W „Karcie" nr 84/2015 - oprócz materiałów poświęconych m.in. Ukrainie – znajdziemy fragmenty niepublikowanych dotąd wspomnień Leona Dubickiego dotyczących bitwy pod Lenino. Wywracają one całkowicie propagandowy obraz tej batalii, który kreowany był w czasach PRL. Cały blok tekstów – łącznie z komentarzami historycznymi Daniela Bargiełowskiego i dr. Jarosława Pałki – nazywa się „Mit Lenino”.
Dubicki jeszcze w 1980 roku wydał swoje wspomnienia w popularnej kiedyś serii „Druga Wojna Światowa. Bohaterowie, Operacje, Kulisy” (zwanej „Biblioteką Żółtego Tygrysa”). Jednak nie zachowało się tam wiele z pierwotnej wersji maszynopisu, w którym weteran zawarł nie tylko wspomnienia z walk, ale również krytyczne uwagi na temat dowodzenia, czy postawy radzieckiego dowództwa względem Polaków. Nie jest więc niczym niezrozumiałym, że nie mogły one ukazać się w oryginalnym kształcie, ale musiały zostać przykrojone do ideologicznej formy, w które wbito publiczną pamięć o tym krwawym starciu w komunistycznej Polsce.
Rozgrywająca się w dniach od 12 do 13 października 1943 roku bitwa pod Lenino była bojowym chrztem sformowanej pod dowództwem i nadzorem sowieckim 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Polska jednostka miała za zadanie przełamać niemiecką obronę na odcinku od wsi Sysojewo do wsi Lenino, a także rozbić nieprzyjaciela w okolicy wsi Połzuchy i Trygubowa oraz przygotować przeprawę na Dnieprze w pobliżu Orszy. Atak polskiej dywizji miały wspierać radzieckie oddziały - 42. Dywizja Piechoty na prawym i 290. Dywizja Piechoty na lewym skrzydle oraz 67. brygada artylerii haubic.
Komunistyczna propaganda uczyniła z bitwy pod Lenino wielki triumf. Polityka historyczna PRL przekuła ją w mit założycielski Ludowego Wojska Polskiego i wplotła w antyniemiecką opowieść o polskich zwycięstwach nad prącymi na wschód Germanami. Dlatego bitwę pod Lenino zestawiano z takimi zwycięstwami polskiego oręża, jak Grunwald, czy Cedynia.
Straty polskiej dywizji w dwudniowym starciu wyniosły 510 zabitych, 1776 rannych, 652 zaginionych, z których większość dostała się do niewoli. Ogółem, straty wyniosły 20 proc. stanu jednostki.
Była to klęska, nie zwycięstwo. I – jak zauważyło później wielu badaczy tematu, m.in. prof. Paweł Wieczorkiewicz – przegrana zaplanowana. Chodziło o to, by dokonująca samodzielnego natarcia dywizja odniosła poważne straty i okryła się chwałą w boju. Tylko po to, by Stalin mógł ten fakt wykorzystać propagandowo – pokazać, jak chętnie i odważnie Polacy biją się u boku Armii Czerwonej.
Komunistyczna propaganda uczyniła z bitwy pod Lenino wielki triumf. Polityka historyczna PRL przekuła ją w mit założycielski Ludowego Wojska Polskiego i wplotła w antyniemiecką opowieść o polskich zwycięstwach nad prącymi na wschód Germanami. Dlatego bitwę pod Lenino zestawiano z takimi zwycięstwami polskiego oręża, jak Grunwald, czy Cedynia.
Wspomnienia Dubickiego przedstawiają batalię pod Lenino w daleko mniej chwalebnym świetle. Zwraca uwagę jego mocno krytyczna ocena planu natarcia: „Odniosłem wrażenie, że wał ogniowy planował analfabeta albo niedbaluch, któremu nie chciało się przeprowadzić odpowiednich kalkulacji i obliczeń. Nie przewidziano żadnego wsparcia ogniem walki w przestrzeni między pierwszą a drugą pozycją oraz podejścia piechoty do rubieży drugiej pozycji obrony. Artyleryjskie wsparcie walki w głąb było ujęte tylko w ogólnych zarysach”.
Podczas przygotowań były również popełniane elementarne błędy, np. przygotowano umocnienia bojowe w dzień, na widoku Niemców: „Kopanie okopów i urządzanie stanowisk ogniowych w dzień, formalnie rzecz biorąc, było sprzeczne z wymogami maskowania bojowego i zachowania tajemnicy przygotowań do natarcia”.
Żołnierze częstokroć pozostawali pozbawieni wsparcia przełożonych: „Odniosłem wrażenie, że nikt właściwie […] nie dowodzi, a każdy pododdział działa według własnego uznania”.
Brak planowania artyleryjskiego przyniósł fatalne konsekwencje. Gdy już doszło do ostrzału, błędy obliczeniowe i brak dokładności kosztowały życie wielu polskich żołnerzy. Dubicki obserwował działania żołnierzy prowadzących dzialania zwiadowcze, gdy uświadomił sobie, że „odcinek rozponania walką nie został wyłączony z ogółnej linii ognia”, a część pocisków rakietowych […] spadła […] tam, gdzie […] zaległa część 2 i 3 kompanii piechoty. Prawdopodobnie zostały one zdziesiątkowane ogniem własnej artylerii rakietowej”.
Dubicki kończy swoje wspomnienia walk pod Lenino ponuro i oskarżycielsko: „Trud i krew poszły na marne przez nieudolność przełożnych”. Nie ma to nic wspólnego z późniejszą triumfalistyczną retoryką PRL-owskich władz.
Wydawcą „Karty” jest Fundacja Ośrodka KARTA.
Robert Jurszo