Jeden z kapłanów diecezji częstochowskiej, nieżyjący od 23 lat ks. Brunon Magott, był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB, choć o tym nie wiedział. Rejestrując go esbecy dopuścili się fałszerstwa, ale jednocześnie korzystali z informacji uzyskiwanych od księdza.
"W mojej prawie 10-letniej pracy w IPN nie natrafiłam na inny tak kontrowersyjny przypadek. Uderzające było zestawienie postawy życiowej zacnego, uznawanego za autorytet księdza, z materiałami sugerującymi jego współpracę z SB, stojącą w sprzeczności z całym jego kapłańskim życiem" - powiedziała PAP dr Łucja Marek z katowickiego IPN, która wraz z ks. Mariuszem Trąbą przeanalizowała dokumentację dotyczącą ks. Magotta.
Niezwykła historia kapłana, pokazująca jak skomplikowane i niejednoznaczne bywały sytuacje współpracy lub oporu księży katolickich wobec reżimu komunistycznego, została opisana w książce "Przypadek ks. Brunona Magotta", wydanej przez katowicki oddział IPN.
W materiałach IPN zachowała się kompletna teczka ewidencji operacyjnej księdza, ukazująca go jako gorliwego duszpasterza i przeciwnika ustroju, poddanego inwigilacji SB. Dwie inne teczki dotyczą jego nieformalnych kontaktów z SB i wskazują, że był tajnym współpracownikiem tej służby. Historycy postanowili rozwikłać tę sprzeczność.
Szczegółowa analiza akt dowiodła, że rejestrując księdza funkcjonariusz SB dopuścił się fałszerstwa i nadużycia; wszystko wskazuje na to, że duchowny nie miał o tym pojęcia. Gdy jednak tego typu ramy rzekomej współpracy zostały już stworzone, można było wypełniać je informacjami, uzyskiwanymi od księdza w nieformalnych rozmowach, szczególnie w latach 1985-86.
"Nieprawidłowości formalne to jedna rzecz, a nieformalne kontakty księdza z funkcjonariuszem SB - druga, dająca przesłanki pozwalające funkcjonariuszowi na utrzymywanie formalnych zapisów w ewidencji. Informacje zawarte w tych dokumentach są prawdziwe; znajdują potwierdzenie w aktach kościelnych i relacjach świadków" - tłumaczy dr Łucja Marek.
Z akt nie wynika, by informacje księdza mogły komuś zaszkodzić, duchowny nie miał też z rozmów z esbekiem żadnych korzyści. SB korzystała jednak z jego informacji, dowiadując się o niektórych wydarzeniach w Kościele. Kapłan niechętnie rozmawiał z funkcjonariuszem, ale też nie wyrzucał go za drzwi. To pozwalało esbekowi na podtrzymywanie kontaktu i traktowanie księdza - już zgodnie z procedurami SB - jako tajnego współpracownika. Rozmowy odbywały się zwykle bez świadków, na plebanii.
Współautorka książki ma świadomość, że "Przypadek ks. Brunona Magotta" wpisuje się w dyskusję na temat wiarygodności wytworzonych przez SB materiałów oraz względności oceny dotyczącej tego, czy postawa poszczególnych osób była współpracą ze służbami PRL, czy nie. Według dr Marek, materiały SB należy analizować krytycznie, ale nie wybiórczo.
"Starałam się rzetelnie i wiarygodnie przedstawić wszystkie aspekty sprawy, także nieprawidłowości i fałszerstwo w tych dokumentach. Ten przypadek pokazuje, że nieprawidłowości się zdarzały, choć nie było zjawiska nagminnych fikcyjnych rejestracji. Również rejestracja tego współpracownika nie była od początku do końca fikcyjna - do spotkań księdza z funkcjonariuszem dochodziło, to także jest fakt" - powiedziała Marek.
Ambicją autorów publikacji było pokazanie wszystkich aspektów domniemanej współpracy księdza z SB. Częścią książki są wspomnienia o kapłanie pisane przez innych duchownych. Są też dokumenty kościelne, zastawione z materiałami SB. Wnioski autorzy pozostawili czytelnikom.
"Ważne jest, by analizując materiały SB nie traktować ich wybiórczo, uznając za prawdziwe tylko to, co pozytywnie przedstawia daną osobę, a negując, gdy pokazują jakąś niewygodną prawdę" - podsumowała współautorka książki.
Marek Błoński (PAP)
mab/ hes/