Jak dotąd nie mamy pewności, czy dokumenty dotyczące TW "Bolka", znalezione w mieszkaniu generała Czesława Kiszczaka, są prawdziwe - powiedział dr hab. Jan Skórzyński, historyk. Te dokumenty nigdy nie zostały użyte - podkreślił.
"Ta strzelba nigdy nie wystrzeliła, a więc można się pytać, czy tam były naboje. Według mnie jest to poważna przesłanka, żeby nie spieszyć się z kategoryczną opinią w sprawie prawdziwości tych materiałów" - ocenił Skórzyński, odnosząc się do ujawnionych w poniedziałek przez IPN akt.
Skórzyński podkreślił, że "jak dotąd nie mamy pewności", czy znalezione w mieszkaniu Kiszczaka materiały są autentyczne. "One nigdy nie zostały użyte, one nigdy nie zostały wykorzystane. To dla mnie w tej sprawie jest jedna z większych zagadek. Jeżeli Służba Bezpieczeństwa, a jeszcze bardziej kierownictwo partii, dysponowałoby takimi dokumentami, które mogłyby zdelegitymizować Lecha Wałęsę w oczach opozycji, w oczach jego kolegów, to powinni byli ich użyć" - przekonywał.
Zdaniem historyka, był "cały szereg momentów", kiedy ujawnienie akt "Bolka" mogłoby być dla władz PRL korzystne. "Zwłaszcza wtedy, gdy Lech Wałęsa odmówił podjęcia współpracy politycznej z władzami stanu wojennego w 1982 roku - o czym wiemy na pewno, że była formuła, która miała umieścić go na czele +łże-Solidarności+. Gdy już odmówił, można było próbować zmusić go do kolaboracji z władzą za pomocą takich właśnie materiałów" - powiedział.
"A jednak nigdy tak się nie stało; ani wtedy, ani po otrzymaniu przez Wałęsę nagrody Nobla, ani przed przystąpieniem do rozmów okrągłego stołu, co też byłoby bardzo korzystne do wyeliminowania Lecha Wałęsy czy osłabienia bardzo poważnego Solidarności w oczach jej zwolenników i działaczy podziemia, na których na pewno to by zrobiło wrażenie" - dodał Skórzyński.
Pytany, czy SB nie mogła obawiać, się, że Wałęsę może na czele Solidarności zastąpić ktoś bardziej radykalny i mniej od niego przewidywalny, Skórzyński ocenił, że "tego typu myślenie to dopiero jest rok 1989". "Wcześniej to właśnie Lecha Wałęsę uważano za radykalnego, przynajmniej w porównaniu z niektórymi jego doradcami czy też ludźmi Kościoła, którzy współpracowali przecież z Wałęsą" - zaznaczył.
Historyk odniósł się również do treści odnalezionego wraz z aktami TW "Bolka" listu Kiszczaka do dyrektora Archiwum Akt Nowych. Według Skórzyńskiego treść znalezionego wraz z materiałami na temat TW "Bolka" listu Kiszczaka to "po prostu element gry". "Nie można wyciągać z tego wniosków na temat jego np. planów politycznych. W żadnym wypadku nie był człowiekiem, który by w obozie PZPR tworzył jakąś grupę proreformatorską" - przekonywał.
Jak dodał, list nie jest również godny "wielkich głębokich interpretacji". "Jakiś pomysł za tym stał, ale który nie został zrealizowany. Listy, które nie zostały wysłane, nie istnieją" - powiedział.
W ocenie Skórzyńskiego "gen. Kiszczak był człowiekiem, który lubił się prezentować jako taki kulturalny policjant, policjant-dżentelmen". "Lubił załatwiać jakieś sprawy indywidualne, osobiste, zgadzać się na jakieś ułatwienia wobec niektórych swoich przeciwników politycznych. Jest to element budowania przez generała własnej legendy prawdziwego patrioty. Podobne tony można zresztą dziś usłyszeć z ust jego żony" - dodał. (PAP)
msom/ pz/ woj/