Kilkadziesiąt lat temu, przed pojawieniem się Agnieszki Radwańskiej, polski tenis miał zawodniczkę w światowej czołówce i wicemistrzynię Wimbledonu z 1937 roku - Jadwigę Jędrzejowską (Galert), urodzoną 100 lat temu, a dokładnie 15 października 1912 roku. Przyszła na świat tak blisko kortów katowickiego Baildonu, że śmiało mogła napisać w swych wspomnieniach: "Urodziłam się na korcie, niemal z piłką tenisową i rakietą w ręku".
Najpierw podawała piłki zawodnikom, marząc o grze na ceglanej nawierzchni kortu, a potem rywalizowała z najlepszymi na świecie, także z koronowanymi głowami na kortach w Nicei i w innych obleganych kurortach.
W latach II wojny światowej król Szwecji Gustaw V, który był jej partnerem z kortów, nawet wystosował do władz okupacyjnych zaproszenie proponując Jadwidze Jędrzejowskiej azyl w swym kraju, zachowującym neutralność. Monarsze się ponoć nie odmawia, ale popularna na Zachodzie "Dża-dża" (nazywano ją tak ze względu na trudne do wymówienia imię nazwisko) nie przyjęła wielkodusznej propozycji i została w kraju.
Apogeum kariery Jędrzejowskiej przypadło na lata międzywojenne. W 1937 r. Jadwiga Jędrzejowska była bliska triumfu w prestiżowym turnieju na wimbledońskiej trawie, gdzie w finale przegrała z Angielką Dorothy Round 2:6, 6:2, 5:7, prowadząc w trzecim secie 4:2 i 30:15.
Jak przyznała po wojnie nie miała rakiety w ręku przez całą okupację, bo gdyby to zrobiła Niemcy wymusiliby na niej występy w "brunatnych" barwach. Gra w tenisa była dla Polaków zabroniona, choć gdzieniegdzie, po kryjomu, odbijano piłki, jak np. w Warszawie za Instytutem Głuchoniemych przy Placu Trzech Krzyży.
Apogeum kariery Jędrzejowskiej przypadło na lata międzywojenne. W 1937 r. Jadwiga Jędrzejowska była bliska triumfu w prestiżowym turnieju na wimbledońskiej trawie, gdzie w finale przegrała z Angielką Dorothy Round 2:6, 6:2, 5:7, prowadząc w trzecim secie 4:2 i 30:15.
Niektóre źródła utrzymują, że Polka prowadziła w trzecim secie 4:1 (teoretycznie osiem piłek dzieliło ją od zwycięstwa). W nagrodę za grę w finale otrzymała wówczas bon towarowy wartości 3,5 funta i klubową plakietkę z napisem "runner-up" (finalistka).
Po wojnie grała jeszcze z wielkim powodzeniem, kończąc karierę z rekordową liczbą 22 tytułów mistrzyni Polski (pierwszy z tych tytułów zdobyła w 1928 r., a ostatni w 1964 r.). Zmarła 28 lutego 1980 r.
W 2012 roku, na niespełna cztery miesiące przed setną rocznicą jej urodzin, o Jędrzejowskiej znów przypomniano sobie na kortach londyńskiego The All England Lawn Tennis and Croquet Club. Wszystko za sprawą Agnieszki Radwańskiej, która osiągnęła swój pierwszy wielkoszlemowy finał w karierze właśnie w Wimbledonie.
Do tego 23-letniej krakowiance udało się to mimo zapalenia krtani i dość uciążliwych objawów mocnego przeziębienia, z jakimi zmagała się przez cały drugi tydzień turnieju. Mimo to w decydującym pojedynku przez trzy sety stawiała dzielnie opór faworyzowanej Amerykance Serenie Williams, zanim przegrała z byłą liderka rankingu WTA Tour 1:6, 7:5, 2:6.
Ten sukces, osiągnięty siedem lat po juniorskim triumfie w Wimbledonie, pozwolił Radwańskiej po raz pierwszy w karierze awansować na drugie miejsce klasyfikacji tenisistek. Jej awans do "dorosłego" finału w Londynie wzbudził spore zainteresowanie dziennikarzy z całego świata, ale i wspomnienia z przeszłości.
Na konferencji prasowej po wygranym półfinale dziennikarka "The Thimes", łamiąc sobie język pytała: "Co wiesz o Dża...Dżadżwydża Dżendżedżowska? Czy coś o niej słyszałaś w dzieciństwie?".
"Myślę, że chodzi o Jadwigę Jędrzejowską" - odpowiedziała z uśmiechem Radwańska.
"Nigdy nie widziałam jej gry, ale znam jej nazwisko. Wiem, że była tu finalistką wiele lat temu. Nie pamiętam dokładnie roku, ale to było bardzo dawno temu i chyba przegrała tu w trzech setach. Cieszę się, że jako druga Polka wystąpię w finale Wimbledonu" - dodała. (PAP)
pc/ tod/