IPN w Poznaniu umorzył śledztwo ws. ludobójstwa ok. 1 tys. pacjentów Zakładu Psychiatrycznego w Owińskach. W toku postępowania ustalono jedynie cześć osób odpowiedzialni za tę zbrodnię. Sprawcy, których wykryto – już nie żyją.
Do mordowania pacjentów przez funkcjonariuszy państwa niemieckiego miało dochodzić w okresie od połowy października do końca listopada 1939 roku. Dokładnej daty nie udało się ustalić. Pacjentów zabijano w Forcie VII w Poznaniu oraz w na terenach tzw. lasów rożnowskich w okolicach Obornik Wielkopolskich.
Jak przekazano PAP w komunikacie prasowym, postanowieniem z dnia 28 kwietnia br. roku prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu umorzył śledztwo.
„Na podstawie zeznań przesłuchanych świadków, w szczególności byłych pracowników Zakładu Psychiatrycznego w Owińskach oraz więźniów Fortu VII w Poznaniu ustalono, iż akcja mordowania polskich pacjentów szpitala zaczęła się już w połowie października 1939 roku. Wtedy to w Zakładzie pojawiły się trzy duże samochody ciężarowe z niemieckimi żołnierzami. Chorych z kolejnych oddziałów wywożono tymi samochodami z Zakładu przez wiele dni, aż do końca listopada 1939 r.” – podkreślił w komunikacie naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Poznaniu prok. Sylwester Napieralski.
„Osoby przeznaczone na zagładę ubierano w ich własne najgorsze ubrania. Zdarzały się wypadki stawiania oporu bądź ukrywania się przed wywózką ze strony chorych. Chorym agresywnym wcześniej podawano duże dawki środków uspakajających. Personel szpitala doprowadzał chorych do ciężarówek, tam przejmowali ich żołnierze, którzy umieszczali ich, często w sposób brutalny, w środku samochodów. W każdym mieściło się ok. 25 osób. Na końcu wywiezione zostały chore dzieci” – dodał.
Jak zaznaczyli śledczy, na podstawie zeznań świadków ustalono, że w pierwszej fazie pacjenci wywożeni byli w kierunku Poznania, część z nich zamordowano na terenie obozu w Forcie VII.
„Wynika to wprost z zeznań przesłuchanych w toku śledztwa świadków, byłych więźniów Fortu VII, których hitlerowska załoga ww. obozu zmusiła do udziału w tej zbrodni. Zeznali oni, że chorych wprost z ciężarówek zapędzano do bunkra, którego wszelkie otwory i żelazne wrota po ich zamknięciu uszczelniano gliną. Do wnętrza bunkra doprowadzano z leżących obok butli gaz, który w krótkim czasie uśmiercał wszystkich” – przekazał prokurator.
Zwłoki podopiecznych zakładu w Owińskach wywożono z terenu fortu i zakopywano w tzw. lasach rożnowskich nieopodal Obornik Wielkopolskich. W lasach rożnowskich mordowano pacjentów w kolejnych etapach eksterminacji.
„Z zeznań świadków wynika, iż przywożono ich do lasu jeszcze żywych, tam przeładowywano do specjalnego samochodu do gazowania, wykonanego w warsztatach poznańskiego Gestapo. Po zagazowaniu zakopywano zwłoki pacjentów w licznych masowych mogiłach. (…) w celu ukrycia miejsc zbrodni, ciała zabitych pochowane w lasach rożnowskich zostały na początku 1944 r. wygrzebane i spalone na prowizorycznych stosach” - dodano.
Popioły po spalonych ciałach miały zostać rozrzucane po lesie, by uniemożliwić komukolwiek identyfikację osób i dokładne określenie skali zbrodni. Jak zaznaczył prokurator, liczbę chorych ustalono przede wszystkim na podstawie zeznań świadków i byłych pracowników szpitala. Z ok. 1 tys. ofiar ustalono tożsamość zaledwie 22 osób.
Śledczym udało się ustalić część sprawców. Bezpośrednio do zbrodni mieli się przyczynić członkowie tzw. Sonderkommando Lange I, pod dowództwem Obersturmführer SS Herberta Lange, który zginął w 1945 roku w Berlinie.
„Odpowiedzialność za zbrodnię będącą przedmiotem śledztwa ponosi również komendant i niemiecka załoga Fortu VII, w którym część pacjentów została – przez otrucie tlenkiem węgla – zamordowana. W czasie dokonywania tej zbrodni komendantem Fortu VII był SS Hauptsturmfuhrer Hans Weibrecht. Jak ustalono, również i on nie żyje” – czytamy w komunikacie.
Jak dodał prokurator, czynny udział w przygotowywaniu list pacjentów Zakładu Psychiatrycznego w Owińskach, przeznaczonych do likwidacji, brali dr Johannes Banse i Otto Meineke. Jak ustalili śledczy, oni także już nie żyją. Pozostali sprawcy nie zostali wykryci. (PAP)
ajw/ pz/