Opisuję czasy, które w świadomości Litwinów zapisały się jako okres "przepijania kraju przez polską szlachtę". Ja o polskiej szlachcie piszę dobrze, a Litwini pokochali te książki. Coś się zmienia w litewskim stosunku do naszej wspólnej historii - mówi Kristina Sabaliauskaite.
Na półki polskich księgarń trafia właśnie "Silva rerum" - pierwszy tom trzytomowej sagi polskiej rodziny szlacheckiej z Wilna. Książki Kristiny Sabaliauskaite, litewskiej pisarki polskiego pochodzenia, zyskały na Litwie wielką popularność.
PAP: Jak zbierała pani informacje, które pozwoliły na odtworzenie realiów XVII-wiecznego Wilna?
Kristina Sabaliauskaite: Korzystałam z wielu źródeł, nie tylko literackich czy historycznych. Pewne sfery życia XVII-wiecznych wilnian, takie jak miłość, życie intymne - nie zostały udokumentowane, ludzie byli skromni. Ale pewne informacje o pomijanych w sztuce tematach codziennego życia, dało mi studiowanie ksiąg sądowych. W sumie materiały do pierwszej części cyklu - "Silva rerum" - zbierałam przez niemal 10 lat.
Kristina Sabaliauskaite: Wilno to miasto palimpsest, miasto Feniks, które w ciągu swojej historii kilka razy zostało niemal zrównane z ziemią, ale za każdym razem się odradzało. Może aby zrozumieć mój pomysł na cykl trzech książek, warto w kilku słowach zapowiedzieć kolejne tomy. Akcja drugiej części toczy się podczas - Wojny Północnej i Wielkiej Dżumy, a trzecia część rozgrywa się w połowie XVIII wieku w okresie pozornie dość spokojnym.
PAP: Tom pierwszy rozpoczyna się w roku 1655 roku, kiedy Wilno podnosi się ze straszliwego kataklizmu - miasto zostało najechane i złupione przez Rosjan. Kozacy przez cztery lata grabili i terroryzowali miasto. Czemu wybrała Pani akurat ten okres na początek opowieści?
Kristina Sabaliauskaite: Wilno to miasto palimpsest, miasto Feniks, które w ciągu swojej historii kilka razy zostało niemal zrównane z ziemią, ale za każdym razem się odradzało. Może aby zrozumieć mój pomysł na cykl trzech książek, warto w kilku słowach zapowiedzieć kolejne tomy. Akcja drugiej części toczy się podczas - Wojny Północnej i Wielkiej Dżumy, a trzecia część rozgrywa się w połowie XVIII wieku w okresie pozornie dość spokojnym. Ale właśnie wtedy w Wilnie miały miejsce trzy wielkie pożary. A więc w trzech częściach powtarza się pewien schemat - miasto odradza się po wielkim kataklizmie.
PAP: Gdy kończyłam czytanie pierwszego tomu bardzo byłam ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów - bliźniąt Urszuli i Kazimierza i Jana Kirdeja Bironta. Trochę jestem rozczarowana, że kolejny tom nie rozpocznie się w miejscu, gdzie zakończyła Pani pierwszą część, tylko pół wieku później.
Kristina Sabaliauskaite: Każdy tom opisuje jedno pokolenie rodziny. Tak jak nam nie udaje się uciec od losu naszych rodziców, a my sami formujemy losy swoich dzieci, tak czytelnik dowiaduje się o dalszych losach Urszuli, Kazimierza i Jana pośrednio - przez opowieść o ich potomkach. W trzecim tomie bohaterem jest wnuk Kazimierza.
PAP: W "Silva rerum" zauroczyły mnie postaci drugoplanowe jak na przykład nakreślone przez Panią portrety dwu przełożonych wileńskich klasztorów. Jedna jest dumna i chciwa, druga bardziej przystępna, ale apodyktyczna. Czy pani postaci miały swoje pierwowzory? Gdzie wyznaczyła sobie Pani granicę pomiędzy prawdą historyczną a powieściową fikcją?
