Nie ma żadnych dowodów, że pogrom kielecki był ubecką prowokacją - mówi prof. Marcin Zaremba z Instytutu Historycznego UW. Trudne do zrozumienia jest prześladowanie Żydów po doświadczeniu Holokaustu. Stąd pojawianie się spiskowych wyjaśnień - dodaje.
70 lat temu, 4 lipca 1946 roku, w Kielcach wzburzony tłum, podżegany pogłoskami dotyczącymi rzekomego mordu rytualnego, wraz z żołnierzami i milicjantami napadł na żydowskich współmieszkańców - osoby, które przeżyły Holokaust i przyjechały do Kielc. Zbrodnia, nazwana przez historyków mianem "pogromu kieleckiego", spowodowała żydowski exodus z Polski.
PAP: Bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej dochodziło w Polsce do antyżydowskich wystąpień. Najbrutalniejszą formę przybrały one w Kielcach w lipcu 1946 r. Co z punktu widzenia społecznego łączyło te wystąpienia? Czy jest jakaś ich cecha wspólna?
Prof. Marcin Zaremba: Z pewnością są nią motywy antysemickie. Po wojnie w społeczeństwie polskim była rozpowszechniona wrogość wobec Żydów: relikt okresu międzywojennego, wzmocniony doświadczeniami niemieckiej okupacji. To nie podlega dyskusji i należy się w tej sprawie zgodzić się z Janem Tomaszem Grossem. Ciekawym wątkiem jest fakt, że zawsze powodem tumultów miejskich była plotka o mordowaniu chrześcijańskich dzieci przez Żydów bądź - jak kto woli - mit mordu rytualnego. Tłumaczono, że krew chrześcijańskich dzieci jest niezbędna Żydom wychodzącym z obozów koncentracyjnych.
Takie tumulty antysemickie i pogromy przed Kielcami miały miejsce w Rzeszowie w czerwcu 1945 r., później w sierpniu w Krakowie na tak zwanej „tandecie”, czyli tamtejszym targowisku. Do prób pogromowych dochodziło również: w październiku 1945 r. w Lublinie oraz w czerwcu 1946 r. we Włocławku i Częstochowie. Wszystkie te wydarzenia były związane z opowieścią o porywaniu dzieci. Pogrom w Kielcach stanowił więc część już wcześniej narastającej fali.
PAP: Czy wydarzenie takie jak w Kielcach mogło mieć miejsce również w każdym innym mieście?
Prof. Marcin Zaremba: Nie, ponieważ widzimy, że fala pogromowa rozpoczynająca się w Rzeszowie przeszła głównie przez ośrodki miejskie na terenach dawnego Generalnego Gubernatorstwa, czyli w centralnej i południowej Polsce. Na tzw. Ziemiach Odzyskanych nie obserwujemy tego typu wydarzeń antysemickich, co można tłumaczyć obecnością innego "obcego", którym są Niemcy. Pogromy nie są więc zjawiskiem dotyczącym całej Polski. Również w Warszawie, na placu Szembeka, miała miejsce próba pogromowa, ale w tym wypadku miała inny motyw, którym miało być rzekome zamordowanie przez Żyda polskiego kolejarza.
Prof. Marcin Zaremba: W tym czasie w Polsce zginęło około 700-800 osób pochodzenia żydowskiego. Pogrom nie jest więc wydarzeniem jednostkowym. Bez wątpienia ma pan rację mówiąc, że był to szok dla społeczności żydowskiej. Również dla nas trudne do zrozumienia jest prześladowanie Żydów po doświadczeniu Holokaustu. Stąd pojawianie się spiskowych wyjaśnień. Mimo że był to szok, to jednak był to element większej całości. Żydzi już wcześniej wyjeżdżali, ale proces ten został wzmocniony.
PAP: Często mówi się, że powojenna przemoc była w wielu wypadkach motywowana chęcią kradzieży cennego majątku, którym w tamtych warunkach mogła być na przykład żywność. Czy pogrom kielecki był wykorzystywany przez jego uczestników do ograbienia ludności żydowskiej?
Prof. Marcin Zaremba: Jan Tomasz Gross postawił tezę, że w Kielcach motywem pogromu była chęć przejęcia nieruchomości należących do wracających do miasta Żydów ocalonych z Zagłady. Gdy jednak przyjrzymy się, kto brał udział w tych wydarzeniach, to zauważymy, że byli to ludzie biedni, wykluczeni, którzy nie mieli szans na przejęcie mienia nieruchomego. Do kilku prób pogromowych doszło na ówczesnych szaberplacach, miejscach spotkań miejskiej biedoty. Nie wiązałbym tego z procesem przejmowania majątków pożydowskich, który rzeczywiście miał miejsce, ale w tym procederze uczestniczyła raczej – dziś byśmy powiedzieli – klasa średnia.
