Katolicki akt apostazji przypomina średniowieczne praktyki wykluczenia ze społeczności ludzkiej. W oczach Kościoła człowiek, który go dokonał, umarł - opisuje historyk religii prof. Zbigniew Mikołejko. Dodaje, że jednocześnie rzeka wiernych odpływa z Kościoła dyskretnie. "Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, ale przez wiele wieków w historii wspólnota ludzka nie była wspólnotą narodu, czy państwa, ale wspólnotą wiary. Jeśli ktoś się tej wiary wyrzekał, stawiał się poza społeczeństwem" - wyjaśnia prof. Mikołejko.
Na ziemiach polskich w czasach średniowiecznych za odejście od katolicyzmu groziła śmierć. Rzadko tę karę wymierzano, głównie dlatego, że szlachta chroniła się wzajemnie przed odwetem władz. Ale takie przypadki miały miejsce. W dodatku odszczepieniec nierzadko okryty był infamią, więc chowano go w nieoznaczonym grobie, twarzą w dół, poza cmentarzem. Symbolicznym miejscem grzebania infamisów były rozstaje dróg.
"Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, ale przez wiele wieków w historii wspólnota ludzka nie była wspólnotą narodu, czy państwa, ale wspólnotą wiary. Jeśli ktoś się tej wiary wyrzekał, stawiał się poza społeczeństwem" - wyjaśnia prof. Mikołejko.
Słowo "apostata" stało się określeniem pejoratywnym, stygmatyzującym. Przydomek ten nadano cesarzowi rzymskiemu Julianowi, który próbował połączyć chrześcijaństwo z dawnymi kultami rzymskiego panteonu. Imię to miało piętnować władcę jako odstępcę od prawdziwej wiary.
Choć dziś za odejście od Kościoła nie grozi śmierć ani pohańbienie, rytuał, zdaniem prof. Mikołejki, przypomina dawne akty wykluczenia ze wspólnoty ludzi. W obecności świadków apostata musi wygłosić formułę, że wyrzeka się wiary w Boga. Uczestniczący w obrzędzie ksiądz nosi czarną stułę. Według reguł Kościoła czarne szaty liturgiczne, wyrażają żałobę i pokutę. Czarny jest kolorem nicości, wyniszczenia, grzechu, królestwa śmierci. Szat w tym kolorze księża używają w Zaduszki (2 listopada) oraz podczas mszy pogrzebowych.
"To brzmi bardzo surowo i przypomina średniowieczne praktyki wyrzucania poza wspólnotę. Nie jest to wypowiadane wprost, ale symbolika tego rytuału jest taka, jakby odstępująca od Kościoła osoba umarła" - wyjaśnia prof. Mikołejko. Podobne rytuały apostazji są odprawiane w Kościele katolickim również w innych krajach.
Aktu apostazji dokonuje jednak znaczna mniejszość katolików, którzy z jakichś powodów chcą odejść z Kościoła. "Zrobił to Tomek Polak, któremu widocznie z jakiegoś powodu na tym zależało. Ale on był znanym duchownym, więc miał szczególne motywy" - mówi prof. Mikołejko.
Jest, jak przypomniał, wiele osób, które nigdy nie rozstały się z Kościołem w sposób formalny, chociaż de facto już do niego nie należą. "Ja jestem taką osobą, która wypisała się z Kościoła na takiej zasadzie, że po prostu przestał mnie on obchodzić" - wyjaśnia.
Według statystyk, które przytoczył, 88 proc. Polaków zostało ochrzczonych w Kościele katolickim. Jednak na niedzielne msze święte uczęszcza ok. 40 proc. ludzi mieszkających w naszym kraju. "Wielu ludzi nadal uznaje wspólnotę katolicką jako element tożsamości narodowej. Dlatego w ankietach 95 proc. społeczeństwa określa się jako katolicy, chociaż tylko 88 proc. Polaków jest ochrzczonych w tym kościele" - dodaje.
Większość z tych ludzi, jak mówił, nie jest jednak rzeczywiście wierzących i nie bierze udziału w życiu Kościoła. "Uznaje się powszechnie, że po katolicku należy się ochrzcić, po katolicku zaślubić i po katolicku pochować. I to tyle" - mówi
W poniedziałek politycy Ruchu Palikota zainicjowali "tydzień apostazji". Ta kampania ma na celu zachęcenie osób, które nie czują się członkami Kościoła katolickiego do sformalizowania tego stanu.
"To nie jest pierwsza taka inicjatywa. Istnieje przecież portal ateistów i takie środowiska, które prowadzą kampanię informacyjną na rzecz apostazji pod wpływem Polaka i innych głośnych wystąpień księży z Kościoła jak Tadek Bartoś czy Staszek Obirek" - przypomina prof. Mikołejko.
On sam jednak, jak podkreślił, apostazji dokonywać nie zamierza. "Jest w tym pewien paradoks. Gdybym dokonał tego aktu, to w jakiejś mierze uznałbym prawo Kościoła do decydowania o moim losie. A ja nie chcę żeby ta instytucja decydowała o moim losie. Odcięcie się - owszem tak, ale nie na gruncie reguł, które ta instytucja wyznacza" - zadeklarował.
Natomiast próby osób ze środowisk ateistycznych, które zaskarżają kościelną procedurę apostazji do świeckich sądów, prof. Mikołejko uznał za bezcelowe. Jak mówi: "Te osoby popełniają błąd. Jeśli ktoś chce przestrzegać prawa kanonicznego to jest jego wybór. Prawo kanoniczne, jak cała rzeczywistość wiary, jest sprawą prywatną człowieka i sprawą instytucji kościelnych. Paradoks polega na tym, że ci ludzie, protestując przeciwko wszechmocy kościelności, do tej kościelności się w gruncie rzeczy uciekają". (PAP)
ula/ ls/