Kristina Sabaliauskaite: Ksieni bernardynek Konstancja Sokolińska to postać prawdziwa. Pozostawiła po sobie księgę "Skarbnica niebieska" o cudach obrazu najświętszej Marii Panny Sapieżańskiej z wileńskiego kościoła św. Michała. Udokumentowana jest też historia Jeana de la Marsa, Francuza, ludwisarza, który odlewał wileńskie dzwony, a w mojej powieści jest ważną postacią. Ale nie zachowało się aż tak wiele szczegółowych informacji o Wilnie z XVII wieku. Większe pole do popisu miałam w kolejnych tomach, rozgrywających się w późniejszych epokach. W trzecim tomie powieści absolutnie każdy bohater jest postacią historyczną, aż do kramarzy, bo znamy nazwiska wileńskich kupców z połowy XVIII wieku. Starałam się więc zawrzeć jak najwięcej prawdy historycznej pamiętając jednak, że zadaniem pisarza jest postaciom z historii dać dymensję ludzkiego życia.
PAP: Podobno udało się Pani tak szczegółowo opisać Wilno, że wyznaczono trasy turystyczne śladami pani powieści.
Kristina Sabaliauskaite: Bardzo się tego cieszę, bo to znaczy, że moje książki nie tylko dały komuś przyjemność czytania, ale też pobudziły zainteresowanie historią. Wileńskie Biuro Turystyczne zauważyło, że turyści pytają o miejsca akcji moich książek. Przygotowałam więc trzy marszruty według trzech tomów - to są teraz najpopularniejsze trasy turystyczne w Wilnie. Partnerami tych wycieczek jest Biblioteka Uniwersytetu Wileńskiego i Muzeum Narodowe w Wilnie. Ludzie mogą więc zobaczyć te książki, które studiowali Kazimierz i Jan Kirdey – Geographia Blaviana Johannesa Blaeu czy Odkrycie Ameryki Theodora de Bry i zachowane przedmioty z epoki.
PAP: Pani trylogia stała się na Litwie bardzo popularna, ale nie obyło się też bez kontrowersji. Czego one dotyczyły?
Kristina Sabaliauskaite: Najwięcej problemów sprawiał język moich książek. Pisałam po litewsku, ale z wieloma polonizmami i archaizmami. Na Litwie mamy rygorystyczną politykę językową, która nie tylko odebrała tamtejszym Polakom literę „w”, ale też utrudnia życie pisarzom i naukowcom. Moim zdaniem to taki relikt czasów sowieckich, że za słowa obce, w tym polonizmy na stronach książki, może grozić nawet mandat. Pisząc o Wilnie XVII wieku oczywiście używałam dużo archaizmów i polonizmów. Ale przy drugim i trzecim tomie problem przestał istnieć, chyba dlatego, że krytycy literaccy bronili mnie, podkreślając, że użycie polonizmów w tym wypadku jest uzasadnione, służy budowaniu atmosfery tamtego Wilna.
PAP: Bardzo zdziwiło mnie, że na Litwie jest prawne ograniczenie dozwolonej liczby polonizmów na stronie książki. Czy to nie jest trudne ze względu na ogromną liczbę polonizmów w literackim języku litewskim?
Kristina Sabaliauskaite: To istotnie dość kuriozalne, taka walka z wiatrakami. W XVII wieku, w czasach +Silva rerum+ w Wilnie rozbrzmiewał chór różnych języków - łaciny, francuskiego, polskiego, litewskiego. Polski język tamtejszego Wilna różnił się zresztą od ówczesnej polszczyzny z Korony m.in. ze względu na dużą liczbę lituanizmów, które pozostawiliśmy w polskim wydaniu, żeby czytelnik mógł poczuć atmosferę tamtych czasów. Kwestie językowe to jeden z powodów, dla których w moich książkach nie ma dialogów. Piszę po litewsku, a nie chciałam imitować ani tłumaczyć na litewski starowileńskiej polszczyzny. Moi bohaterowie są więc takim +niemym chórem+, co zbliża te powieści do poetyki historii rodzinnych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie w opowieściach prowadzonych w trzeciej osobie, czyli bez dialogów.
