71. rocznica Powstania Warszawskiego oprócz uroczystości w Warszawie przyniosła też niezwykłą książkę. „Teraz'44 historie” Marcina Dziedzica i Michała Wójcika to projekt wykorzystujący nowoczesną technikę fotograficzną i nieustanną obecność wspomnień o Powstaniu w mieście, na którego historię tak mocno ono wpłynęło.
O kimś kto urodził się w Warszawie w latach 60-tych kilka rzeczy można powiedzieć z dużą pewnością: idąc do szkoły przechodził codziennie koło jednej z tych poszarzałych kamiennych tablic upamiętniających miejsca zbiorowych egzekucji, przed którymi w niepokojący sposób pękały znicze, pozostawiając na chodniku zakrzepły wosk. Ktoś taki zapewne 1 sierpnia, w przerwie między koloniami a wakacjami z rodzicami, chodził wieczorem z dziadkiem na Powązki, aby spotykać znajomych o zmroku, wśród migoczących światełek, i chodził tam nie z powodów politycznych tylko tak po prostu, dlatego, że tak się robiło.
Jeśli ktoś urodził się w Warszawie w latach 60-tych w pejzażu jego miasta socrealistyczne budynki walczyły o lepsze z przedwojennymi kamienicami, a najważniejszym pomnikiem była Nike. Podwórkowe bandy dzieciaków bawiły się w strzelanie z barykady, choć nikt wtedy jeszcze nie słyszał o grupach rekonstrukcyjnych. A jeśli ktoś nie dość, że urodził się w Warszawie, to też w „powstańczej rodzinie”, to w jego świecie od dzieciństwa obecne były miejsca i zdarzenia z przeszłości. Miały one podwójne znaczenie, były częścią dwóch planów czasowych: podwórko, przez które ktoś uciekał; ulica, gdzie była barykada; adres gdzie kiedyś stał dom; brama, w której ktoś zginął; trawnik, na którym był grób.
W gruncie rzeczy książka Dziedzica i Wójcika jest projektem z pogranicza fotografii, historii, nowoczesnych technologii i psychologii. Wydobywa na światło dzienne coś co istniało w przestrzeni miejskiej w formie całkowicie ulotnej i zupełnie indywidualnej. Przenosi ludzi i wydarzenia sprzed 71 lat na dzisiejsze ulice, place, podwórka, pomiędzy współczesnych.
Cała ta wojenna, a w swoim apogeum powstańcza, rzeczywistość, była i jest obecna w Warszawie. I choć często siatki ulic i scenografia się nie zgadzają, to przeszłość jest tu namacalnie obecna. Ta pamięć o historii jest czymś innym niż Muzeum Powstania, które profesjonalnie rekonstruuje wydarzenia w odrębnym miejscu. Istnieje na każdej niemal warszawskiej ulicy, choć nie wszyscy ją odczuwają. Trzeba było ją zauważyć i nadać jej kształt. To właśnie zrobili Marcin Dziedzic i Michał Wójcik, warszawiacy urodzeni w latach 60-tych, w albumie-książce „Teraz’44 historie” wydanej przez Wielką Literę.
„Teraz'44 historie” pozornie jest książką historyczną zilustrowaną zdjęciami lub jeśli ktoś woli albumem z tekstami towarzyszącymi zdjęciom. Ale to tylko opis formy przedmiotu. W gruncie rzeczy książka Dziedzica i Wójcika jest projektem z pogranicza fotografii, historii, nowoczesnych technologii i psychologii. Wydobywa na światło dzienne coś co istniało w przestrzeni miejskiej w formie całkowicie ulotnej i zupełnie indywidualnej. Przenosi ludzi i wydarzenia sprzed 71 lat na dzisiejsze ulice, place, podwórka, pomiędzy współczesnych. Przenosi je dosłownie, bo to co najbardziej wyjątkowe w tej książce to zdjęcia łączące kadry z powstania z dzisiejszymi obrazami.
