Daniel Fried, były ambasador USA w Warszawie i były dyrektor wydziału europejskiego w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i w Departamencie Stanu, w rozmowie z PAP z okazji 30-lecia Solidarności powiedział, że kierownictwo polityczne USA było zaskoczone ówczesnymi wydarzeniami w Polsce.
PAP: - Jak wspomina pan polski Sierpień 1980?
Daniel Fried: - Byłem wtedy na placówce w konsulacie amerykańskim w Leningradzie (obecnie: St. Petersburg). Pamiętam rosnący niepokój Sowietów. Wszyscy mówili o wydarzeniach w Polsce, ale jakby nie wiedziano, jak na nie zareagować. Czuło się wrogość sowieckiego rządu. Myśmy przyjęli te wydarzenia z entuzjazmem i jednocześnie zdumieniem. Miało się poczucie znaczenia, jakie odgrywa obecność w Watykanie papieża Jana Pawła II, choć jego pontyfikat trwał wtedy niespełna dwa lata.
PAP: - Jakie były oczekiwania i obawy ówczesnej amerykańskiej administracji, co do sytuacji w Polsce?
D.F.: - Wtedy bardzo trudno było przewidzieć, jakie zmiany przyniesie w końcu powstanie Solidarności. Zbigniew Brzeziński, który wtedy był szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego w administracji prezydenta Cartera, rozumiał, co się dzieje. Ale gdyby ktoś wówczas powiedział, że za dziewięć lat Polska odzyska niepodległość, a wkrótce potem upadnie komunizm w całej Europie i rozpadnie się Związek Sowiecki, uznano by go za szaleńca.
PAP: - Jak po 30 latach ocenia pan znaczenie narodzin Solidarności?
D.F.: - Kiedy spoglądamy wstecz, widać oczywiście, jak doniosłe to były wydarzenia.
Rozmawiał: Tomasz Zalewski (PAP)
(wywiad przeprowadzony w sierpniu 2010 r.)
tzal/ dmi/ mc/ hes/