Bez wątpienia jednak okres powojenny to czas „szabrowniczej gorączki”, plądrowania opuszczonego mienia, nie tylko zresztą niemieckiego; np. fala szabru przeszła także przez zburzoną Warszawę. Obserwujemy ją w całej Polsce. Geneza zjawiska była bardzo złożona, składała się na nią: demoralizacja wojenna, brak kontroli społecznej, słabość instytucji państwa, powojenna bieda i przekonanie, że to jest ten jedyny moment, kiedy wolno, kiedy można się „nachapać”.
Władze, zwłaszcza lokalne, wręcz przyklaskują takim działaniom, a ich przedstawiciele czasem nawet biorą w nich udział. Można powiedzieć, że fakt, iż milicjanci w Kielcach nie mają takich okazji, jak ich koledzy na tzw. Ziemiach Odzyskanych, może wywoływać frustracje. Podczas pogromu kieleckiego ginie wszystko, cały majątek ofiar. To jest jeden z motywów pogromu. Możemy podejrzewać, że milicjanci idący na kieleckie Planty 7/9 mieli nadzieję, że się „nachapią”, że podczas przeszukania będą mieli okazję do kradzieży.
PAP: Powiedział pan, że milicjanci zmierzali na miejsce pogromu. Często ten fakt jest argumentem, że cały pogrom był ubecką prowokacją lub wręcz, że został przez bezpiekę przeprowadzony. Czy istnieją jakieś dowody na takie tezy?
Prof. Marcin Zaremba: Nie ma żadnych dowodów. A fala pogromowa przed Kielcami świadczy, że mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem spontanicznym, oddolnym.
PAP: Jeśli teorie o prowokacji są nieprawdziwe…
Prof. Marcin Zaremba: Są z całą pewnością nieprawdziwe.
PAP: Pojawia się jeszcze jedna teoria wyjaśniająca to wydarzenie. Jest nim brak elit...
Prof. Marcin Zaremba: To więcej niż teoria. Społeczeństwo polskie jest zgruzowane, migrujące, przelewające się z jednego krańca kraju na drugi. Nazywam je „kaszą społeczną”. W Kielcach nie było inteligencji. Część zginęła w trakcie okupacji niemieckiej. Palestra prokuratorów, obrońców i sędziów została zaraz po wkroczeniu Sowietów zesłana do obozów pod Moskwą. W społeczeństwie biednym, podzielonym, pełnym traum, skłonnym do łatwego używania agresji i pozbawionym elit takie zachowania są znacznie częstsze. Pamiętajmy również, że bardzo rozpowszechniony jest alkoholizm. Wielu z biorących udział w pogromie było pod wpływem alkoholu. Nie chcę relatywizować antysemityzmu, ale należy wskazywać na strukturalną łatwość wybuchu zachowań pogromowych.
PAP: Jaka jest reakcja władz na te wydarzenia?
Prof. Marcin Zaremba: Bardzo szybko władze zrzucają odpowiedzialność na opozycję nazywaną „reakcją”. Odbywają się szybkie procesy osób zamieszanych w pogrom. Przed sądami stanęło 39 osób. W pierwszym, procesie dziewięć osób zostało skazanych na karę śmierci. Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. W gruncie rzeczy jednak dąży się do zamiecenia tej sprawy "pod dywan". Trzeba powiedzieć, że bardzo niewielu sprawców trafiło przed sąd. Przez lata prawda o procesie była ukrywana, żydowscy świadkowie wyemigrowali. Zapadła kurtyna milczenia.
PAP: Dlaczego?
Prof. Marcin Zaremba: W kolejnych dziesięcioleciach dominuje raczej opowieść o okresie powojennym jako czasie odbudowy, wiary w budowanie socjalistycznej Polski. Był to mit założycielski PRL-u, w którym nie było miejsca na mówienie o przemocy wobec Niemców, antysemityzmie, pogromach. Wyjaśniałbym ten fakt polityką historyczną PRL-u.
PAP: Mówi się, że to, co wydarzyło się w Kielcach, było dla resztek społeczności żydowskiej sygnałem, że nie ma dla niej miejsca w Polsce. Czy pogrom wpływał na decyzje o wyjeździe do Palestyny a później Izraela?
Prof. Marcin Zaremba: W tym czasie w Polsce zginęło około 700-800 osób pochodzenia żydowskiego. Pogrom nie jest więc wydarzeniem jednostkowym. Bez wątpienia ma pan rację mówiąc, że był to szok dla społeczności żydowskiej. Również dla nas trudne do zrozumienia jest prześladowanie Żydów po doświadczeniu Holokaustu. Stąd pojawianie się spiskowych wyjaśnień. Mimo że był to szok, to jednak był to element większej całości. Żydzi już wcześniej wyjeżdżali, ale proces ten został wzmocniony.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/ mhr/