Marcin Dziedzic, twórca tych wykonanych kolaży-montaży wykonał pracę godną podziwu. Mówiąc najprościej wybrał zdjęcia z powstania, zlokalizował miejsca, w których zostały wykonane, i dokładnie tam zrobił zdjęcie współczesne, tego samego dnia i o tej samej porze. Potem precyzyjnie, komputerową techniką połączył oba obrazy: stare czarno-białe i dzisiejsze kolorowe tworząc nowy kadr, w którym zawiera się i historia i współczesność. Brzmi prosto, ale wcale takie nie było. Pracę nad projektem Dziedzic zaczął w 2013 roku. Potem jak sam mówi „zaczęły się schody”, bo okazało się, że cała praca polegała na katorżniczym dłubaniu i dokładności co do jednego piksela. Działania fotografa wymagały niewiarygodnej precyzji . Marcin Dziedzic mówi: „ważny dla mnie był konkretny dzień wykonania ze względu na światło. Czyli robienie zdjęć wchodziło w rachubę tylko w sierpniu i wrześniu przy takiej samej pogodzie, jaka była 70 lat wcześniej. No i o tej samej porze”.
W każdym miejscu fotografik robił od kilkunastu do 30, 40 zdjęć, w ostatecznej kompozycji wykorzystywał nawet 10. Każdemu zdjęciu – efektowi ostatecznemu towarzyszą na jego odwrocie dwa kadry: oryginalny, powstańczy i współczesny. Oba są szczegółowo opisane: jeden na podstawie źródeł historycznych, przy drugim autor relacjonuje okoliczności powstawanie zdjęcia. Czasami są one zdumiewające i uzyskanie efektu ostatecznego wymagało nie tylko perfekcyjnej komputerowej obróbki ale przede wszystkim pomysłowości i wyobraźni.
Aby zrobić zdjęcie okładkowe, numer 27, na którym widać chwilę gdy pocisk wystrzelony z moździerza trafia w Prudential, Marcin Dziedzic musiał nie tylko zlokalizować dom na Kopernika 28, odszukać lokatorów odpowiedniego mieszkania, ale przede wszystkim domyśleć się, że po wojnie nadbudowano tu jedno piętro i aby uzyskać identyczna perspektywę zdjęcie trzeba zrobić je nie jak powstaniec Sylwester Braun „Kris” - z dachu ale z okna na ostatnim piętrze. Przy innym zdjęciu, numer 18, aby uzyskać perspektywę identyczną z widoczną na zdjęciu Eugeniusza Lokajskiego „Broka” (zdobycie PASTy) i w jego wąski, niezmieniony od Powstania kadr zdjęcia wprowadzić współczesność, Dziedzic wykorzystał otwarte okno przejeżdżającego samochodu.
Wszystkim 44 zdjęciom towarzyszą teksty Michała Wójcika. I zdjęcia i teksty nie mają ambicji stworzenia wyczerpującego opisu Powstania. Są kalejdoskopem zdarzeń, wciągającą mozaiką anegdot, postaci i miejsc. Tak fragmentaryzowany opis rzeczywistości jest narracją dostosowaną do dzisiejszych czasów i odbiorców.
Każde zdjęcie ma więc dwie historie i dwóch autorów. Te historyczne pochodzą w większości ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego, wiele innych dostarczyły autorowi prywatne osoby. Wszystkie przypominają o niezwykłej pracy wykonanej przez powstańczych fotografów Brauna, Bałuka, Lokajskiego, Joachimczyka, Chrzanowskiego, Grabskiego, Chojnackiego, Hanemana. Stworzyli dzieło nie do przecenienia i im właśnie zawdzięczamy tak silną obecność Powstania, i jego bohaterów: żołnierzy, sanitariuszek, łączniczek, w masowej wyobraźni. Gdyby nie oni zniknęło by nie tylko miasto, ale i ludzie. A tak stali się nieśmiertelni, i to niezależnie od tego czy w Powstaniu zginęli czy też je przeżyli, a nawet od tego czy znamy ich nazwiska czy pozostali anonimowi. Żyją nadal nie tylko w historii, ale też w tej równoległej rzeczywistości, do której zyskaliśmy dostęp dzięki pracy Dziedzica.
