Biegli uznali, że armata znaleziona u mieszkańca podostródzkiej wsi, nie jest repliką broni i zgodnie z przepisami konieczne jest na nią zezwolenie. W poniedziałek w Ostródzie odbyła się druga rozprawa w procesie mężczyzny, oskarżonego o posiadanie bez zezwolenia armaty. Mężczyzna nie przyznaje się do winy; twierdzi, że armata jest repliką broni, na którą nie trzeba pozwolenia.
Biegli z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia uznali jednak inaczej. Według specjalistów armata znaleziona u oskarżonego jest podobna do tzw. hufnicy z XV i XVI w.
Dr Wiesław Skarbek z Instytutu, który sporządził opinię będącą podstawą aktu oskarżenia, powiedział przed sądem, że zarekwirowana armata nie jest repliką, bo nie jest to wierna kopia dawnej armaty. Według niego technologia wykonania lufy i części składowych armaty znalezionej u mieszkańca podostródzkiej wsi jest inna niż technologia wykonywania armat pochodzących z tamtego okresu.
"Lufy armat z tamtego okresu, zdaniem Instytutu, były wykonywane metodą odlewu ze stopów metali, czyli brązów, a zarekwirowana armata jest wykonana technologią współczesną, ze stali stopowej używanej współcześnie do wyrobu luf" - powiedział dr Skarbek. Dodał, że nie zna współczesnych wytwórców armat bojowych, zaś jedynym ośrodkiem, który produkuje armaty czołgowe, jest huta Stalowa Wola.
Zaznaczył, że Instytut badał także armatę, chcąc dać odpowiedź na pytanie, czy w ostatnich latach z niej strzelano. Jak powiedział, badania wykazały, że nie była ostatnio używana oraz że była uszkodzona prawdopodobnie z powodu użycia zbyt dużej ilości prochu. Biegły podkreślił, że użytkownik próbował ją naprawiać i spawać uszkodzone elementy.
Sąd Rejonowy w Ostródzie uznał, że opinia przygotowana przez Wojskowy Instytut nie jest pełna, bo nie zawiera aspektu historycznego. Dlatego powołał kolejnego biegłego z Muzeum Wojsk Lądowych z Bydgoszczy. Kolejną rozprawę wyznaczono na 25 października.
Prokurator zarzuca 36-letniemu mieszkańcowi powiatu ostródzkiego, że przechowywał przez co najmniej 10 lat na swej posesji nielegalną broń, jaką jest armata. Grozi mu za to do 8 lat więzienia.
Oskarżony na poprzedniej rozprawie powiedział, że armatę czarnoprochową nabył 10 lat temu na Polach Grunwaldzkich od nieznanego mu mężczyzny, który był członkiem grupy rekonstrukcyjnej podczas obchodów rocznicowych. Dodał, że nabył ją "w dobrej wierze, nie dopuszczając myśli, że jest nielegalna". Przyznał, że strzelał z armaty "parę razy, ale były to wyłącznie wystrzały na wiwat" przy specjalnych okazjach.
Na trop mieszkańca podostródzkiej miejscowości ABW i prokuratorzy wpadli, prowadząc postępowanie w sprawie polskiego wątku terrorysty z Norwegii Andersa Breivika. Okazało się, że Norweg przygotowując się do zamachu, zaopatrywał się w chemikalia w sklepie internetowym w Polsce. Śledczy zaczęli sprawdzać innych klientów sklepu i w ten sposób trafili do właściciela armaty spod Ostródy. (PAP)
ali/ itm/ gma/