6 listopada 1939 r. naziści aresztowali w Krakowie 183 osoby – wśród nich wybitnych profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, Akademii Górniczej i Akademii Rolniczej. Zatrzymanych osadzono w KL Sachsenhausen, gdzie doświadczyli niemieckiego terroru. Nie wszyscy przeżyli represje i trudy obozowego życia.
Podstępne uwięzienie krakowskich uczonych w dniu 6 listopada 1939 r. (…) było ciosem, przygotowanym przez nazistów z premedytacją przez wiele lat poprzedzających wybuch II wojny światowej. Jego celem było przede wszystkim unicestwienie narodu polskiego, a zwłaszcza elity kulturalnej – inteligencji – podkreśla Henryk Pierzchała w książce „Wyrwani ze szponów Państwa-SS. Sonderaktion Krakau 1939-1941”.
19 października 1939 r., pomimo trwającej od półtora miesiąca okupacji Krakowa (wojska niemieckie zajęły miasto 6 września), Senat UJ postanowił o rozpoczęciu nowego roku akademickiego – już 576. w historii uczelni. Decyzję tę motywowano niemieckim wezwaniem do wznowienia przez wszystkie instytucje „normalnej pracy”. Pierwsze zajęcia zaplanowano na 6 listopada, dwa dni wcześniej miała się odbyć inauguracyjna msza św. w kościele akademickim św. Anny.
Niemiecki komisarz miasta Ernst Zörner nie wyraził sprzeciwu na przedstawiony mu przez rektora UJ prof. Tadeusza Lehra-Spławińskiego zamiar rozpoczęcia zajęć akademickich. Inaczej do tego pomysłu nastawiony był dr Bernard Rust, urzędujący w Berlinie minister nauki, wychowania i oświaty III Rzeszy. W piśmie z 31 października do generalnego gubernatora Hansa Franka pisał: Stosownie do nadchodzących do mnie wiadomości profesorowie polskiego Uniwersytetu Krakowskiego zamierzają ponownie go otworzyć 6 listopada 1939 r. Przekazuję o tym wiadomość z prośbą, aby w każdym przypadku przeszkodzić w ponownym uruchomieniu Uniwersytetu Krakowskiego.
Aby cel ten osiągnąć, okupanci posunęli się do zastosowania podstępu. Mjr SS Bruno Müller, dowódca 2/I Specjalnego Oddziału Operacyjnego Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa SS, już 3 listopada, na spotkaniu z rektorem UJ, zapowiedział swoją obecność w murach uczelni na 6 listopada. Tego dnia, przed południem, Collegium Novum UJ, gdzie miał odbyć się „gościnny wykład” mjr. Müllera, otoczyli funkcjonariusze SS. Wielu z nich oczekiwało na swe przyszłe ofiary na korytarzach.
Przemawiając zgodnie z planem do profesorów i innych pracowników naukowych krakowskich uczelni mjr SS Bruno Müller powiedział: "Moi panowie, zwołałem was, aby wam powiedzieć, że Uniwersytet Krakowski był zawsze ogniskiem antyniemieckich nastrojów, w tym duchu nieżyczliwym wychowywał młodzież. Teraz panowie próbowali otworzyć uniwersytet, nie pytając się nas; panowie próbowali odbywać egzaminy nie pytając się nas. Dlatego zostaniecie aresztowani i posłani do obozu. Żadne sprostowania nie są dopuszczalne. Kto stawi opór przy przeprowadzeniu mojego rozkazu, będzie zastrzelony".
Po tych słowach przedstawiciele polskich elit zostali aresztowani – łącznie zatrzymano 183 osoby. Największą grupę spośród nich stanowili profesorowie i docenci UJ – było ich 105. Do niemieckiej niewoli poszło też 33 innych pracowników dydaktycznych oraz dwaj studenci. Wśród zatrzymanych byli też naukowcy z innych krakowskich uczelni – 21 profesorów i docentów oraz jeden adiunkt z Akademii Górniczej oraz czterech profesorów z Akademii Handlowej. Ponadto Niemcy uwięzili profesora Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz 15 innych osób, niezwiązanych z kadrą akademicką.
