 650 samolotów zostało poważnie uszkodzonych. W sumie Niemcy stracili połowę swoich sił zaangażowanych w tę operację.
Duże straty poniósł również RAF. 1087 samolotów zostało zniszczonych, a 450 poważnie uszkodzonych, ale nie nadszarpnęło to brytyjskich zdolności do obrony.
W lotniczej bitwie o Anglię wzięło udział 144 polskich pilotów, walczących zarówno w polskich dywizjonach myśliwskich i bombowych, jak i w jednostkach brytyjskich – 29 z nich poległo w czasie walk. Między lipcem a październikiem 1940 roku polscy lotnicy zestrzelili 170 samolotów przeciwnika, a 36 poważnie uszkodzili. Wyróżniali się brawurą i zwracali uwagę specyficznym sposobem prowadzenia walki. W odróżnieniu od Brytyjczyków, którzy strzelali do wrogich maszyn z ok. 100 metrów, Polacy otwierali ogień dopiero wtedy, gdy Niemiec znajdował się prawie na wyciągnięcie ręki. Jak tłumaczył jeden ze specjalistów wojskowości, stosowali zasadę: podleć tak blisko, jak tylko się da, i wpakuj w przeciwnika krótką, ale celną serię. Ostro skracali dystans również po to, by wejść pomiędzy niemieckie maszyny i w ten sposób rozbić ich szyk bojowy.
Jednym z polskich bohaterów bitwy o Anglię był Stanisław Skalski, który wsławił się brawurą już podczas kampanii wrześniowej. W Anglii został początkowo przydzielony do 302. Dywizjonu Myśliwskiego „Poznańskiego”, a następnie do 501. Dywizjonu Myśliwskiego RAF. Już pierwszego dnia zestrzelił Heinkla 111 i uszkodził drugi. W kolejnym dniu zniszczył kolejne samoloty wroga. 5 września 1940 r. został zestrzelony – był ranny w udo, a jego Hawker Hurricane zaczął się palić. Pilot na chwilę stracił przytomność, ale po chwili ją odzyskał, udało mu się wyskoczyć i otworzyć spadochron, dzięki czemu przeżył.
Wojnę zakończył w stopniu majora, zajmując pierwsze miejsce na tzw. liście Bajana, czyli w rankingu Komisji Historycznej Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie, która zaliczyła mu 18 i 11/12 samodzielnych i dwa prawdopodobne zestrzelenia samolotów wroga. W 1947 r. wrócił do Polski i zajmował się szkoleniem pilotów wojskowych, ale pod zarzutem szpiegostwa wkrótce został aresztowany i poddany sadystycznemu śledztwu.
Nietuzinkową postacią był też Zdzisław Krasnodębski, pierwszy dowódca Dywizjonu 303. Podczas bitwy o Anglię miał 36 lat i bogate doświadczenie – od wojny polsko-bolszewickiej do kampanii wrześniowej. 6 września 1940 r., podczas lotu bojowego, został zestrzelony. Uratował się, skacząc ze spadochronem z płonącego samolotu. Zanim jednak wyskoczył, zapalił się jego kombinezon, więc wylądował na ziemi bardzo poparzony. W szpitalu, 5 października, otrzymał z rąk gen. Władysława Sikorskiego Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari. Po wojnie pozostał na emigracji. W 2009 r. prezydent Lech Kaczyński uhonorował go pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
W marcu 2025 roku w wieku 105 lat zmarł ostatni pilot, który uczestniczył w bitwie o Anglię, John „Paddy” Hemingway. Miał 105 lat. (PAP)
jkrz/ wus/ lm/