Po wprowadzeniu stanu wojennego w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. władze PRL sięgnęły po szereg represji – ludzi wyrzucano z pracy (głównie w wyniku tzw. weryfikacji kadr, będących de facto czystkami politycznymi), aresztowano, internowano, zmuszano do pospisywania tzw. lojalek, czyli deklaracji lojalności. Pod koniec 1982 r. sięgnięto również po inną broń – wysyłanie do wojska działaczy opozycji.
Działanie, które przesłuchiwany główny architekt stanu wojennego Wojciech Jaruzelski określił mianem „inteligentnej formy internowania” objęło osoby (głównie działaczy NSZZ „Solidarność” szczebla zakładowego) uznanych za ekstremistów. Trafili oni (jako rezerwiści) na trzymiesięczne „przeszkolenie” wojskowe – od pierwszych dni listopada 1982 r. do początku lutego 1983 r. Podobny los spotkał także osoby zaangażowane w działalność organizacji młodzieżowych (np. Niezależnego Zrzeszenia Studentów), którzy otrzymali powołanie do ludowego WP w celu odbycia zasadniczej służby wojskowej.
Tej formie represji poddano w stanie wojennym niespełna dwa tysiące osób – co najmniej 1447 rezerwistów powołanych na „ćwiczenia”, a także 264 poborowych skierowanych do odbycia zasadniczej służby wojskowej w specjalnie wytypowanych wcześniej jednostkach, określanych przez nich mianem wojskowych obozów specjalnych. Ci pierwsi trafili do: Brzegu, Budowa, Chełmna nad Wisłą, Czarnego, Czerwonego Boru koło Łomży, Głogowa, Gorzowa Wielkopolskiego, Rawicza, Trzebiatowa, Unieścia, natomiast ci drudzy do: Chełma, Jarosławia, Węgorzewa.
Tej formie represji poddano w stanie wojennym niespełna dwa tysiące osób – co najmniej 1447 rezerwistów powołanych na „ćwiczenia”, a także 264 poborowych skierowanych do odbycia zasadniczej służby wojskowej w specjalnie wytypowanych wcześniej jednostkach, określanych przez nich mianem wojskowych obozów specjalnych.
„Znajduje się tam około 450 osób w wieku od 24 do 46 lat, które brały czynny udział w działalności NSZZ +Solidarność+. Wśród nich można spotkać przewodniczących komisji zakładowych, jak również prostych pracowników. Są tam prawnicy, inżynierowie, nauczyciele, górnicy, robotnicy i nawet artyści z całej Polski […] Żadna z tych osób nigdy nie była w wojsku i wcielono ich nie bacząc na ich stan zdrowia. Znajdują się wśród nich tacy, którzy przebyli niedawno operację chirurgiczną, mieli wyciętą część żołądka, nie mają palców, chodzą o laskach, noszą okulary powyżej 5,5 dioptrii, czyli ludzie, którzy w normalnych warunkach nigdy by nie byli wcieleni do wojska” – relacjonowała jedna z osób odwiedzających jednostkę wojskową w Czerwonym Borze. I trzeba od razu dodać, że nie był to bynajmniej wyjątek, lecz norma.
Osoby wcielane do ludowego WP w celu odbycia „przeszkolenia” czy zasadniczej służby wojskiej pod koniec 1982 r. były typowane przez Wojskową Służbę Wewnętrzną, a nie – jak to było praktykowane przy normalnym poborze – przez wojskowe komendy uzupełnień. Zresztą wojskowa bezpieka (WSW) ściśle przy tym doborze kooperowała ze Służbą Bezpieczeństwa. „Proszę do dnia 23.10.1982 r. wytypować osoby rekrutujące się z dużych zagrożonych zakładów pracy podejrzanych o: inspirowanie i organizowanie ostatnich strajków i zajść ulicznych, aktywne występowanie przeciwko tworzeniu nowych związków zawodowych, czynną wrogą działalność (np. druk, kolportaż, łącznikowanie itp.), a nie nadających się z różnych powodów do internowania lub zatrzymania” – nakazywał zastępcom komendantów wojewódzkich Milicji Obywatelskiej ds. SB dyrektor Departamentu V MSW.
Głównym celem powołania do wojska opozycjonistów było osłabienie opozycji przed zapowiadanym na 10 listopada 1982 r. przez władze podziemnej „Solidarności” (Tymczasową Komisję Koordynacyjną) protestem przeciwko delegalizacji związku. Protestem, którego tak obawiały się peerelowskie władze.
Początkowo zresztą całą operacją zamierzano objąć zdecydowanie większą grupę osób. Zachowały się cząstkowe listy osób, które miały z powodów politycznych trafić do wojska, sporządzone przez cywilną bezpiekę. Na jednej z nich przygotowanej przez Departament III MSW (we współpracy z wydziałami III komend wojewódzkich MO znalazło się 386 osób, w tym m.in. 84 pracowników naukowych, 20 studentów i 11 uczniów. Wśród osób wytypowanych z terenu województwa gdańskiego na pierwszym miejscu znalazł się Donald Tusk, na trzecim Lech Kaczyński, a na czwartym obrońca w procesach politycznych stanu wojennego Jacek Taylor. Notabene ci dwaj ostatni zostali zaliczeni do kategorii osób niepracujących, których na tej liście było aż 90. Żaden z nich jednak ostatecznie na „przeszkolenie wojskowe” nie trafił. Podobnie jak zresztą wiele innych osób umieszczonych na tej liście.