"Podstępne uwięzienie krakowskich uczonych w dniu 6 listopada 1939 r. (…) było ciosem, przygotowanym przez nazistów z premedytacją przez wiele lat poprzedzających wybuch II wojny światowej. Jego celem było przede wszystkim unicestwienie narodu polskiego, a zwłaszcza elity kulturalnej – inteligencji" – podkreśla Henryk Pierzchała w książce „Wyrwani ze szponów Państwa-SS. Sonderaktion Krakau 1939-1941”.
Wśród aresztowanych – oprócz rektora UJ prof. Lehr-Spławińskiego – byli wybitni naukowcy, m.in. profesorowie: ks. Konstanty Michalski, Stanisław Estreicher, Tadeusz Kowalski, Seweryn Hammer, Ludwik Piotrowicz, Feliks Rogoziński, Fryderyk Zoll i Władysław Konopczyński.
Ten ostatni, który zasłynął jako pomysłodawca Polskiego Słownika Biograficznego, wybitny znawca dziejów nowożytnych, zapamiętał, że cały „wykład” mjr. Müllera trwał zaledwie 6-7 minut. Chwila osłupienia – i zaraz ostre wrzaski: „Rasch, rasch, Alle raus!” Kilku poważniejszych profesorów, między innymi Stanisław Estreicher, podniosło ręce na znak, że proszą o głos, ale Müller do tego nie dopuścił, wskazując rektorowi drzwi na korytarz – pisał Konopczyński dodając, że ten sam prof. Estreicher został później kopnięty i spoliczkowany tylko za to, że „się z gniewem obejrzał”.
Aresztowanych załadowano następnie przy użyciu siły fizycznej do ciężarówek, które przewiozły ich więzienia przy ul. Montelupich, podlegającego Gestapo. Żadnego śledztwa ani wyjaśnienia. Wniesiono do naszej kaplicy klozet; potem kocioł gorącej nie słodzonej „kawy”; jeszcze później dano każdemu pajdę chleba. Na noc pokładliśmy się pokotem na podłodze (…). Rano obeszło się bez mycia i jedzenia. Około dziewiątej wywołano wszystkich na podwórze – i wywieziono dalej – wspominał prof. Konopczyński.
Jak się okazało, naukowców osadzono na krótki czas w koszarach wojskowych przy ul. Mazowieckiej. Wówczas łudzono się jeszcze, że profesorowie zostali zakładnikami przed obchodzonym 11 listopada Świętem Niepodległości i zostaną po tej dacie wypuszczeni. Aresztowanych przewieziono jednak do Wrocławia. Stamtąd, 27 listopada, 169 krakowskich uczonych przetransportowano koleją do Oranienburga koło Berlina. Osadzono ich w tzw. obozie ochronnym, wchodzącym w skład kompleksu obozowego Sachsenchausen-Oranienburg. Podczas wyładunku wielu zaawansowanych wiekowo profesorów musiało znosić bicie i zniewagi. Na placu apelowym „przywitał” ich Rudolf Höss, późniejszy komendant obozu Auschwitz-Birkenau.
Przyjęcie profesorów odbyło się na obszernym dziedzińcu, gdzie ich trzymano zdrożonych, z walizami u nóg, około półtorej godziny pod lodowatym listopadowym deszczem, w blasku lamp łukowych, przezwanych „słońcem Sachsenhausen”. Zdawało się, że nikogo nie ominie zapalenie płuc. Przez ten czas odbywało się coś w rodzaju „obłaskawiania niewolników” – kpiące rozmówki, zapytania, urągliwe koncepty. Jednemu z profesorów zdjął strażnik kapelusz, melonik z głowy, zgniótł go i nasadził na odwrót, zanosząc się od śmiechu… - napisano w „Głosie Polskim” z 20 czerwca 1940 r., wydawanym przez tajne Biuro Polityczne Komitetu Porozumiewawczego Stronnictw Politycznych.
