Amerykański bombowiec Douglas A-20 z II wojny światowej, wydobyty na początku października z Bałtyku, stanął na placu obok warsztatu konserwatorskiego w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie – poinformował w piątek PAP dyrektor muzeum Krzysztof Radwan.
Wrak dotarł do Krakowa w miniony weekend, ale najpierw wolne dni, a potem trudności techniczne, np. konieczność rozebrania bramy i wymiany 35-tonowego dźwigu na 50-tonowy, opóźniły rozładowanie przesyłki. Ostatecznie bombowiec został rozładowany z lawety w czwartek wieczorem.
Został ustawiony na stanowisku polowym, gdzie zostanie poddany dokładnemu czyszczeniu, a następnie obudowany namiotem foliowym i poddany konserwacji. W tunelu zostanie zamontowana dmuchawa, która będzie utrzymywać temperaturę w granicach zera stopni. "Zależy nam na niskiej temperaturze, ponieważ proces korozji w niskich temperaturach przebiega wolniej" – podkreślił dyr. Radwan.
Jako szczególnie trudną określił operację czyszczenia wraku. "Wrak wydobyty z wody ważył ponad 21 ton, po oczyszczeniu w Gdańsku zostało 18 ton i tyle przyjechało do Krakowa. Tymczasem z naszych obliczeń wynika, że samego samolotu zachowało się ok. 6-7 ton, bo cały gotowy do lotu samolot ważył 12 ton. Musimy zatem ze zbiorników paliwa i innych zakamarków wypłukać ponad 10 ton materiału mineralnego, który się tam nagromadził przez 70 lat" – powiedział dyrektor. "Zadanie jest niezwykle ambitne i musi być szybko robione" – podkreślił. Jego zdaniem, proces czyszczenia potrwa od półtora do dwóch miesięcy.
Bombowiec znaleziony w Bałtyku latał w barwach sowieckich jako jeden z ponad 2,9 tys. egzemplarzy przekazanych ZSRR przez Amerykanów w 1942 r. w ramach programu Lend-Lease. Na jego skrzydle zachowała się czerwona gwiazda, a pod nią amerykańskie znaki. To wyjątkowy zabytek - z prawie 7,5 tys. zbudowanych sztuk do dziś na świecie zachowało się jedynie 16 lub 17.
Proces przygotowywania samolotu do ekspozycji potrwa natomiast ok. trzech lat. Z kilku rozważanych koncepcji prezentowania wraku wyłania się obecnie koncepcja prezentowania go w akwarium z dnem morskim, ale bez wody, w otoczeniu innych eksponatów, wydobytych z innych eksploracji wodnych. "Ta koncepcja wydaje się najbardziej ciekawa, ponieważ może być to nawet ekspozycja plenerowa, oczywiście zadaszona" – podkreślił dyr. Radwan. Wcześniej mówił o możliwości prezentowania wraku w formie destruktu, prezentowania go po uzupełnieniu fantomowo o bryłę samolotu lub prezentacji w basenie wypełnionym wodą.
Na wrak Douglasa A-20 natrafili wiosną 2013 r. podczas prac pomiarowych pracownicy Instytutu Morskiego w Gdańsku. Bombowiec leżał na głębokości ok. 15 metrów, ok. czterech kilometrów od Rozewia. Podniesienia z dna podjęli się konserwatorzy – nurkowie z Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku pod kierunkiem Iwony Pomian.
Lekki bombowiec produkcji Douglas Aircraft Company był w początkowej fazie II wojny światowej podstawowym bombowcem armii USA, zamawianym także przez siły zbrojne Wielkiej Brytanii oraz Francji. Znany był także pod takimi nazwami, jak Douglas Boston lub nocny myśliwiec Douglas Havoc. W 1942 r. został zastąpiony przez nowsze konstrukcje.
Obiekt znaleziony w Bałtyku latał w barwach sowieckich jako jeden z ponad 2,9 tys. egzemplarzy przekazanych ZSRR przez Amerykanów w 1942 r. w ramach programu Lend-Lease. Na jego skrzydle zachowała się czerwona gwiazda, a pod nią amerykańskie znaki. To wyjątkowy zabytek - z prawie 7,5 tys. zbudowanych sztuk do dziś na świecie zachowało się jedynie 16 lub 17.
Egzemplarze Douglasa A-20 znajdują się m.in. w USA, Australii, Brazylii, Wielkiej Brytanii i Rosji.
Samolot jest w złym stanie, stąd tak długi przewidywany okres konserwacji; brakuje mu przedniej części z kabiną, z części ogonowej zachowało się tylko stanowisko strzelca. We wnętrzu bombowca znaleziono wiele elementów wyposażenia, takich jak karabiny maszynowe czy różnego rodzaju urządzenia pokładowe, słuchawki pilota i radio. Na aparaturze zachowały się napisy wykonane cyrylicą.
Z dostępnych relacji wynika, że załoga samolotu zdołała z niego wyskoczyć zanim spadł do morza.
Do pierwszej próby podniesienia wraku z dna morza doszło jesienią ub. roku. Wyłowienie bombowca uniemożliwiły wysokie fale na Bałtyku. Skutecznie zrobiono to na początku października br.
Uroczystość przekazania wraku bombowca do Muzeum Lotnictwa Polskiego odbyła się w 3 listopada w Porcie Wojennym w Gdyni-Oksywiu. "To wzorcowy przykład na to, że kiedy trzeba ratować dziedzictwo kulturowe, a takim niewątpliwie jest ten wrak, to wszystkie siły są gotowe zewrzeć szeregi i dokonać tego, co się udało, a był to wysiłek ogromny" - powiedziała wówczas minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska, przypominając, że w akcję wydobycia samolotu z dna Bałtyku zaangażowane były resorty kultury, obrony narodowej, Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku oraz firma Lotos Petrobaltic. (PAP)
hp/ dym/