Inni mieli jednak mniej szczęścia, trafili do specjalnie wytypowanych jednostek wojskowych. Zdarzało się, że byli przetrzymywani w skandalicznych warunkach – niekiedy mimo mroźnej zimy w namiotach (Chełmno), czy też w wagonach kolejowych (Czerwony Bór). „Był to pięćdziesięciometrowy pas ziemi między Wisłą i wałem przeciwpowodziowym. Przerażające miejsce na wypadek powodzi nocnej” – wspomina skierowany na „ćwiczenia” do Chełmna Jerzy Olszewski. I dodaje, zapewne nie bez racji: „Do dzisiaj uważam, że to nie przypadek”. Wysłanych do wojska starano się odseparować zarówno od „zwykłych” żołnierzy, jak i od ludności cywilnej. „Po pewnym czasie dowiedzieliśmy się, że wśród mieszkańców Rawicza rozpowszechniono informacje, że jesteśmy bandą kryminalistów, złodziei i wykolejeńców” – twierdzi Edward Kluczyński.
Poddawano ich przesłuchaniom, rewizjom oraz innym szykanom. „Po pierwszym zbiorowym wysłuchaniu mszy św. poinformowano kategorycznie, że tego rodzaju +manifestacje+ są niedopuszczalne” – pisano na łamach „Toruńskiego Informatora Solidarności” o Trzebiatowie. „Nie było żadnych szkoleń wojskowych, ale pobrali nam za to odciski palców. Cały czas odbywały się przesłuchania” – wspomina z kolei Leszek Jaranowski, „pensjonariusz” Czerwonego Boru. Byli również zmuszani do ciężkiej, najczęściej zresztą bezsensownej pracy. Tak zapamiętali swoje „szkolenie” skierowani do Unieścia: „polegało na wykonywaniu ciężkich prac fizycznych przy budowie strzelnicy na kilkunastostopniowym mrozie […] Najczęściej zrywano zamarzniętą darń, przenoszono materiały budowlane, duże płyty chodnikowe, wycinano drzewa, czy kopano głębokie doły, które później inni zasypywali”…
Obowiązkowo oglądaliśmy "Dziennik Telewizyjny", po którym odbywały się szkolenia polityczne pułkownika Gruchota lub Grzmota. Cały czas nas prowokował, aby ktoś się wychylił z "wrogim" komentarzem […] Ten, który to zrobił najpierw był publicznie sponiewierany a następnie najbliższą godzinę spędzał biegając wkoło boiska w pełnym oporządzeniu
Wysłanych do wojska działaczy opozycji poddano (podobnie jak internowanych) indoktrynacji politycznej prowadzonej przez aparat polityczno-wychowawczy ludowego WP. „Obowiązkowo oglądaliśmy +Dziennik Telewizyjny+, po którym odbywały się szkolenia polityczne pułkownika Gruchota lub Grzmota. Cały czas nas prowokował, aby ktoś się wychylił z +wrogim+ komentarzem […] Ten, który to zrobił najpierw był publicznie sponiewierany a następnie najbliższą godzinę spędzał biegając wkoło boiska w pełnym oporządzeniu” – wspomina Jacek Pawłowicz skierowany do Węgorzewa w celu odbycia zasadniczej służby wojskowej.
Zarówno rezerwiści, jak i poborowi byli również oczywiście inwigilowani. Zarówno przez agenturę Wojskowej Służby Wewnętrznej – wywodzącą się głównie z kadry wojskowej, jak i Służby Bezpieczeństwa przekazanej na czas służby wojskowej WSW. W tym drugim przypadku byli to, na szczęście nieliczni, spośród opozycjonistów wysłanych „w kamasze”. Jak wynika np. z notatki dot. „stanu pracy operacyjnej wśród powołanych do wojska działaczy antysocjalistycznych” z końca listopada 1982 r. wśród kadry zawodowej i dowódców drużyn WSW dysponowała 75 agentami, wśród „wcielonych ekstremistów” udało się pozyskać kolejnych 9. Ponadto 4 kolejnych agentów wcielono do wojska w celu inwigilacji kolegów oraz 1 przejęto od SB.
Mimo inwigilacji i surowych kar za wszelkie przejawy oporu opozycjoniści protestowali, najczęściej podejmując głodówki, odmawiając oglądania „Dziennika Telewizyjnego” czy też wznosząc „wrogie okrzyki” lub wykonując „wrogie napisy”, jak np. „Niech żyje +Solidarność+”. Podobnie jak ich internowani koledzy wytwarzali pocztę obozową – okolicznościowe koperty, stemple, znaczki.
Niestety do dzisiaj nie udało się ukarać nikogo spośród odpowiedzialnych za tę formę represji – sprawa karna w tej sprawie ciągnie się od kilku lat, a jej końca nie widać. Na szczęście jednak w ostatnim czasie państwo postanowiło uznać kierowanie do wojska z powodów politycznych w stanie wojennym za represję i zadośćuczynić (przynajmniej symbolicznie) pokrzywdzonym. Wcześniej, bowiem sądy wolnej Polski często jej nie dostrzegały, czy też nie chciały dostrzec…
Grzegorz Majchrzak
źródło: MHP
ls