Naukowcy otrzymali stare, łatane kurtki od niemieckich mundurów, pasiaste czapki i spodnie; od innych więźniów odróżniały ich czerwone trójkąty oznaczające „więźniów politycznych”. Ogolono im głowy i zakwaterowano w barakach. 'Profesorowie żydowskiego pochodzenia oraz księża zostali odseparowani od reszty. (…) w baraku sprawdzano po zapisaniu różnych personaliów, między innymi znajomość obcych języków, odbierano zegarki, pieniądze, kosztowności, pledy, potem kazano się rozbierać do naga dla oględzin lekarskich, strzyżono przy skórze głowy i golono twarze, oblewano gorącym prysznicem i przebierać się kazano…" - pisał we wspomnieniach prof. Konopczyński.
Naukowców zwolniono od ciężkiej pracy w tzw. obozowych komandach, ale stosowano wobec nich inne represje znęcając się m.in. poprzez zmuszanie profesorów do wielogodzinnego stania w bezruchu, często przy niekorzystnej pogodzie. Profesor Kazimierz Stołyhwo wspominał jeden z apeli w Wielką Środę przed Wielkanocą: Staliśmy wówczas, a później klęczeliśmy na głodno – bez kolacji od 6 do 10 wieczorem. Zanosiło się na to, że będziemy stać całą noc! Ponieważ padał wówczas deszcz chłodny na przemian ze śniegiem – perspektywa była więc smutna – że przemokniemy do ostatniej nitki. A przecież o zmianie ubrań nie można było marzyć.
Pomimo ciężkiego obozowego życia, profesorowie próbowali zwalczać jego trudy organizując m.in. dyskusje naukowe; prowadzono też kursy języków obcych.
Nie wszystkie ofiary pamiętnych aresztowań z 6 listopada 1939 r. doczekały wolności. Kilku profesorów zagranicznych zwolniono jeszcze przed wysłaniem zatrzymanych do Sachsenhausen (m.in. prof. Zolla – członka Niemieckiej Akademii Prawa). W samym obozie, z chorób i przemęczenia oraz wskutek niemieckich represji, zginęło wielu naukowców. W grudniu 1939 r. umarli m.in. profesorowie Antoni Meyer i Stanisław Estreicher. Jeszcze inni byli mordowani – jak mający żydowskie pochodzenie profesorowie Leon Sternbach i Joachim Mettalmann (zginął po przeniesieniu do obozu Mauthausen) z UJ. Łącznie zmarło lub zginęło 20 krakowskich uczonych.
8 lutego 1940 r. naziści uwolnili 103 naukowców, którzy przekroczyli 40. rok życia (wśród nich zabrakło dwunastu profesorów urodzonych przed 1900 r.). Przewieziono ich wyczerpanych do Krakowa. Kilku z nich niebawem zmarło z wycieńczenia. W niemieckiej niewoli pozostało 55 więźniów.
Uwolnienie ponadstuosobowej grupy krakowskich badaczy było możliwe dzięki akcjom dyplomatycznym polskich organizacji, m.in. Polskiego Czerwonego Krzyża oraz staraniom wielu prywatnych osób, w tym powszechnie szanowanych naukowców. O wypuszczenie przetrzymywanych bezprawnie księży apelował w liście do gubernatora Franka arcybiskup krakowski Adam Sapieha.
W marcu 1940 r. wszystkich, którzy nie mieli 40 lat, wysłano do obozu w Dachau. „Starsi” profesorowie pozostali w Sachsenhausen, skąd byli stopniowo zwalniani. Przetrzymywanych wypuszczono do 21 grudnia 1940 r. Prawie rok później obóz w Dachau opuścił ostatni krakowski naukowiec, schwytany przez Niemców pamiętnego 6 listopada 1939 r. – prof. Kazimierz Piwarski.
Waldemar Kowalski