Władze w Gdańsku przypuszczały, że w roku 1980 może dojść do masowego protestu robotników; nie wiedziały jednak, gdzie i kiedy - mówi ówczesny I sekretarz KW PZPR w Gdańsku Tadeusz Fiszbach. (Fot. A. Warżawa PAP)
Władze w Gdańsku przypuszczały, że w roku 1980 może dojść do masowego protestu robotników; nie wiedziały jednak, gdzie i kiedy - mówi ówczesny I sekretarz KW PZPR w Gdańsku Tadeusz Fiszbach.
(Fot. A. Warżawa PAP)
"Mieliśmy własną informację o atmosferze społecznej w województwie; wiedzieliśmy, że narasta niezadowolenie społeczne i może dojść do wystąpień. Tylko forma protestu nie była możliwa do określenia" – powiedział PAP Fiszbach. Nie sprecyzował jednak, jakie formy protestu ówczesne władze brały pod uwagę.
„Byłem na urlopie pod Olsztynkiem na Warmii, kiedy otrzymałem telefon" +zaczęło się+ - wspomina początek strajku w stoczni Tadeusz Fiszbach. W rozmowie telefonicznej zalecił, by jeden z sekretarzy KW PZPR pojechał do stoczni. "Byśmy mieli bezpośrednią, wiarygodną informację" - wyjaśnia. Sam przerwał urlop i wrócił do Gdańska.
W ówczesnych władzach - jak mówi Fiszbach - ścierały się dwie koncepcje rozmów ze strajkującymi: - rozmawiać z każdą ze strajkujących załóg osobno i starać się odizolować je od załogi Stoczni Gdańskiej lub uznać, że Międzyzakładowy Komitet Strajkowy reprezentuje wiele załóg i podjąć z nim rozmowy.
Zwolennikiem pierwszej koncepcji - przypomina Fiszbach - był wicepremier Tadeusz Pyka, który rozmawiał z poszczególnymi załogami w urzędzie wojewódzkim w Gdańsku. Kiedy rozmowy te zakończyły się fiaskiem, Pykę zastąpił wicepremier Mieczysław Jagielski. Jagielski opowiadał się za rozmowami z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym. "Niełatwo to przyszło, ale nasza koncepcja przeważyła" - wspomina Fiszbach.
W tym czasie rozmowy trwały także w siedzibie KW PZPR. „Z grupą najbliższych współpracowników, w tym również z wojewodą gdańskim, nieżyjącym już prof. Jerzym Kołodziejskim zastanawialiśmy się, jak temu sprostać, żeby rozwiązać tę sytuację" – wspomina Fiszbach. "Mieliśmy w pamięci ofiary grudnia 1970 roku w Gdańsku" - dodał, zaznaczając, że m.in. dlatego opowiadali się za rozmowami ze stoczniowcami.
"Przy czym w pewnym momencie strajk uważano za zakończony, jako że spełnione zostały postulaty strajkujących. Wtedy pojawiły się postulaty załóg: +że strajk nie dotyczy tylko Stoczni Gdańskiej, ale obejmuje Gdańsk, a nawet ma szerszy wymiar krajowy+" - wspomina Fiszbach. "No i wtedy pojawiły się postulaty stoczniowe, część osób opuszczała teren stoczni, a Alina Pienkowska wraz z Anną Walentynowicz wzywały do strajku" - dodał.
"Pamiętam też, jak w nocy z 16 na 17 sierpnia do siedziby KW PZPR przyszła Anna Walentynowicz, prosząc o pozwolenie na odprawienie mszy. Ja wtedy zapytałem, czy byli u księdza bpa Kaczmarka. Byli i powiedzieli: +skierował nas do pana sekretarza, żeby pan wyraził zgodę i co pan na to+. Ja powiedziałem, że ja się zgadzam; bez zgody centrali tak zdecydowałem" - powiedział PAP Fiszbach. "Poradziłem im, by pojechali do urzędu wojewódzkiego, bo tam jest urząd ds. wyznań i tam mogli uzyskać zgodę, pisemne potwierdzenie mojej zgody " - dodał.
Tadeusz Fiszbach wspomina też, że podpisał dokument, gwarantujący bezpieczeństwo międzyzakładowemu komitetowi strajkowemu. "Podpisałem go jako przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej, a nie jako I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego" - powiedział. "Uważałem, że to ma szerszy wymiar społeczny nie tylko polityczny, może dotyczyć całego społeczeństwa, dlatego podpisałem ten dokument" - dodał. Dokument ten - jak podkreślił - znajduje się do dzisiaj w sali BHP w Stoczni Gdańskiej.
Wśród 21 postulatów strajkujących stoczniowców było m.in. utworzenie niezależnych związków zawodowych, podwyżka płac, zwiększenie rent i emerytur, skrócenie wieku emerytalnego, wprowadzenie 3-letniego płatnego urlopu macierzyńskiego oraz podanie w prasie informacji o utworzeniu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.
"Najważniejszy z postulatów dotyczył powołania niezależnych samorządnych związków zawodowych. Z tym mocowaliśmy się bardzo długo, uzyskanie zgody na pozostałe żądania było łatwiejsze do osiągnięcia" - wspomina Fiszbach.
"Podczas negocjacji Wałęsa mówił: +panie premierze, załatwmy punkt pierwszy. Podpiszmy, a reszta to poleci szybko+. Tymczasem pierwszy punkt był najtrudniejszy, negocjowaliśmy najpierw te, łatwiejsze do osiągnięcia, poza tym pierwszym" - podkreśla.
O podpisanych porozumieniach sierpniowych Fiszbach mówi, że "miały duże znaczenie, historyczne znaczenie". "Los był dla nas łaskawy" - dodaje.
Pytany, czy potwierdził - jak utrzymuje Anna Walentynowicz - że Lech Wałęsa został do stoczni podwieziony motorówką, Fiszbach stwierdził: "moja wiedza to wiedza obiegowa, że Wałęsa przeskoczył przez płot". Przyznał, że rozmawiano o tym na plebanii kościoła św. Brygidy podczas spotkania rocznicowego w 20-lecie "Solidarności", i rozmowa miała luźny charakter. "Nie potwierdziłem wersji pani Walentynowicz" - podkreślił.
Obecnie Tadeusz Fiszbach jest ambasadorem RP na Łotwie.
Rozmawiała Elżbieta Dominik (PAP)
(wywiad przeprowadzony w sierpniu 2005 r.)