Wszystkim 44 zdjęciom towarzyszą teksty Michała Wójcika. I zdjęcia i teksty nie mają ambicji stworzenia wyczerpującego opisu Powstania. Są kalejdoskopem zdarzeń, wciągającą mozaiką anegdot, postaci i miejsc. Tak fragmentaryzowany opis rzeczywistości jest narracją dostosowaną do dzisiejszych czasów i odbiorców. Niektóre historie są powszechnie znane, inne, może nawet większość, autor wyłowił z morza powstańczych opowieści i literatury. Tragedia miesza się w nich z groteską, koszmar z radością.
Michał Wójcik przeczytał wszystko co o Powstaniu napisano i na potrzeby tej książki stworzył dynamiczne nowelki oparte na mnogości źródeł. Niektóre z nich towarzyszą zdjęciom wprost, przypominając uwiecznione na nich wydarzenia, inne ożywiają postaci ze zdjęć, inne jeszcze traktują zdjęcie jako punkt wyjścia do całkiem innej opowieści. Najczęściej jest to anegdota pieczołowicie wyszukana z ogromu opowieści i bez tego zapisu skazana na zapomnienie. Bo kto dziś wie i pamięta o Aresie, nieznanym mścicielu który w popowstaniowych ruinach napadał na szabrujących Niemców i własowców, albo o powstańcu Francuzie, który pojedynkował się na Mokotowie z niemieckim oficerem czy o Stanisławie Chmielu, bystrym kucharzu z Pasty, który po jej zdobyciu skojarzył, że wśród jeńców brakuje kilkudziesięciu niemieckich żołnierzy ukrytych, jak się okazało, w wentylacyjnym szybie.
Nie brakuje też historii i analiz wykorzystujących nieznane powszechnie publikacje: dzienniki Goebbelsa czy wywiady generała Pełczyńskiego. Michał Wójcik nie boi się ani groteskowych sytuacji ani tematów tabu. Nie unika spraw drażliwych takich jak traktowanie przez powstańców i warszawiaków niemieckich jeńców, a tekst o wybuchu czołgu pułapki na ulicy Kilińskiego jest jak nigdzie, bezwzględnie i do bólu, realistyczny.
Autorzy „Teraz'44 historie” nie biorą udziału w ciągle żywej dyskusji, czy Powstanie miało sens czy nie. Opowiadają historie o miejscach i ludziach. Czasami tylko w ludzkich opowieściach pada refleksja jak w historii łączniki Izy Wilbik, która ciężko ranna na Powiślu umiera w cierpieniu w szpitalu na Wilanowskiej 24. Po wojnie jakiś powstaniec powtórzył matce Izy słowa księdza, który był przy jej śmierci. Kuzynka kobiety opowiada autorowi „Te słowa brzmiały: nigdy nie widziałem takiej pięknej śmierci” i dodaje „A mnie się wydaje, że to najgłupsze, co można o tej śmierci powiedzieć”. Izabela Wilbik, „Iza” sanitariuszka z „Czaty 49”, bohaterka tej historii jest w książce obecna w szczególny sposób. Na zdjęciu numer 23, które przedstawia ją i jej dwóch kolegów na podwórku przy Wareckiej, tuż po wyjściu z kanału prowadzącego ze Starówki, obok 16-letniej Izy stoi jej współczesna kuzynka, dużo od niej starsza cioteczna wnuczka. Stoi tuż obok i opiera rękę na jej ramieniu patrząc z czułością. To najdalej idąca ingerencja fotografa w zdjęcie. Na drugim takim zdjęciu, numer 39, też wybranym przez internautów, dwóm dziarskim powstańcom stojącym na jezdni opustoszałej Brackiej w skórzanych płaszczach, hełmach i z bronią przygląda się rodzina z dziećmi, potomkowie jednego z żołnierzy. Spotykają się. Dzięki technice, na zdjęciu, ale też w wymiarze symbolicznym. I nie ma w tym taniego efektu, jest prawdziwa emocja.
