Premierę spektaklu „Boeing, Boeing” Marca Camolettiego w reżyserii Witolda Mazurkiewicza zaprezentuje w środę bielski Teatr Polski. To jeden z największych przebojów światowych scen, wystawiany w ponad 50 krajach. Sztuka trafiła m.in. na West End i Broadway.
„+Boeing, Boeing+, jak wszystko w tym gatunku, ma taką cechę, że rozpędza się na początku, a potem trudno już go zatrzymać” – powiedział o spektaklu Mazurkiewicz, który jest także dyrektorem bielskiego teatru.
Sztuka opowiada historię mężczyzny, którego życie, zarówno uczuciowe, jak i erotyczne, reguluje rozkład lotów. Bohater ma trzy przyjaciółki, które są stewardesami. Każda z nich jest przekonana, że jest jego jedyną wybranką.
Farsa Camolettiego to najczęściej wystawiana francuska sztuka. W 1991 r. została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa. Do tego czasu zrealizowano ją 17,5 tys. razy. Jak zapowiedział reżyser bielska inscenizacja będzie nieco odmienna, choćby poprzez obsadę. Mazurkiewicz powierzył role młodym aktorom. „Prześledziłem w internecie wiele inscenizacji i zwróciłem uwagę, że zwykle mamy do czynienia z obsadą starszą. Nie rozumiem tego. Nasza obsada daje duży powiew świeżości” – powiedział.
Na scenie publiczność zobaczy m.in. Orianę Soike, Anitę Jancię, Agnieszkę Rose, Wiktorię Węgrzyn, Rafała Sawickiego, a także debiutującego Mateusza Wojtasińskiego. Co ciekawe, sztuka po raz pierwszy zagościła na deskach Teatru Polskiego 42 lata temu. Wówczas tą samą rolą co Wojtasiński debiutował nestor bielskich aktorów Kazimierz Czapla.
Dla Mazurkiewicza „Boeing, Boeing” jest swoistym debiutem. „To mój reżyserski debiut, jeśli chodzi o ten gatunek. To niezwykle przyjemne, uczące pokory, doświadczenie. Farsy piszą mistrzowie. (…) W Stanach Zjednoczonych są dziesiątki razy realizowane próbnie w mniejszych teatrach, a sztab ludzi obserwuje reakcje widowni. Są wielokrotnie poprawiane, aby w konsekwencji każdy klawisz dział tak, jak został zaplanowany. Pracując czasem próbowaliśmy odejść, spróbować pobocznych aktorskich, czy reżyserskich zabaw, ale to się nie udaje. Tak perfekcyjnie napisane są to rzeczy” – wyjawił reżyser.
Na polskie sceny farsa francuskiego pisarza trafiła w 1964 r. pod tytułem „Latające narzeczone”. Wystawiana była do lat 80. Teraz powróciła pod oryginalnym tytułem dzięki przekładowi Bartosza Wierzbięty, który jest autorem tłumaczeń m.in. filmów „Shrek” i „Madagaskar”. „Umiejętnie przeniósł najzabawniejsze treści oryginału w polskie realia” – uważa Witold Mazurkiewicz. (PAP)
szf/ pz/