Kristina Sabaliauskaite: Od powstania styczniowego polityka Rosji carskiej opierała się na zasadzie "divide et impera", czyli świadomego nastawiania Polaków i Litwinów przeciwko sobie. Za czasów sowieckich ta polityka była kontynuowana, a jej ślady można znaleźć do dziś dnia w litewskich podręcznikach do historii. Ale to się zmienia.
PAP: Nie wiedziałam dokładnie, co było przedmiotem kontrowersji wokół +Silva rerum+ na Litwie, ale stawiałam, że chodzi o fakt, że napisała Pani powieść o Wilnie, w której właściwie nie ma Litwinów. Jedyny wyjątek to rodzina Jonelisa, przyjaciela Urszuli i Kazimierza. W pani powieści są Polacy, Francuzi, Włosi, ale można zauważyć pewien niedobór Litwinów.
Kristina Sabaliauskaite: Nie bardzo można było kwestionować realia historyczne moich powieści, w końcu mam doktorat z kultury i sztuki XVII wieku, a pisanie poprzedziłam dekadą badań. Napisałam po prostu prawdę, co potwierdzają koledzy akademicy. Wilno w XVII wieku miało cztery dzielnice - katolicką tj. polską-litewską, dzielnicę starowierów, czyli prawosławnych ortodoksów, dzielnicę żydowską i protestancką, czyli niemiecką. Pejzażu etnicznego ówczesnego Wilna dopełniał uniwersytet z całą kulturą łacińską, mnóstwo adwokatów - Hiszpanów, włoscy muzycy. W tamtym Wilnie nie było wyraźniej dominacji jednej nacji.
PAP: Venclova mówił o Wilnie: "Uderza mnie, że w trzech najważniejszych dla miasta językach ma ono inny rodzaj - w jidisz jest rodzaju żeńskiego, stąd częste określenia Wilna jako matki, w litewskim - męskiego, bo w myśleniu Litwinów Wilno to raczej ojciec. Dla Polaków Wilno jest rodzaju nijakiego, jak dziecko. W tak różny sposób, wszystkie trzy nacje mówią o tym samym mieście".
Kristina Sabaliauskaite: No właśnie.
PAP: Czy uważa Pani, że trudny, jak wiadomo, stosunek Litwinów do wspólnej z Polską historii, ma szansę się zmienić?
Kristina Sabaliauskaite: Od powstania styczniowego polityka Rosji carskiej opierała się na zasadzie "divide et impera", czyli świadomego nastawiania Polaków i Litwinów przeciwko sobie. Za czasów sowieckich ta polityka była kontynuowana, a jej ślady można znaleźć do dziś dnia w litewskich podręcznikach do historii. Ale to się zmienia. Powody do optymizmu daje działalność naukowa, jest więcej wspólnych konferencji, projektów i badań, co daje szansę porozumienia w spojrzeniu na wspólną historię. Ten pewnego rodzaju litewski brak szacunku dla historii, wypieranie faktów, zmienia się na naszych oczach. Obserwuję to na przykład w reakcjach na moje książki. Opisuję epokę, która w masowej świadomości Litwinów ma bardzo negatywne konotacje - w sowieckich szkołach uczono, że to było 300 lat upadku, podczas których spolonizowana szlachta przepiła państwo. Ja opisuję szlachtę pozytywnie, a jednak Litwini przyjęli i polubili moje historie.
"Silva rerum" ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.
Rozmawiała Agata Szwedowicz (PAP)
aszw/ ura/