Wykorzystanie historycznych zdjęć dokumentujących tragiczne wydarzenia i perfekcyjne dobranie i fotomontażu łączący ze współczesnymi kadrami może oburzyć. (...) Marcin Dziedzic, rozstrzyga te potencjalne wątpliwości przedstawiając swoje intencje w otwierającej książkę rozmowie z Michałem Wójcikiem „powiedzmy to tak: tablica pamiątkowa w miejscu walk powstańczych jest ważna, ale wyobraźni raczej nie uruchomi, a pamięć tak naprawdę nie żyje w kamieniu, tylko właśnie w naszej wyobraźni. Jeśli uda się ją przenieść dalej w przyszłość, w kolejne pokolenia, to fajnie. I chyba dobrze?... Bez chyba. Tak. Dobrze.”
Wykorzystanie historycznych zdjęć dokumentujących tragiczne wydarzenia i perfekcyjne dobranie i fotomontażu łączący ze współczesnymi kadrami może oburzyć. Ktoś może uznać to za zabawę nie na miejscu. Komentarze pod istniejącą od lipca 2014 stroną internetową Teraz44, która miała setki tysięcy wejść, były jednak pozytywne. Autorzy sami nie byli wolni od obaw. Otwarcie zastanawiali się czy nie ma w takim potraktowaniu historii jakiegoś nadużycia, czy ktoś może projekt zinterpretować jako komercyjną grę z historią. Marcin Dziedzic, rozstrzyga te potencjalne wątpliwości przedstawiając swoje intencje w otwierającej książkę rozmowie z Michałem Wójcikiem „powiedzmy to tak: tablica pamiątkowa w miejscu walk powstańczych jest ważna, ale wyobraźni raczej nie uruchomi, a pamięć tak naprawdę nie żyje w kamieniu, tylko właśnie w naszej wyobraźni. Jeśli uda się ją przenieść dalej w przyszłość, w kolejne pokolenia, to fajnie. I chyba dobrze?... Bez chyba. Tak. Dobrze.”
Autor zdjęć nie zdążył z tą książką na 70. rocznicę Powstania, tak wiele wymagała pracy. Ale może to i lepiej. Kiedy dziś ukazuje się „Teraz'44 historie” Marcina Dziedzica i Michała Wójcika można mieć pewność, że nie zginie w natłoku rocznicowych wydarzeń. Wyjątkowość tego projektu, który sami twórcy nazywają „wehikułem czasu” pozwoli trwać Powstaniu Warszawskiemu w przestrzeni miasta i pamięci mieszkańców. Przez „okno w czasie” będą mogły przechodzić kolejne pokolenia. Każdy kto czyta tę książkę znajduje „swoje zdjęcie”, to które jest mu najbliższe, najbardziej do niego przemawia. Może to, numer 40, na którym powstańcy, mieszając się z dzisiejszymi przechodniami, energicznym krokiem schodzą w dół Tamką, po broń. Może numer 41, to, na którym kapral podchorąży Tuleja, „Niedźwiedź” z kompanii „Koszta”, z zawadiackim uśmiechem wjeżdża w Moniuszki od strony Marszałkowskiej i nic wokół nie jest takie jakie było kiedyś. Może to, numer 24, na którym szczupła dziewczyna w ogromnym luźnym kombinezonie, anonimowa łączniczka - trendsetterka z batalionu „Sokół” stoi na rogu Brackiej i Nowogrodzkiej, dokładnie pod Vitkacem. Takie wybrane zdjęcie pozostaje z czytelnikiem, jest jak „okno w czasie”. Przez nie patrzymy na Powstanie albo może pozwalamy powstańcom na chwilę przenieść się w dzień dzisiejszy.
„Teraz'44 historie”, Marcin Dziedzic i Michał Wójcik, wydawnictwo Wielka Litera
Paulina Stolarek